Jakbyśmy byli nie do końca dobrze urodzeni
Przez młodą matkę. Bez doświadczenia.
Może się brzydziła? Lub nie wiedziała, że trzeba to zdjąć, przegryźć
uwolnić nas?
Oczywiście, sam poród przeszedł według wszystkich punktów, poprawnie.
Tylko z czasem, nasz chód przemienił się w pełzanie.
Trudno było stawiać - jak inni - sprawnie nogi.
Szybko opanowana technika i nawet nie zaczęło nam nazbyt doskwierać
czy przykrywać uwagę innych.
Raczej poddani radości przemianowania się, oddalenia od matki
- jak inni robiliśmy to, co się robi, gdy zew natury pcha cię
do poznawania świata
Podobnie w przypadku wyciągania ręki (ku czemuś, komuś) rąk.
Rzadko udawało się uchwycić. Choć przez elastyczną powłokę
odczuć można było ciepłotę, twardość lub miękkość przedmiotu.
Rozwierało to przed nami różnorodność istnienia materii.
Sami będąc różnorodnością, czuliśmy to tak mocno, że myśl o szczęściu
zdawała się być tak krucha, że z żalu i litości porzucaliśmy ją.
Jakbyśmy byli nie do końca dobrze urodzeni. Przez młodą matkę
bez doświadczenia.
Może się brzydziła? Lub nie wiedziała, że trzeba to przegryźć, zdjąć, uwolnić nas?
A mimo to, żyjemy, widzimy, doświadczamy.
I tylko ten jeden punkt w procedurze pominięty, ale sam poród
przeszedł według innych punktów, poprawnie.
I widzimy- choć z lekkim zniechęceniem. Ale to minus, czepianie się.
I słyszymy- choć wespół z ciągłym szmerem - ale to ornament,
jakiś przepych, znamie, piegi.
Dotyk. Jest możliwy. Odbywa się. Choć potrzeba czasu
na przyzwyczajenie się - pozbycie obrzydzenia. Ale jest. Jest możliwy.
I z czasem tylko pojawia się myśl: czy chociaż na sądzie ostatecznym
Staniemy wszyscy. Czy będziemy tam w płci dobranej do ducha
bardziej starannie.
Bez względu na to, jakie punkty ten sąd przewiduje chcę wiedzieć
czy będzie tylko ten jeden: byśmy nie byli pomyłką?