Kto wie ilu musiało zginąć zanim ludzkość zdobyła
ów oblodzony szczyt.
Szedł tam szwadron mężczyzn zamarzłych w pół drogi
i kilku, co zmarło pod szczytem oraz jeden, który go zdobył
a potem skrzepnął na kość.
Ci co byli na dole
zazdrościli temu na górze
i kiedy granica wytrzymałości znów się przesunęła
zabrali go śmigłowcem
do znakomitego muzeum.
Umieścili ciało w gablocie
aby odmarzał w kompanii gnojków z podstawówek staruszek z domów opieki szaleńców szukających
nadziei, pragnących zdobyć inną wysoką górę.
Zbyt wiele zrobił
wielu zaszedł za skórę.
Właśnie oni
nie pozwolili, aby
na szczycie, jak chciał
jak pragnął najbardziej
pozostał sam.