Rana tkwi w tobie głęboko ukryta,
jak miecz Świętego Michała Archanioła
w Smoku – Lucyferze.
Może to tylko wyrzut sumienia,
człowieka czyniącego wokół siebie
pustynię, której na imię:
ja chcę, ja muszę, tak ma być.
Niezdolny do współczucia,
niezdolny do kompromisów,
zdolny do miłości samego siebie,
zastygł w letargu.
Śpiew ptaków zamilkł,
główki chabru na polu
ze wstydu stały się czerwone,
oset zamienił nazwę na bławatek.
Słyszę głuche westchnienia
i narzekania zerwanej lemieszem,
pokrytej liszajami i krostami
twarzy matki, ziemi.
Trzewia to jęki i syki lawy wydobywającej
się do nowego życia.
Ledwo opuściwszy ciepłe łożysko
ziemi – rodzicielki – wydaje ostatnie tchnienie.
Stając się kamieniem, upodabnia się do serca
człowieka, miłującego samego siebie.
Gliwice, dnia 14.07.2015 r.