Kocham cię o dziesiątej nad ranem, o jedenastej i o dwunastej. Kocham cię całą moją duszą. Czuję, że jesteś stworzona dla mnie.
Kto zwątpi w takie uczucie? W słowa, wypowiedziane sercem bijącym dla tej jedynej, ukochanej? Jak jeszcze można wyrazić to, co się czuje? Gestem, wzrokiem, postawą? Zbyt mało, by oddać wszystkie barwy nastrojów, wahań, uniesień miłosnych. Ich źródło, schowane głęboko w duszy, potrzebuje sprawnego przewoźnika.
Mowy.
Nie ma innego miejsca, do którego bym przyszedł, do którego bym poszedł, lepszego niż twoje ciało. Przychodzisz cała calusieńka na spotkanie ze mną, i oboje zatracamy się na mgnienie, rzucamy się w usta Boże.
Gdzie znajdzie schronienie zranione serce? Co ukoi jego krwawiącą ranę i zamieni ją w bliznę? Nauczy kochać prawdziwie, bez fałszu, oddanie? Nauczy ufać?
Mowa.
Codziennie cię kocham i nienawidzę. I są również dni, są godziny, w których cię nie znam, w których jesteś dla mnie obca jak żona innego. Kto mógłby cię kochać mniej niż ja, kochanie?
Jak można upodlić, poniżyć człowieka? Zrobić z niego laleczkę voodoo? Rozdeptać jego wiarę i nie dać zaznać radości? Bez gestu, bez ruchu. Samym słowem.
Mową.
Jest sposób, żebyś zrobiła mnie całkiem szczęśliwym, kochanie: umrzyj.
A w końcu podciąć skrzydła świergocącej miłosnym upojeniem dusze. Zamknąć ją na wieki w klatce. Daleko od słońca. Żeby cierpiała. Długo, ile się da sił. Zabić. Samym słowem.
Mową.
Nie mogę bez ciebie żyć. Jesteś potężna, niezbędna i szczera. Jesteś częścią mojego istnienia.
Jak Ciebie nie kochać, kochana Mową?
Z meksykańskiego przełożyła Inesa Melnychenko