Otwieram ją od święta i potrzeby
wydobywa z siebie zapach jej życia
korale, okulary i jeszcze korale
bursztyny, agaty, jaspisy, perełki prawdziwe
i ładne prezenty
lubiła korale
ulga i tortura, w oczach łzy
jak małe słone paciorki
pęcznieją – nie chcą spłynąć
moja skóra pachnie podobnie
choć dotyk mam mniej subtelny
przywierają do niej pogodnie
znów chcą zdobić szyję swej pani
nie uśmiechnie się do nich, nie pogładzi czule
wychudzoną ręką nie przewlecze, nie pogubi
bym odnalazła je po latach
nie miały jej za złe
teraz marnieją ze smutku zamknięte
w szkatułce z czarnej laki
z japońskim żaglem na wieczku
mieszam w niej jak w czasie pełnym wydarzeń
radości, zmartwień, choroby
muszę je nosić, jak talizman strzec
może odżyją przy mnie i po mnie
pamiątką się staną drogą
teraz różaniec z korali czerwonych
splata jej dłonie
odmawiać go będzie i tam