Pragnę w imieniu przyjaciół ze Stowarzyszenia Autorów Polskich pożegnać Józefa Komarewicza. Poznaliśmy się około 40 lat temu. To spory szmat czasu. Poznaliśmy się dobrze i pozostaję pod wrażeniem Jego serdeczności i otwartości. Odszedł przedwcześnie i trudno się z tym pogodzić. Mieliśmy wspólną poetycką pasję, wspólne doświadczenia ze studiów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, wspólnych znajomych nie tylko w Krakowie, w całej Polsce oraz poza jej granicami.
Józiu, bo tak najczęściej się do Niego zwracałem, ukończył Podyplomowe Studium Dziennikarskie przy Instytucie Filologii Polskiej UJ. Był naszym najlepszym ambasadorem. To właściwe słowo wobec Jego aktywności w mediach polonijnych od Argentyny, poprzez Austrię, Rosję, Ukrainę, Kanadę i Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Nie sposób wymienić wszystkich krajów, w których promował założoną przez siebie grupę poetycką „Obserwatorium”. Funkcjonując w ramach Tarnowskiego Ośrodka Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy, początkowo przy Domu Kultury Zakładów Mechanicznych „Tarnów”, w kolejnych latach przy Klubie Pracy Twórczej „Starówka”, Wojewódzkim Ośrodku Kultury, Tarnowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego S.A., wreszcie przy Tarnowskiej Fundacji Kultury.
Programowy manifest pisaliśmy wspólnie. Chcieliśmy „... więcej światła, przyjaźni i marzycieli...”. Zbiory wierszy wydawała przy jego dużym osobistym zaangażowaniu „Oficyna Tarnowska” Wojewódzkiego Ośrodka Kultury. Jego najważniejsze publikacje ukazały się na łamach: Studenta (gdzie debiutował), Zwojów (The Scrolls), Miesięcznika Literackiego, Pisma Literacko-Artystycznego, Akantu, Życia Literackiego, Nowego Dziennika (Polish Daily News, NY, USA), Odwetu – pisma Stowarzyszenia Kombatantów „Jędrusiów” Żołnierzy Armii Krajowej, Sowińca, Wici Polonijnych, ZNAJ – kwartalnika artystyczno-naukowego Stowarzyszenia Autorów Polskich, Głosu Polskiego (La voz de Polonia, Buenos Aires, Argentyna), kwartalnika Scena Polska (Pools Podium, Utrecht w Holandii), miesięcznika Polonii Austriackiej Polonika w Wiedniu, w Dzienniku Kijowskim, w Magazynie Polskim - czasopiśmie ukazującym się w Grodnie, na portalu IRLANDIA.IE. Był redaktorem naczelnym Metalowca Tarnowskiego, pracował jako dziennikarz tygodnika TEMI oraz tygodnika Tarnowskie Echo Magazyn Informacyjny i w zespole redakcyjnym miesięcznika Okolice. Organizował konkursy literackie i bardzo dużo spotkań autorskich, częściej przyjaciół niż własnych.
Opublikował pierwszy „Zarys działalności Tarnowskiego Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy przy Młodzieżowej Agencji Kulturalnej z lat 1975 - 1985”. Był współautorem „Przewodnika po upamiętnionych miejscach walk i męczeństwa lat wojny 1939-1945 r., wydanego przez Radę Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, w Wydawnictwie „Sport i Turystyka”, w 1988 r. Opublikował książkę „Pisać czy kłaniać się burmistrzowi”. Był współautorem „Encyklopedii Tarnowa”, prezesem Rady Oddziału Tarnowskiego Stowarzyszenia Autorów Polskich, członkiem Sądu Koleżeńskiego SAP przy Radzie Krajowej w Warszawie, specjalistą public relations w Firmie Marketingowej „Hektor”. Sekretarzem redakcji „Odwetu” w Połańcu. Należał do Stowarzyszenia „Media Polanae”, był redaktorem społecznościowego serwisu informacyjnego wiadomosci24.pl
Długo można by wyliczać Jego działania. Jak napisał Rysiu Zaprzałka „...ostatnio obecny bardziej w Chicago niż w rodzinnym Tarnowie... był współorganizatorem i rzecznikiem prasowym Forum Mediów Polonijnych przez wiele lat, jednym z nestorów tarnowskiej żurnalistyki...”.
„...Po pierwszym wylewie długo przychodził do siebie ale ostatnio jakby nadrabiając stracony czas niezwykle aktywnie działał, szczególnie w środowisku Polonii. Przez całe lata był człowiekiem instytucją, pozostawił po sobie sześć zbiorów wierszy i pamięć… A ponieważ zgodnie ze swoim poetyckim mottem - „Pisząc siebie/ nabierz jednak/ wody w usta” – tak naprawdę nie wiele o nim wiedzieliśmy… Szczególnie mocno dociera to do nas teraz.
Był gościnny i nie raz odwiedzałem Jego i Olę w ich mieszkaniu na osiedlu XXV – lecia. Cieszył się z osiągnięć swojego syna Łukasza na studiach, patronował jego publikacjom. Martwił się o znalezienie dla niego pracy, potem chwalił jego dorobkiem.
„Józek, tarnowski bracie – napisała Anna Szymańczuk - od kilku godzin mówię ludziom, że odszedłeś, że Cię nie ma. I wyobraź sobie, że oni w to nie wierzą. To dobrze. To znak, że Ty TAM żyjesz.”
W czerwcu napisałem do niego takie oto posłowie:
***
Ile to już lat przedzieramy się przez słów gęsty las.
Przez ten cały czas ważne dla nas są ich: dźwięk, i rym, i rytm.
Wiersze żyją wiecznie.
W polonijnych mediach łączą cały świat.
Zawędrował z nich niejeden dalej niźli oczy ponieść mogą.
I na łamach prasy łamaną polszczyzną
czyta je dziś może argentyński wnuk powstańców styczniowych:
Antonio, Ignatio lub Jose.
I być może kiedyś odszukają właśnie oni:
Ignacy, Antoni i Józef, galicyjskie ślady swej genealogii.
A my nie musimy wcale lecieć do Chicago,
bo przy North Milwaukee Avenue czytają nasze teksty
przy polskim kościele Stanisława Kostki,
Ci którzy emigrowali za chlebem.
Od Austrii do Australii.
One trafiają do najdalszych krańców świata
i gdzie jeszcze sam nie wiem.
Docierają poprzez granice i oceany
ojczyste wyrazy, uczucia własnym językiem nazwane.
Chociaż odchodzimy pojedynczo
jak: Rybowicz, Karwat, Reuter i Cyganik,
pozostawiamy po sobie rodową schedę.