Jest już nas ponad siedem miliardów
do tej j e d y n e j z daru wszechświata
piłki ziemskiego globu,
toczonej od nogi do nogi tak,
że – niczym w tańcu rozzuchwalonym –
wirując gubi regularny obrót
i z nieobliczalnymi pląsami
kręci się wokół Słońca.
Jak w wielomiliardowym tumulcie
wykiwać rywali?
Jak wysforować się na tę czystą
pozycję celnego podania – komu?
do strzału – gdzie?… w mig blokowanego!
Faul jeden po drugim, bez pardonu,
Skopane nogi w kostkach, kolanach.
Żal patrzeć na innych i samego siebie.
Co raz szybują w niebo: to żółta,
to znów czerwona kartka, ostateczna
na pohybel wykluczonym z supergry o wszystko.
I konsternacja: dla iluś tam
świat się nagle zakończył.
Ale wystarczy ostry gwizdek sędziego
i znów rozpala się szaleńczo w nas
nieustępliwy pęd do tej jedynej
ziemskiej piłki z ł o t e j.
Pęd na jak długo
dla kogo wygrany
i tą złotą, niewybijaną spod nóg
uwłaszczony…?