Sławomira Krzyśki nie ma potrzeby specjalnie przedstawiać wśród licznych czytelników „Akantu”. Obok Stefana Pastuszewskiego, Marka S. Podborskiego czy Jerzego Utkina, należy on do autorów najpłodniejszych literacko. Dotyczy to nie tylko obecności na periodycznych łamach, ale przede wszystkim publikowanych książek. Jeszcze nie ucichły echa po wydaniu Chwili wyciszenia (Gniezno 2024), a już robi się coraz głośniej o nowej książce poetyckiej Krzyśki Czerwona biel (Bydgoszcz 2024).
Okazało się, że tytuł Czerwona biel jest… zwodniczy, jako że dałem się zupełnie nabrać, oczekując tam utworów o tematyce „biało-czerwonej”, patriotycznej, może nawet trochę bogoojczyźnianej, jak np. u W. Wencla, choć przecież do bibliofila z Gniezna jakoś to nie przystawało. A skoro tak łatwo dałem się zwieść, to najwyraźniej myślę pochopnie, schematycznie, stereotypowo. Ale z premedytacją wymyśliłem „fałszywy” tytuł dla niniejszej recenzji, aby… nie czuć się osamotnionym w tej nietrafionej intuicji! Zatem wyraźnie to trzeba powiedzieć, że w książce tej daremnie by szukać śladowych wątków z lokalnej historii, bladych aluzji do małej ojczyzny autora, że o akcentach narodowych czy martyrologicznych nie wspomnę. Notabene nie jest to, bynajmniej, żaden zarzut, ale najzwyklejsze stwierdzenie faktu.
Autor Rozterek brodacza (2023), jako poeta, nie zamierza rozmieniać się na drobne, wdawać się w jakieś partykularyzmy, choćby narodowe. Od lat ima się tematów ogólnych, uniwersalnych, ahistorycznych. Są to przykładowo: czas (trwanie, przemijanie), byt, atrybuty i sens egzystencji, miłość, komunikacja interpersonalna, Absolut wreszcie. Jako bystry obserwator, z wykształcenia matematyk, uważnie i wnikliwie przygląda się życiu (rzeczywistości), wychwytując różne aporie, antynomie, paradoxy, paralogizmy i obiekcje teoretyczne. Na styku jego ontogenezy i obserwacji (samo)krytycznych powstaje liryka, o której Stefan Pastuszewski pisze: „Jest to poezja słów, sensów i głębi filozoficzno-duchowych, a nie obrazów, choć one też się pojawiają, ale jakby w tle, zamglone, lekko tylko naszkicowane” (vide posłowie). Zatem jest to ars poetica niewątpliwie indywidualna i intelektualna.
Czytelnicy trudnych dzieł np. Marcina Heideggera doskonale wiedzą, że sama egzystencja, jak i jej ontologiczny (metafizyczny) kontekst, tak naprawdę wymykają się pełnej intersubiektywnej werbalizacji. I chociaż Grzegorz H. Gadamer twierdził, że „poezja jest językiem w sensie nadzwyczajnym”, podkreślając jej szczególny potencjał w obnażaniu tajemnic egzemplaryczności, to dziś zdajemy sobie sprawę z naturalnych ograniczeń w tym zakresie. Dekonstrukcjoniści odkryli płodną prawdę, że „wiersz mówi, nie mówiąc, o tym, o czym nie mówi, mówiąc”. Z czego wynika, że de facto sam autor nie wie do końca (na 100%), o czym opowiada jego wiersz! Ma tego świadomość także Sławomir Krzyśka, pisząc teksty autotematyczne, w których czytamy np. „Nie ustają poeci/ w nierównej walce/ ze słowem” (s. 19) albo: „Wiersze potrafią/ w zawiłości słów/ nie mówić prawdy/ (...) Iść krętą drogą/ wkładać maski/ śnić” (s. 47; por. także wiersz Rozmowa o poezji). A w swoistej apostrofie Do poezji – co znamienne! – sam poeta zadaje pytanie: „Czy znam/ twój urok barwę i rytm”.
Twórca Pękającego szkła (2022) celuje w stawianiu tzw. pytań istotnych, ale nie zamyka ich swymi refleksjami. Mało tego, zdaje się sugerować, że satysfakcja poznawcza w ogóle nie jest możliwa: „Szukasz odpowiedzi/ na najprostsze pytanie// Znajdujesz/ i nadal nic nie wiesz/ dopóki tu jesteś” (s. 21). Taka uwaga pewnikiem nie zachęca do wytężonych poszukiwań prawd ultymatywnych. O bezowocności tychże wiedzieli już przeróżni metafizycy, ale mniejsza z tym, skoro cenili głównie samo zadawanie pytań. Niekiedy utwory gnieźnieńskiego poety (implicite!) generują tak wiele kwestii pytajnych, że jako takie mogłyby posłużyć za temat osobnego minieseju!
Od strony formalnej o polisemantyczności wierszy z Czerwonej bieli decyduje głównie (wbrew pozorom!) bogata metaforyka. Bywa, że dość proste przenośnie (np. „drżące imię”, „rytm barwy”, „ogród wspomnień”, „gniewna mgła”, „popioły wiary”, „krople snów”, „ruiny smutku”, „martwa cisza”, „zmęczone słowa”), nierzadko ulegają spiętrzeniu, wzmacniając poetyckość zapisu („w aorcie marzeń świt”, „ręce jak kamienie tańczą na krawędzi snu”, „sny martwe w kokonie ślepych łez”, „wodospad rozbitych chwil”, „obłoki gniewu wieszczą łzy”, „lecący na niebie list nie uniesie żalu”, „na beztroskim niebie szybuje rozdarty ptak ciszy”). Do tego dochodzą metaforyczne porównania („delikatne jak niebo”, „słowa jak dźwięki ukryte w spojrzeniach”, „głos jak burza owinięty w bawełnę” itp.). Okazuje się, że Krzyśka uwielbia rozbudowane wyrażenia oksymoroniczne, np. „zgiełk milczących ust”, „widzisz z dwóch trzecie”, „nic nie mówiąc powiem wiele”, „czerpanie wody z wyschniętej studni”, „noc jasna i dzień okryty ciemnością”, „słowa które wychodzą przez zamknięte usta”. Może jeszcze bardziej ceni wszelkie niedookreślenia, z których kreuje oniryczną aurę wielu wierszy. Wobec tego, czyż TAKĄ poezję można zasadnie nazwać ascetyczną?
Wydaje się, że autor gorliwie praktykuje sztukę poetycką ściśle według hasła J. Przybosia Najmniej słów. Fakt, na ogół jego liryki są krótkie, celne, treściwe. Jednak daleko mu, pod tym względem, do lapidarności Mirona Białoszewskiego (faza przypływu), do niedoścignionego mistrza lakonizmu Tadeusza Liry-Śliwy czy choćby do werbalnego minimalizmu Zbigniewa Tlałki. Jasne, że autor zbiorku Zabrane ciszy (2023) raczej NIE ZAMIERZA konkurować z ww. poetami, bo i po co? Sławomir Krzyśka, matematyk-poeta, niewątpliwie jest sobą, oprócz świata liczb kocha sztukę słowa, oksymoroniczne formuły i wyszukane paradoksy, z których buduje oszczędne, ale wieloznaczne, nowoczesne konstrukcje artystyczne. Po mistrzowsku, z matematyczną precyzją, mnoży niedookreślenia sensów, potęgując ich deskryptywny i ekspresywny potencjał. I taka pointa-wyzwanie: „Weź czytaj/ szukaj odpowiedzi” (s. 65).
Sławomir Krzyśka Czerwona biel, Instytut Wydawniczy „Świadectwo”, Bydgoszcz 2024, ss. 99.