Czasem jest coś takiego w obliczu człowieka, że ma na twarzy wypisaną informację – oczywiście dostrzegalną przez niewielu – co jego siła twórcza jest mocno zaangażowana w utrwalenie słowem na kartach księgi „śladów niespodziewanych na przełaj”. Taki powiew zamyślenia poczułem od Tadeusza Karabowicza w czas luźnej rozmowy w pracowni artystycznej „Krezbi” w Lądku Zdroju, przed IV Nocą Poetów (2020). Lubelski gość został uhonorowany nagrodą Gnoma (kryształowa pryzma z wygrawerowanym nazwiskiem laureata) im. Marianny Bocian.
Tadeusz Karabowicz urodził się w 1959 roku w Sawinie. Dawnym prywatnym mieście biskupów chełmskich. Owiany w kołysce aurą przeszłości posiadł zdolność obserwacji niematerialnych kolorów oraz kształtów otaczających ludzi i przedmioty. Oczami poety widział: potyczki polskich powstańców z wojskami rosyjskimi podczas powstania styczniowego, płonące zabudowania w czas I wojny światowej odartego przed półwieczem z praw miejskich Sawina. Likwidację szkół ukraińskojęzycznych w międzywojniu. W kolejnej wojnie wywózkę Żydów do obozu zagłady w Sobiborze. A po jej zakończeniu Akcję „Wisła” wymierzoną w jego rodaków. Szkołę Podstawową kończył w Tarnowie, Liceum Ogólnokształcące w Siedliszczu, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, najpierw pedagogikę, następnie historię, w obu specjalnościach uzyskując tytuły magisterskie.
Poeta, tłumacz, literaturoznawca, krytyk literacki. Członek Związku Literatów Polskich, Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Honorowo – Klubu Inteligencji Twórczej Stowarzyszenie Żywych Poetów w Brzegu, ponadto Komisji Polsko-Ukraińskich Związków Kulturowych PAN Oddział w Lublinie. W przeszłości (1986-1995) redaktor literacki w ukraińskim tygodniku społeczno-kulturalnym „Nasze Słowo” w Warszawie. I w kwartalniku „Swito-vyd” (1990-1999) wydawanego w Nowym Jorku i Kijowie przez Bohdana Bojczuka i Mariję Rewakowycz. W 2001 roku zainicjował wydawanie rocznika „Ukraiński zaułek literacki”. Współtwórca (wraz z żoną Aliną) Skansenu Kultury Materialnej Chełmszczyzny i Podlasia w Holi. Mieszczącej na wolnym powietrzu – obok drewnianej cerkwi prawosławnej (dawniej grekokatolickiej) z 1702 roku pw. świętych Antoniego Peczerskiego i Męczennicy Paraskiewy, drewnianej dzwonnicy i cmentarza prawosławnego – drewniane chałupy i wszelakie budynki gospodarcze. Inwentarz muzealny uzupełniają: wiatrak „koźlak” (z początku XX w.), kapliczki, ule. Nie ma się co dziwić słowom autora: „Znowu w bezsenne noce powraca Poezja / w niewidzialny sposób dedykowana światłu w oknach”. Tym ze skansenu – drgającym płomykiem świecy! Prowadzącym poetę do stołu tworzenia „znowu noce bezsenne są darem / a nie udręką”. Ostrzega jednak „zapiśników pełnych pychy” (takich setki w naszym kraju): „strzeżcie Poezji gdziekolwiek jesteście / obnażeni z szat na Sądzie Ostatecznym // zagubieni w nicości naiwnego myślenia / że życie trwa wiecznie / i nie przemija”. Ich „pisadło” – twierdzi Karabowicz – dobitnie zaświadcza, że są „nadzy wobec rozpaczy i wojny / która niweczy bramy i kruszy światło w oknach”. Lepsza jest wiara naiwna jak dwustuletni sen młodzieńców z Efezu. Bo w każdej epoce znajdzie się Decjusz pławiący się w prześladowaniach, zakazach, nakazach. Burzący zastany porządek, rodzące się nowe. A przecież za Norwidem: „Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…”. Z tym, że dzieło prawdziwe często rodzi się z bólu krzywdy, upokorzenia?
Odnotować należy: tom wierszy Tadeusza Karabowicza Ślady niespodziewane na przełaj (Warszawa 2024) ukazał się w Wydawnictwie „Pisarze.pl”. Autorem ilustracji na okładce – w tym nadrealistycznej twarzy autora – i wklejkach jest Krzysztof Bojarczuk. Słowem wstępnym tom opieczętowała Urszula M. Benka. Zawiera dwadzieścia jeden wierszy, pisanych na przestrzeni przeszło dwóch dekad. Najstarszy datowany jest 29.02.2001 (Wiatry wiały), najmłodszy 14.01.2021 (Droga). Większość utworów bez metryki. Zbiór stanowi monolit tematyczny! Zagłębiając się w tytuł przeszywa nas mityczność czasu i przestrzeni, identyfikacja podmiotu i przedmiotu, materii i energii. Kiedyś cud interpretacji względności i czwartego wymiaru w kompozycjach – wprowadziła matematykę – pozwolił Katarzynie Kobro rzeźbę zespolić z przestrzenią w jeden organizm – bez początku, bez końca. Może to wirtualność? Może Duch? A może w Poezji (pisanej przez poetę dużą literą) ukryty Stwórca? Na to pytanie nie znajdziemy odpowiedzi w wierszach. Ale jest dużo kluczy, nawoływań, wielokrotnych sensów:
(…)
nie pozostaje kropla deszczu po nawałnicy
wysuszona pragnieniem życiem
(…)
wichry milkną
i chcą łasić się do rzeki
która znowu płynie przez wieczność…
(…)
słowa zagłuszał szum wiatru
i cichła burza nad urwiskiem
ikony w surowym geście próbowały coś powiedzieć
ale słyszałem tylko stuk mojego zamarłego serca
Siedmiokrotnie, w pierwszym tygodniu października – od niedzieli do soboty – studiowałem utwory poety, przenoszące mnie w krajobraz znany, polny, przestrzenny (moje korzenie). Pustkowie. Szukam trawy na popas dla bydła w czas przednówka. Wichry porywiste prą w mój grzbiet jak w żagiel. Nawałnica muruje pole widzenia. Ciemność… „trzeba przykładać ucho do ziemi / by słyszeć źródło z głębiny / zapomniane w nabrzmiałej rozpaczy”. Nagła cisza; podmiot liryczny rozświetlony płomieniem lampki oliwnej pozwala sięgnąć sakralności węchem, dotykiem, smakiem. Może poprzez miód? – od zarania dziejów składnik potraw i napitków – unieść się nad miejsca po których stąpał Nauczyciel. Deszcz z wolna ustaje, mgła opada. Oczom ukazuje się Arkadia dzieciństwa: klony wzdłuż gościńca, sad pełen wiśni, roje pszczele. Na widnokręgu prastary bór, są wilki – całe watahy dopowiada poeta – ryczące jelenie (ich ryk autorka wstępu porównuje do modlitwy porannej „Kiedy ranne wstają zorze”, stada ptaków nad drzewami, wiewiórki, „błogosławione czajki”, żurawie. Gdzieś w oddali w szarości ogromnego nieba tafle popękanej kry i ryby w topieli wiosny i pryzmy śniegu na odludziu zalegające do lata. I głos Tadeja: „będę czekał na brzegu rzeki / przytulony do snu jak do poduszki…”.
Dzieciństwo w swojej uczciwości zapatrzone jest na świat? Młodość wprawdzie pełna ideałów, ale najważniejszy byt. I czas dojrzały, kiedy ogląd rzeczywistości, doświadczenie życiowe, gros tragedii, niesprawiedliwość w człowieku wrażliwym (poecie) pozostawia oczekiwanie Dnia Pańskiego (Paruzji). Drugiego przyjścia Chrystusa na ziemię w chwale pod koniec dziejów jako triumfatora nad złem. Wskrzesiciela umarłych i sędziego świata. Karabowiczowi znane są wypowiedzi Jezusa w ewangeliach (Mt24, Mk13 i Łk21), jak i komentarze św. Pawła z Tarsu i Apokalipsa św. Jana. Poeta nie nawołuje, nie wymusza tylko głosem wiersza opisuje popielcową tradycję, Triduum Paschalne, Zmartwychwstanie i ten dzień wyczekiwany. Nie znając przecież własnego wyroku.
Tom Ślady niespodziewane na przełaj pobudza do głębokich przemyśleń nad fundamentem naszego istnienia, postępowania, dokonywanych wyborów, ale… z pozycji Niewiernego Tomasza, Marii Magdaleny, czy Bezimiennego wielkiej korporacji. Nie ma tu znaczenia przynależność wyznaniowa. Ważny jest człowiek jako osoba… ze swoją niewiedzą, pustką, wyobcowaniem.
Tadeusz Karabowicz, Ślady niespodziewane na przełaj, Wydawnictwo „Pisarze.pl”, Warszawa 2024, ss.32.