Długa i czasochłonna była droga tomu poezji Zbywalność rzeczy Janusza Urbaniaka nim dotarła na Wzgórze Stasiewiczówki. Zahaczając w ślepej wędrówce m.in. o siedzibę Dolnośląskiego Oddziału Związku Literatów Polskich (Widna 17). I dopiero przez ręce prezesa, Kazimierza Burnata na XX festiwalu poezji „Poeci bez granic” w Polanicy Zdroju została przekazana adresatowi. Z marszu, mailowo poinformowałem autora. Z wielką ulgą przyjął pokwitowanie odbioru. A i minęło kilka miesięcy – 29 marca 2024r. (Wielki Piątek) – kiedy wreszcie mogłem (zaległe recenzje, występy) skreślić kilka własnych (subiektywnych) słów „wyroczni”? Widząc debiutanta (pierwsza książka) przy źródle kastalskim. I mimo, że mieszka (cudzoziemiec, Ostrów Wielkopolski) poza zasięgiem strzały Apollona (licząc z Nysy) postaram się by moja wypowiedź nie była pytyjską.
Janusz Urbaniak to człowiek poważnie podchodzący do poezji. Publikował w „Odrze”, „Protokole Kulturalnym”, „Akancie”, „Migotaniach”, „Helikopterze”, „Twórczości”. Już te pisma wyznaczają hierarchię wartości – wręczając niewidzialny glejt z „prawem rozbudzonego tworzenia”. Wykładowca – z dwudziestoletnim stażem – filmoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim, które porzucił na rzecz biznesu (firma rodzinna wytwarzająca świece) i wydawca tygodnika lokalnego „Rzecz Krotoszyńska”. Pomieszczany w antologiach i przynależny do grup literackich. Bywalec…Fragment listu z 5 listopada 2022 roku, dołączonego do książki: „Piszemy nie tylko dlatego, żeby nas czytano (co wcale nie jest takie pewne), ale także, by nas – w jakiś choćby krótki sposób – oceniano.”
Lubię takie postawienie sprawy. Zaświadcza to o głębokim przekonaniu artysty - w Jego powołanie przez Opatrzność do transformacji historii faktycznej w zapamiętaną – czyli w mit. Przemienia ją więc poeta w symboliczne konstrukcje wspierające czując, że dysonans między mitem a historią zostaje w retrospekcji kulturowej rozwodniony. Nie liczą się fakty, lecz motyw zapamiętany/widziany/zasłyszany.
Wspomnieć muszę o fascynacji Narcyza pięknem własnej twarzy, odbitej w lustrze wody. I zadać pytanie, co dostrzegł/dojrzał nadto w płaszczyźnie zwierciadła – czy może również swój los, swoją przyszłość tragiczną, której kresu jeszcze nie znał, bo przepowiednię Tejrezjasza posiadła tylko jego matka – nimfa Liriope. Doznał zachwytu – potwierdza to mit. Ale czy smutku? Notabene odczucia te są obok siebie blisko. Zachwyt? - „patrzył w jej oczy zielone / był miłością płonął // tego nie zabiorą nam / nigdy – powiedziała po cichu”. – Efekt niespodziewanego odkrycia (stare akty notarialne w przepierzeniu rodowej kamienicy). Obcowania – powiedzmy z sąsiadką – ale się rozmarzyłem, z czymś wyjątkowym, wzniosłym albo idealnym jak Alfa Romeo Spider, grecki rydwan z kuźni Hefajstosa. – Wzorem piękna: Venus z Milo, Ava Gardner, choć trudno osiągalnym… Oczywiście nie dla wszystkich?! Smutek? – „rano przyszła kobieta / w ciąży /czuł jej nucenie / / wiedział już co znaczy / słowo mieć / czym rzeczy są / a miłość czym // gdybym tylko wiedzieć / mógł – modlił się // powoli kroił chleb / brał go do ust // a ludzie z wysypiska / byli tuż tuż / widział jak toczyli / ulicą swój los / na wysokim wózku (…) stali teraz z opuszczonymi głowami / zastygli nie potrafiący mówić / niekiedy odrywali oczy od nurtu / i oglądali swoje dłonie” – Smutek… ma zmienny koloryt, jest skutkiem gorzkiej prawdy „rzuconej” w twarz, doznanego rozczarowania pączkującego rezygnacją, udręką. Więc czy wymowa/przesłanie tej metaforycznej „wiekowej bajki” jest jednoznaczna?
Twórczość, w przeróżnych odsłonach, bywa wypadkową tego mitu. Artyści chcą przeglądać się w „lustrze” swej świadomości, w swym ego, by wyszarpywać stamtąd obrazy i słowa poświadczające obecność?... Z klasycznej triady – dobro, piękno, prawda – w tomie Zbywalność rzeczy wybrzmiewa tylko… prawda, podkreślająca: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.
Janusz Urbaniak w krótkich ujęciach, a nawet pojedynczych kadrach zamyka takie sytuacje i ikony.
gdzieś zawodziła syrena
umierał ktoś albo tylko
rozbijał ból drewnianym
młotkiem
stare kobiety w oknach
czule muskały chodniki
*
często przechadzał się
w myślach ulicami jej miasta
wśród kanałów
*
żył z nim jak z bratem
siedział przy jednym stole
jedli z jednego talerza
tej samej muzyki słuchali
kochali tę samą kobietę
*
gdzieś stara kamienica
z zalepionymi oczami
i obnażone nogi niewiast
- biegnąca do góry linia życia
i mężczyźni pochyleni
w bramie nad butelkami
Wśród nich Janusz Urbaniak i duch Marka Hłaski ciągnął długi łyk „sikacza” beznadziejnych dni polskiej rzeczywistości lat dziewięćdziesiątych XX wieku i początku nowego milenium. A może poeta tylko patrzy oczami obiektywu? I zapisuje, zapisuje na karcie pamięci? Chcąc pozostawić dowód pokoleniom? W błędzie byłby jednak czytelnik - wychowany na piśmie obrazkowym i wszechwładnej „grzebarce” – sądząc, że zagubienie, bezdomność, alkoholizm, narkomania, niechciane dzieci to pochodna biedy (choć na pewno tak) to skutek uboczny wyścigu szczurów/ludzi za słabych na owy czas, porażonych depresją.
W tomie jest i światło nadziei, olśnienia – jak u Pawła z Tarsu – wywołane traumatycznym przeżyciem z wyrzutem, że można było…, żeby tak cofnąć czas. Wtedy zauważamy, że Bóg, którego nie ma – Jest na wyciągnięcie ręki!!!
światło miało wrócić za kilkanaście godzin
by potem znów zaniknąć
inaczej niż w jego życiu w linearności
nic nie miało wrócić
ale to co ważne miało pozostać
gdzieś ukryte nawet wtedy
gdy w ziemię uderzy kamień
bo bóg który musiał ukrywać się
przed ludźmi miał od zawsze
pomysł na dobro
Obok wierszy Janusza Urbaniaka nie da się przejść obojętnie – one „kłują”. Bezinteresowność/zimno podmiotu lirycznego przyprawia o dreszcz czytelnika. Twarde, męskie postawienie sprawy. Ów człowiek zza tafli lustra – każdy z nas - domaga się nie wprost, potrzeby zrozumienia, ale przede wszystkim – dostrzeżenia. I nie istotny jest tu czas – wczoraj jest dniem dzisiejszym – tylko upadek, z którego potrafimy się podnieść… albo i nie… Mimo światła!
Janusz Urbaniak, Zbywalność rzeczy, Wydawnictwo FONT, Poznań 2022, s.50.