Czytając dwanaście lat temu, tom poezji Stanisława Chyczyńskiego Byłem pomyłką, nie uwierzyłem w zejście z literackiej drogi tak utalentowanego i oryginalnego liryka z Kalwarii Zebrzydowskiej. Wszak Ryszard Kapuściński w Lapidarium VI pisze: „Króla stwarzają dworzanie. Bez nich jest on zwykłym człowiekiem. To im zawdzięcza konieczną dla istnienia władzy atmosferę podniosłości i celebry. Kiedy owa atmosfera kończy się, kiedy gasną światła reflektorów i milkną oklaski tłumu, znika również król – żałosny artefakt”. Zastąpmy króla – poetą?
Pomimo szumnej deklaracji pojawia się często na łamach: „Akantu”, „Twórczości”, „Okolicy poetów” (u Szatkowskiego także jako rysownik, autor portretów), „Arkan”, „Radostowej”. Redaguje własny magazyn literacko-artystyczny „Nihil Novi”. Drukując wiersze, większe fragmenty prozy, recenzje, felietony z charakterystycznym dla siebie pazurem. Przykładem: wargule (glonojady) – wargi – mania małpowania pozbawiona krytycyzmu. Piersiule – piersi – kiedyś miernikiem była męska dłoń? Nie łopata do koksu. Stawia na oryginalność w pisarstwie zwalczając przemądrzałych redaktorów, którzy zawsze coś wygładzą, wyprasują, wykastrują. Pouczą by nie pisał „genialny” o Fiodorze Dostojewskim, bo nie jest historykiem literatury, więc co może wiedzieć…o genialności. Stosował się do zasad dzisiejszej pisowni; „triumf”, bo „tryumf” to przeżytek (chociaż zgodny z wykładnią SJP). A Murzyn, Cygan, Indianin to nazwy obraźliwe. Chociaż te społeczności tak siebie nazywają. Modnie jest nasz piękny język polski okrasić wyrażeniem pochodzenia angielskiego. To świadczy o horyzontach… tylko jakich? – pyta.
Przybliżę sylwetkę Stanisława Chyczyńskiego (rocznik 1959 – kopa z okładem) – poeta, prozaik, krytyk literacki. W 1986 roku ukończył filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. „Wówczas z latach osiemdziesiątych, filozofia będąca kierunkiem studiów uniwersyteckich, postrzegana była jako elitarna. Studiować filozofię, oznaczało coś więcej niż tylko otrzymać uniwersyteckie przyuczenie do zawodu. Filozofia – jak mówił Auguste Rodin w swojej rzeźbie „Myśliciel” (1902), jest nauką zastanawiającą się nad podstawowymi problemami człowieka i ideami bytu, poznania oraz wartości”. – Wspomina prof. Tadeusz Karabowicz. Jako poeta debiutował w 1993 r. na łamach krakowskiego „Źródła”. Do 1995 r. zajmował się głównie malarstwem antyrealistycznym i ilustratorstwem książkowym. Opublikował osiem tomów poezji i zbiór szkiców o literaturze Życie poza nawiasem (2010). Laureat nagród: im. Ryszarda Milczewskiego–Bruna (2001); i im. Klemensa Janickiego (2007). Medali nie będę wymieniał. Calvarianus to zjawisko, którego istotę stanowi swobodna, niczym nie skrępowana wędrówka ducha ludzkiego. A orbitą zainteresowań poety jest „cały wszechświat bez ograniczeń” (określenie krytyka francuskiego R.M. Albèresa). To znaczy: zarówno życie duchowe człowieka, świat materialny, problemy filozoficzno–moralne ze swobodną – czasem wybujałą – grą fantazji? I porozumienie artysty z odbiorcą/czytelnikiem. Ta poezja – przyznaję uczciwie - po prostu do mnie przejawia.
Końcem stycznia dotarła do Stasiewiczówki opasła koperta. Wewnątrz opatulone w siedem warstw zadrukowanego papieru (z wydruków próbnych) - w twardej obwolucie – Królewskie milczenia. Najnowszy tom sonetów i antysonetów Stanisława Chyczyńskiego. – Ciekawe czy wykazuje taką troskliwość o małżonkę? – Z rysunkami Kazimierza Wiśniaka, współzałożyciela Piwnicy pod Baranami w Krakowie. Malarza i grafika, wybitnego scenografa teatrów europejskich. Dodam współpracował z reżyserami: Henrykiem Tomaszewskim, Jerzym Jarockim, Konradem Swinarskim. Tu wydaje mi się jednak, że mistrz ze stylistyką poszedł w stronę ilustracji książek dla dzieci minionej epoki. Jakby zapatrzył się przykładowo na Małych bohaterów wielkiej wojny podpartych szkicami Władzimira Małahowa. (Mińsk - Łódź, Wydawnictwo Junactwa, Wydawnictwo Łódzkie, 1989). Są zbyt dosłowne, nad podziw przemyślane. A może tak trzeba przemawiać do dzisiejszego czytelnika? Wszak i Chyczyńskiego także ołówek nie parzy?!
W książce Stanisław złożył czterdzieści osiem (trzy mendle chłopskie) wierszy. Z przewagą sonetów, swojego „sztandarowego wyrobu”, wspomnę przednie Sonety kalwaryjskie (2010). Do liryków z Królewskich milczeń łatwiej mi podejść, znając większość z pierwodruków w pismach literackich wymienionych na początku szkicu. Metrykalnie: pierwszy powstał 7 listopada 2011roku, ostatni w Wielkim Tygodniu roku 2020 – czas pandemii. To tak średnio pięć rocznie – zdrowo dla higieny umysłu – zakładając, że nic nie ukrył w szufladach komody Zebrzydowskiego? Ułożone – z małym wyjątkiem – w kolejności ich powstawania. Stanisław wyznaje: „układ chronologiczny dobrze oddaje skoki wyobraźni autora i ujawnia kontekst <<odkrycia>> wiersza”. Dodam, w utworze „Styl samobójczy” określił swoje ars poetica.
Paradoks i manifestacja. Maciej Urbanowski w „Poetyckiej kontrze” (wstęp tomu) próbując rozgryźć tytuł pisze: „poeta nie milczy, lecz właśnie do nas mówi. Ale – dodać można – mówi po okresie milczenia właśnie, pisze o tym, co przemilczane w debacie publicznej i wreszcie sam najwyraźniej czuje się poetą zamilczanym. Nie jest to jednak skarga czy lament, bo te rozmaite
„milczenia” są tym tytułem zdecydowanie uwznioślone. Królewskie, a więc dumne, arystokratyczne, wyniosłe, wyjątkowe… W tytułowym – szesnastym wierszu zbioru – czytelnik dowie się jeszcze, iż „królewskie milczenia” pochodzą z samego Norwida, z wiersza zaczynającego się od słów „Ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj…”. Czwarty wieszcz wyznawał tam swoją dumę i hardość, a w ostatniej strofie pisał:
Gdy w głębi serca purpurę okrutną
Wyrabia prządka cierpienia,
Smutni – lecz smutni, że aż Bogu smutno –
Królewskie mają milczenia.
Norwidowe echa, ale też autokreacje – na samotnika, outsidera, buntownika, konserwatystę, chrześcijanina, ironistę, „chandroida”, że przywołam zabawny neologizm Chyczyńskiego – są w omawianym zbiorze bardzo charakterystyczne i konsekwentne”.
Autor Vade-mecum to najważniejszy – oprócz Grochowiaka, Herberta, Rymkiewicza, Nowaka, Miłosza, Broniewskiego, Asnyka (drukowani/cytowani w „NN”) – partner poetyckiego dialogu Stanisława Chyczyńskiego. Nie dane mi było osobiście poznać Cypriana Kamila Norwida. Różnica wieku sto czterdzieści siedem lat, ale zaszczytem było znać osobiście Jerzego Kozarzewskiego (1913-1996) poetę, patriotę, żołnierza niezłomnego i społecznika - prawnuka Ludwika Norwida rodzonego brata Cypriana Kamila. – Urodzonego w Trawnikach Lubelskich. Absolwenta warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. Podejmującego na studiach pierwsze próby poetyckie: cykl utworów o krajobrazie Beskidu Śląskiego, także wiersze miłosne. Żołnierza Obrony Wrześniowej; Wołyń 43 Pułk Strzelców (walki z Armią Czerwoną, sowiecka niewola, ucieczka z transportu). Działacza Związku Jaszczurczego (tu mam mieszane uczucia), pseudonim „Konrad” żołnierza NSZ. Często przebywającego w Warszawie (1943 r. bierze ślub z Magdaleną Bojanowską, studentką medycyny UW). 1944 r. październik „łapanka” obóz przejściowy w Pruszkowie, następnie Auschwitz, po tygodniu Mauthausen – do wyzwolenia maj 1945 r. W czerwcu dociera do ośrodka Organizacji Polskiej i NSZ w Ratyzbonie. Organizuje trasę przerzutową Ratyzbona – Katowice; „Droga Konrada”. W lipcu dołącza do żony i córki Anny. 13 października podejmuje pracę w Ministerstwie Przemysłu, a 31 zostaje aresztowany przez UB. Niemal roczne śledztwo, szybki proces pokazowy (2-6 września) i podwójny wyrok śmierci. Tu pomaga mu wiersz „Egzekucja” i wstawiennictwo Juliana Tuwima u prezydenta Bieruta, który prawem łaski zamienia poprzednie orzeczenie sądu na 10 lat „pobytu” w ciężkich więzieniach dla „politycznych” na Mokotowie i we Wronkach. Za kratami na jedynym, cudem zdobytym arkuszu papieru – „ogryzkiem” ołówka – zapisuje maczkiem tworzone wiersze, do ostatniego milimetra kwadratowego powierzchni.
(Posiadam ksero artefaktu – dar pani Magdaleny). 31 października 1955 r. po odbyciu całej
kary, przyjeżdża do Nysy za żoną związaną nakazem pracy w Szpitalu Miejskim. Podejmuje pracę zawodową. Tu oprócz zdolności literackich i muzycznych, ujawniają się organizatorskie. Tworzy m.in. od podstaw Społeczne Ognisko Muzyczne. Ukorzeniając się w Śląskim Rzymie do śmierci. Zacytuję teraz wiersz pana Jerzego dedykowany żonie. Mówiący wszystko o duchu miłości tych z wilczego tropu. A pisany proroczo w kwietniu 1943 roku.
Madzi
Powiedz mi cokolwiek – choćby bez znaczenia,
nie słów przecież słucham, lecz twych myśli brzmienia,
nie ze słów przeć czerpię, ale z myśli dźwięku
i barwa – nie słowa – gra we mnie piosenką.
Powiedz mi cokolwiek – na przykład: żeś zdrowa,
to są przecież zwykłe, jak najprostsze słowa,
a wiesz co w nich słyszę? – że nie masz trudności
w pogodzeniu smutku z uśmiechem radości.
Powiedz mi cokolwiek! Słów i tak nie słyszę.
Łowiąc całym sobą pod słowami ciszę.
A to co mi powiesz – choćby od niechcenia,
brzmi we mnie oddźwiękiem pełni twego brzmienia…
Powiedz mi cokolwiek!
Stanisław Chyczyński – kreator tradycji i chwalca przeszłości (nie było to jak nieboszczka żona?). Domniemany spadkobierca dawnej Rzeczypospolitej (podobno herbowy). Ze skłonnościami do groteski i uszlachetniania języka handlarzy i koneserów taniego napitku. Z werbalną zręcznością i kryształowym (wielokrotnie szlifowanym) dowcipem, ironią, a nawet komizmem rozświetla maleńkim płomykiem kaganka wiersze Stanisława Chyczyńskiego ukrytego za narcystyczną stroną jaźni. Ale czy może inaczej odnosząc się do tak trudnego tematu jak śmierć niechybna. Czas rodzi swoich bohaterów i męczenników. Zastanawiam się nieraz jak dzisiaj wyglądałby kardynał Stefan Wyszyński w oczach wiernych wobec współczesnych problemów. A tu cykl upamiętniający Żołnierzy Wyklętych, „którzy zwykłą bandyterkę i niepogodzenie się z samym sobą, ale też z losem, łączyli z walką o orła w koronie” – podzielam opinię prof. Stefana Pastuszewskiego z recenzji „Idzie na przekór kalwaryjski dziad” (Akant,3(341) marzec 2024). Płomyk kaganka rozświetla, ale i wydziela czarny dym… powiedzmy humor – autoironicznie za poetą:
Dowcip ze szkoły Rolanda Topora
mam, więc toporny, a czasem wisielczy.
Sięgnę teraz do życiorysu Józefa Kurasia, najbardziej kontrowersyjnego według mnie
„bohatera”: Urodzony 1915 r. Waksmund (Austro-Węgry), zmarły 1947r. szpital w Nowym Targu, próba samobójcza – okrążenie w Ostrowsku. Działalność żołnierska w drugiej wojnie światowej: Obrona Wrześniowa (żołnierz 1 pułku Strzelców Podhalańskich). Po kapitulacji próba przedostania się na Węgry, powrót do rodzinnej wsi i praca w gospodarstwie. Żołnierz Służby Zwycięstwu Polski, następnie Konfederacji Tatrzańskiej. W czerwcu 1943 roku Gestapo morduje jego ojca, żonę i 2,5 letniego syna, pali rodzinny dom. Taki cios zadany w serce przez Opatrzność – budzi w człowieku diabła. Przyjmuje pseudonim „Ogień”. Wspólnie z por. Władysławem Szczypką i por. Janem Stachurą tworzy Oddział Partyzancki AK „Wilk”. Mianowany kwatermistrzem. Niesubordynacja – obarczany winą za śmierć dwóch żołnierzy – skazany na karę śmierci, której unika przechodząc z częścią swego oddziału w maju 1944 r. do Batalionów Chłopskich. Prowadzi skuteczną walkę z Niemcami. Oddział wykonuje wyroki podziemnych sądów specjalnych (Delegatury Rządu RP). Jesienią nawiązuje współpracę z Oddziałem Armii Ludowej i zgrupowaniem partyzantki sowieckiej Iwana Zołotara w Gorcach. Prowadzi działania propagandowe przeciw AK. Uznaje Krajową Radę Narodową i pisemnie zaświadcza zwierzchnictwo PKWN i operacyjnie podporządkowuje swój oddział. Wspólnie walczą z Niemcami: Po wojnie w Nowym Targu oddaje pod komendę oddział komendanturze sowieckiej, tworzy Milicję Obywatelską. Nominowany przez Zofię Gomułkową na szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego wbrew opinii miejscowych władz MO i PPR. Po ich interwencji WUBP w Krakowie wszczyna formalne śledztwo przeciw Kurasiowi. W kwietniu 1945 r. „Ogień” dezerteruje z dużą częścią podkomendnych przechodząc do podziemia. 1945/46 Zgrupowanie „Błyskawica” liczy przeszło 500 „leśnych” i parę tysięcy w siatce cywilnej. Walczymy, jak pisze w liście do Bolesława Bieruta: „o Wolną, Niepodległą i prawdziwie demokratyczną Polskę. (…) o granice wschodnie, jak i zachodnie. Nie uznajemy ingerencji ZSRR w sprawy wewnętrzne polityki państwa polskiego. Komunizm (…) musi zostać zniszczony”. Przeprowadza brawurową akcję na więzienie św. Michała w Krakowie – uwalniając żołnierzy AK, WiN, NSZ. W walce z oddziałem giną dziesiątki funkcjonariuszy UB, milicjantów, NKWDzistów, ale i Żydzi, Słowacy – w tym kobiety i dzieci.
Poeta widzi go tak:
Nad Gorcami jaśniejszy koloryt,
chociaż nadal błądzą sprzeczne sądy.
Pod Turbaczem krępy krzyż brzozowy
opowiada, jak tu "Ogień" rządził.
"Błyskawica" - parę setek ludzi
nową władzę gromiło jak żywioł.
Mróz (generał) zapału nie studził,
bo walczono o wolność prawdziwą.
Komu w drogę, temu czasem niefart.
Przyszedł luty, śnieg padał i padał,
gdy w oddziale zapłonęła zdrada.
Pociemniało, kiedy "Ogień" przepadł.
Czy te klęski nie były chybione?
Ogień huczy, rychło strawi sonet…
Żołnierze Wyklęci – „Siedzi Mietek pod jabłonią, / W prawej ręce jeszcze z bronią. / Jęczy, sapie, krew mu kapie: / kap – kap – kap” – ocaleni od zapomnienia przez poetę to: Jan Sałapatek „Orzeł”, Mieczysław Wądolny „Mściciel”, Marian Bernaciak „Orlik”, Henryk Flame „Bartek”, Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”. Brak mi tutaj jeszcze majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Może dlatego, że został aresztowany przez UB w Nysie we wrześniu 1947 roku. (Przy obecnej ulicy Henryka Dąbrowskiego). A może jest tekst, tylko kartkę przycisnęło koło armaty Konfederatów Barskich? I czeka na uwolnienie aż ruszą w kierunku stolicy? Bo w tomie nie brakuje odniesień do dnia dzisiejszego z jego podwórkiem społeczno–politycznym. I przestrogą przed islamizacją Europy. „Kalwaryjski dziad” – jak sam siebie poeta nazywa – głosi: „Zachód upadnie. Na własne życzenie. / A my razem z nim uderzymy w ziemię. / (…) / Żal mi tych katedr. Tych pereł baroku, / gdzie jeszcze dzisiaj kwitnie święty spokój. // Przyszłość nas zdradzi. Skróci nas o głowę / za wierność wierze naszych ojców. Słowem: / annihilatio! // (…) // Żal mi Jezusa.” – Zawiało mrocznością Zdzisława Beksińskiego – Kalwaryjczyk wiele lat korespondował z wybitnym malarzem.
Pora do szkicu wlać trochę optymizmu i przywołać Diogenesa z Synopy nad Morzem Czarnym, greckiego filozofa, przedstawiciela szkoły cyników (nazywanego od sposobu życia Kýon – Pies), ucznia i następcę Antystenesa. Głoszącego pogardę dla rozkoszy życiowych i dóbr materialnych, który mimo ekscentrycznego sposobu życia - mieszkał w glinianej beczce – i niekonwencjonalnych zachowań – załatwiał się na ulicy – stał się popularną postacią starożytności. – Chyczyński przywołuje śp. Ojca:
„Drugi Diogenes” – myślałem sobie,
gdy w lichym trenczu łaził po mieście,
pouczał innych, puszczając w obieg
złocone myśli – myślowe „bestie”.
Niczym Diogenes mieszkał w stajence,
podczas gdy inni mieli luxusy.
Ot, minimalizm – czegóż chcieć więcej,
skoro w głąb siebie można wyruszyć?
Mebel na wieki, łapka na myszy,
karp na Wigilię, kość z taniej jatki
to były Jego sprawy i sprawki.
Ojcze mądralo, czy Ty mnie słyszysz?
Kto mnie nauczył życia na krechę?
Kończę ten sonet szlochem lub… śmiechem!
Sonet dopełnia nadrealistyczna grafika mistrza Wiśniaka przedstawiająca starszego pana w kapeluszu, w „lichym trenczu” z latarnią w dłoni. W biały dzień – szukającego człowieka – w tłumie słuchaczy/gapiów na tle stylowej kamieniczki – chyba w Kalwarii Zebrzydowskiej? Wydaje mi się, że „Drugi Diogenes” to Alter ego poety. Oryginalny, osobny – zazdroszczę - jest Stanisław Chyczyński! Na tym kończę mój parozdaniowy szkic? Aby nie zostać posądzonym o gadulstwo!
Jerzy Stasiewicz
..........................................
Stanisław Chyczyński Królewskie milczenia. Wydawnictwo VANDRE, Kraków 2023. s.72.