Ogarnięci na co dzień pięknem własnej mowy, nie czujemy goryczy, chociaż na rynkach
świata nie kupują naszej myśli z powodu drożyzny słów.
Czyż nie żywimy pragnienia głębszej jeszcze wymiany?
Lud żyjący w sercu własnej mowy pozostaje poprzez pokolenia tajemnicą myśli
nie przejrzanej do końca.
Słowa z poematu Karola Wojtyły - Myśląc ojczyzna.
Tytuł tego cyklu eseistycznego – kilka tekstów ukazało się na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat w czasopismach literackich w Polsce, ale też w polonijnych w Niemczech, Austrii i na Litwie – mówi o impresjach wychwyconych przeze mnie w krajobrazie literackim tego kraju, w którym przyszło mi teraz żyć. Impresje w swojej naturze są ulotne. A choć sprzyjają one zawsze naszym tęsknotom, tęsknoty te tworzy dal. Znalazłem się daleko i to ze świadomością, że dali tej już nie zbliżę. Pierwsze impresje zaczęły pojawiać się jeszcze w malignie pooperacyjnej, gdy nawet najbliższa mi osoba miała wątpliwości, czy wyjdę poza nie.
__________
...tutaj było zawsze coś ostatniego, niepowtarzalne dni;
schody prowadzą w jedną tylko stronę, a drzwi
wiatr historii otwiera w toczące się burze.
Niebo oparło się zadumane; żadne nowych pór barwy -
ledwie zbrodnie zapomniane odeszły bez skargi;
poeta czeka u stopni na nadejście muzy.
Spójrz, jakie wielkie szat tu białych grono!* A wszystkie
w jednym idą rytmie i wszystkie w naszą suną stronę.
Będziemy mieli gości w naszym polskim domu.
...polonez niemiecki: Niemcy, Jura Szwabska, 1995
*Dante Alighieri; Beatrycze w „XXX Pieśni Raju“
__________
Impresje. Jest ich wiele i pojawiają się ciągle. I są realne. Bo są. Są obrazem, wydarzeniem lub postacią. Jak ten człowiek: „człowiek o prostej biografii”.
(…) Biografia moja jest bardzo prosta. Urodziłam się w Łodzi. Jako dziecko miałem już bardzo żywe związki z językiem polskim. Potem ukończyłem polskie gimnazjum humanistyczne, znowu w pełni w obcowaniu z językiem polskim. W tym gimnazjum najbardziej ulubionym moim przedmiotem był język polski i literatura polska. I to właśnie poprzez wojnę i poprzez początki powojennej mojej biografii, która była po prostu poszukiwaniem pracy, urządzeniem sobie i rodzinie jakich takich warunków ekonomicznych, ta świadomość zdobytych w latach młodzieńczych wiadomości o polskiej literaturze, pozostała i działała dalej. I pewnego dnia, jak już byłem urządzony zawodowo, postanowiłem oprócz zarabiania pieniędzy na nagie życie, zająć się czymś pożytecznym dla naszych obuch narodów, społeczeństw, i wtedy postanowiłem Niemcom, moim rodakom, przetłumaczyć pomniki polskiej literatury, które uważałem za ciekawe, ważne, jako przekazanie wiadomości o Polsce, o polskiej historii, o polskiej mentalności...
Mówi Karl Dedecius (audycja cykliczna z archiwum Radia Wolna Europa – 2.07.1980)
Nie wiedziałem jeszcze jak miałbym Go szukać. On mówi dwoma językami, ja ciągle tym tylko, z którym się urodziłem. Było więc rzeczywiście nic więcej, poza przypadkiem, że moje wiersze pisane po polsku trafiły przetłumaczone na język niemiecki do „Instytutu Dedeciusa”, jak nazywaliśmy między sobą Deutsches Polen-Institut w Darmstacie.
„Biografia moja jest bardzo prosta. Urodziłam się w Łodzi.” Czas unicestwia, co tokowi naszej pamięci nie jest wygodne, ale gdy słyszy się tego Niemca mówiącego moim językiem w sposób, który mogę mu tylko pozazdrościć, nie sposób przejść nad jego biografią do codzienności. Czas Dedeciusa. Karl Dedecius urodził się 20 maja 1921 roku w wielonarodowym wówczas mieście Łodzi. Rozbrojenie wojsk niemieckich w Łodzi nastąpiło 11 listopada 1918 roku, po 125 latach niewoli, ale rodziny pozostały. W tym czasie, gdy rusyfikacja i germanizacja narodu polskiego groziła wynarodowieniem, wiele tych rodzin ulegało powolnej asymilacji w społeczeństwo polskie. Czyż nie tak było też z moimi dziadkami? Karl Dedecius uczył się w polskim gimnazjum, które nosiło nazwę Stefana Żeromskiego, wraz z Polakami, Niemcami, Żydami i Rosjanami. I tylko każdy z nich zdawał sobie sprawę, że znaleźli się w Polsce, której nie było od kilku pokoleń, gdy przybyli tutaj ich przodkowie. Już w gimnazjum Dedecius po raz pierwszy zabrał się za tłumaczenia, przekładał na niemiecki wiersze Jana Kochanowskiego. Maturę zdawał w maju 1939 roku, wiadomość o wybuchu wojny zastała go podczas kopania umocnień na granicy polsko-niemieckiej pod Łomżą w polskim ochotniczym hufcu pracy. Dedecius wspomina niemieckie czołgi, które bez problemu przejechały po tych umocnieniach. Hufiec udał się w stronę Lwowa. Jednak gdy tam dotarli okazało się, że miasto jest już zajęte przez Rosjan. Po tułaczce i chorobie Dedeciusowi udało się dotrzeć do Łodzi dopiero pod koniec 1939 roku. Rodzice Dedeciusa nie należeli do zwolenników nazizmu, ojciec odmówił wstąpienia do NSDAP, jednak gdy Karl wrócił do Łodzi pochodzenie niemieckie całej rodziny zostało już zidentyfikowane przez nowe władze i stali się volksdeutschami Trzeciej Rzeszy. Teraz okupant narodowości te rozróżniał i niektórzy koledzy ze szkolnej ławy musieli się ukrywać. Pod koniec 1940 roku powołano go do wojska.
W lecie 1942 roku jego jednostka została skierowana na rosyjski front pod Stalingradem. Z oblężenia w pamięci Dedeciusa pozostały migawkowe wspomnienia; długie tygodnie przeżyte w okopie z którego nie wychodził, potem marsz w wielokilometrowej kolumnie tysięcy, łachmany na grzbietach nie przypominały już dopasowanych kiedyś uniformów. Niewola. Udało mu się przeżyć. Nie spotkał go los tysięcy polskich jeńców, którzy wpierw dostali strzał w nasadę czaszki zanim kopniakiem trafili do dołu. Dedecius dowie się o takiej alternatywie dopiero tłumacząc wiersze polskich poetów. We wspomnieniach Dedeciusa pozostał przecież pewien jasny obraz z niewoli: nauka rosyjskiego i pierwsze próby przekładów na niemiecki wierszy Puszkina i Lermontowa. Został zwolniony z niewoli w roku 1950. W Łodzi nie znalazł już swoich rodziców, a dom też nie był już jego domem. Polska była wówczas ciągle jeszcze oficjalnie w stanie wojny z Niemcami. Jego narzeczona, z którą rozstał się w Łodzi przed wyjazdem na front, czekała na niego w Weimarze.
2.
Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień.
W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia...
Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?
Karol Wojtyła w poemacie - Myśląc ojczyzna
Bardzo pomaga mi mądrość tego wielkiego Polaka w uporządkowaniu myśli o Karlu Dedeciusie.
Z książki autobiograficznej Karla Dedeciusa Europejczyk z Łodzi:
...gdy zbliżała się dwudziesta rocznica wybuchu wojny, ja, jej uczestnik, niemiecki żołnierz ze skamieniałą kromką suchego chleba w plecaku, pragnąłem uczcić moich rówieśników poległych po drugiej stronie barykady. Chciałem dowiedzieć się, jak odczuwali świat, zanim polegli. W swojej niewielkiej biblioteczce znalazłem ich wiersze, przetłumaczyłem je i położyłem ten skromny wybór na grobach nie znanych mi żołnierzy, „wrogów”, którzy nigdy nie wyrządzili mi żadnej krzywdy. Zatytułowałem ten cykl „Leuchtende Gräber“ („Świecące groby”).
Znalazły się tam wiersze Andrzeja Trzebińskiego, Wacława Bojarskiego, Zdzisława Stroińskiego. (Założyciele czasopisma Sztuka i Naród, studiowali na podziemnym uniwersytecie w Warszawie polonistykę, slawistykę i historię.) Trzebiński prowadził dziennik – pisze Karl Dedecius w swoich wspomnieniach – a zapisane w nim myśli i nastroje dotyczą całego ówczesnego młodego pokolenia. Dedecius cytuje dla niemieckich i polskich czytelników za Trzebińskim: Pochłonie nas historia. Młodych, dwudziestoletnich chłopców. Nie będziemy Mochnackimi, Mickiewiczami, Norwidami swojej epoki. Mogliśmy być Rimbaudami. Ale odrzuciliśmy to, bo szliśmy gdzie indziej.
Karl Dedecius rozświetla groby poległych polskich poetów. Od tych poetów nie otrzyma już nowych wierszy do tłumaczenia, więc od nich zaczyna i podsuwa pod oczy swoim rodakom obraz brutalny, bo prawdziwy:
Trzebiński, został aresztowany w 1943 roku i publicznie rozstrzelany, Bojarskiego, który pod koniec maja 1943 roku wraz ze Zdzisławem Stroińskim i Tadeuszem Gajcym składał wieniec pod pomnikiem Kopernika, trafiła niemiecka kula, od której zmarł na początku czerwca; Stroiński i Gajcy zginęli jako żołnierze AK w Powstaniu Warszawskim. ( … )
Niemiecki tłumacz literatury polskiej przekazuje swoim rodakom nie tylko wiersze. Są to bowiem wiersze poetów, których Hitler wskazał ich niemieckim rówieśnikom, jako wrogów, więc wymagają komentarza. Tłumaczy wiersze, a do wierszy załącza wizytówki mówiące jego rodakom to, czego powinni być świadomi: Krzysztofa Baczyńskiego, Józefa Czechowicza, ale i Władysława Sebyły (zginął w Katyniu), Tadeusza Boya-Żeleńskiego (rozstrzelany we Lwowie), Stefana Napierskiego (rozstrzelany w Palmirach), Tadeusza Hollendera (uczestnik zbrojnych akcji organizowanych przez w latach 1941 – 1944 przez gen. Stefana Roweckiego, rozstrzelany przez gestapo w roku 1943) i Jerzego Kamila Weintruba (przyjaciel Krzysztofa Baczyńskiego; Żyd, żył w ciągłym ukryciu nie tylko przed Niemcami; powód jego śmierci w roku 1943 nie jest do końca wyjaśniony), Bruna Schulza (rozstrzelany w biały dzień przez esesmana na ulicy w Drohobyczu). Nie pomija też Tadeusza Borowskiego (poeta z tragicznym życiorysem, zagubiony i wplątany po wojnie w ideologię komunistyczną, w roku 1951 popełnił samobójstwo).
Karl Dedecius, żołnierz, któremu wskazano cel, nie wiedział o tym, co działo się za jego plecami. Nie wiedziała o tym ogromna część społeczeństwa niemieckiego. O Auschwitz nie słyszał, ani w okopach na froncie stalingradzkim, ani w niewoli rosyjskiej, dowiedział się dopiero po powrocie. Ale Dedeciusowi przyszło się zmierzyć z osobistą konfrontacją recepcji jego statusu w Polsce tuż po wojnie, w latach sześćdziesiątych w Warszawie, gdy jako jeden z uczestników Międzynarodowej Konferencji Tłumaczy miał zaprezentować swoje teksty.
Obok mnie – wspomina – siedział polonista, profesor Alois Hermann z Uniwersytetu im. Humboldta w Berlinie Wschodnim. Przed rozpoczęciem uroczystości zapytał:
- Bywa pan częściej w Polsce?
- Nie jestem tu drugi raz.
– Słyszę, że pochodzi pan z Łodzi? Ja również. Przyjeżdżam tu dość często. Służbowo. Czy mogę dać panu pewną radę?
- Owszem, słucham.
– Panuje tutaj zwyczaj, by przed prezentacją wierszy się przedstawić. Niech pan nie mówi, że urodził się w Polsce, jest volksdeutschem, i że był pan żołnierzem niemieckiego Wehrmachtu. To nie będzie tu mile widziane.
Przyszła moja kolej. Przedstawiłem się krótko: urodzony w Łodzi, volksdeutsch, polskie gimnazjum, matura w 1939 roku, potem Arbeitsdienst i niemiecki Wehrmacht, front rosyjski. Stalingrad, niewola. W zdenerwowaniu zapomniałem o radzie znajomego uczonego.
Na sali uprzejme milczenie. Ale żadnych negatywnych reakcji.
Przeczytałem wiersz Sebyły „Pogrzebany”. Zapanowała śmiertelna cisza. Następnie – po niemiecku - przeczytałem jeszcze: „Wie wirst du denn wiedergeboren” i wtedy na scenę weszła zapłakana kobieta, objęła mnie, podziękowała i powiedziała:
– Po raz pierwszy po 1945 roku są w Polsce czytane wiersze mojego męża. I to przez kogo? Przez Niemca, po niemiecku.”
Wzruszenie żony poety zamordowanego w Katyniu musiało być ogromne. O Katyniu w tym czasie nikt nie mógł w Polsce wspominać. W wierszu Pogrzebany, napisanym w roku 1933, ta traumatyczna wizja własnej śmierci jest tak nieprawdopodobna, że aż prawdziwa, tak w oryginale, jak w tłumaczeniu:
(…) Otoś już zwyciężony, (…) Schon sind die Glocken verhalt,
już przedzwoniły dzwony, schon bist du besiegt und kalt,
płaczliwy śpiew cię prowadzi entführt dem Klagegesang,
ku ostatecznej zagładzie zum gültigen Untergang
w granice nieruchome ins unbewegliche Land,
w te piachy niewiadome (…) in nie erfahrenen Sand (...)
Sebyła został powołany do wojska w sierpniu 1939 roku, wtedy, gdy Dedecius w polskim hufcu pracy kopał szańce obronne na zachodzie Polski. Ale Sebyłę trafiła kula w plecy, od zdrajcy ze Wschodu.
Jeszcze tego samego roku w wydawnictwie Carla Hansera w Monachium ukazał się reprezentacyjny almanach współczesnych poetów polskich w przekładzie Karla Dedeciusa zatytułowany Lekcja ciszy. Mogę dziś powiedzieć, parafrazując słowa niemieckiego tłumacza: Wielokrotnie czytałem wiersze tych polskich poetów zapisane po niemiecku, ucząc się tego języka w ciszy nad doliną wśród wzgórz Wyżyny Szwabskiej; refleksja nad moim czasem, tym minionym i tym przyszłym, jak tajemnicze światło z niewidzialnego źródła.
Czytając przekłady wierszy dokonane przez Karla Dedeciusa staram się zawsze mieć obok oryginał polski. Mam teraz przed sobą coś więcej: dwa lata temu nakładem ukazał się zbiór esejów Karla Dedeciusa Szkiełko tłumacza i oko poety[i], w których dzieli się on swoim doświadczeniem tłumacza, ale dodając światła do tej trudnej do odczytania dla przeciętnego Niemca poezji pokolenia polskich poetów, wychodzi naprzeciw trosce Jana Wojtyły. We wstępie do tego zbioru pisze Andreas Lewaty:
( … ) Kto ma swoim słuchaczom i czytelnikom coś do powiedzenia, zastanawia się nad skutkami tego, co mówi. Dedecius dba o wypowiedź jasną, niekiedy także prowokacyjną, ale i stara się wyważyć estetyczne i etyczne oddziaływanie własnych słów. Wyczucie formy, dbałość o przyjemność (nie tylko u tłumacza) płynącą z wieloznaczności słów, wariacje z wariantami zwrotów mowy i myśli chroni go najwidoczniej nawet wtedy przed natrętnym moralizatorstwem, kiedy w ostatecznej konsekwencji chodzi mu właśnie o moralność: na przykład kiedy apeluje o uchronienie kultury przed spłyceniem i dowolnością. (...) Jak to gdzieś napisał Dedecius? Książki powinny być „pożywne i strawne”. Tutaj język jest sztuką i informacją, rozpuszczalnikiem i spoiwem jednocześnie. 2
W roku 1980 z inicjatywy Karla Dedeciusa powstał w Darmstadt Deutsches Polen Institut, pełniący funkcję centrum polskiej literatury i kultury w Niemczech. Dynamika inicjatyw i osobistej twórczości translatorskiej Karola Dedeciusa przerosła jednakże szybko możliwości samego Instytutu. Przy założonym w 1991 roku we Frankfurcie nad Odrą Uniwersytecie Europejskim Viadrina, który rozwinął się do rangi aktywnego i wysoko cenionego członka kręgu niemieckich i europejskich uczelni wyższych, w roku 2010 powstało w Słubicach Archiwum Karla Dedeciusa, jako oddział Biblioteki Uniwersyteckiej.
Tej placówce, a osobiście panu Błażejowi Kazimierczakowi, kierującemu Archiwum, wdzięczny jestem za pomoc. Wzbogaciłem się między innymi o bezcenny zbiór korespondencji między Karlem Dedeciusem i Czesławem Miłoszem3 opracowanym przez dr Przemysława Chojnowskiego. Korespondencja ta to więcej niż czytanie rozpraw naukowych, których dziś coraz więcej na temat już nie tylko Miłosza, ale samego Dedeciusa, który sam stał się postacią pomnikową w zbliżaniu Niemcom naszej literatury. Pierwszy list datowany jest 22 marca 1958 roku, ostatni 7 stycznia 2000. To okres szczególnie zaangażowanej twórczości polskiego poety i najbardziej ożywionej recepcji. Intuicja znakomitego tłumacza potwierdza jego zainteresowanie nie tylko literaturą polską ot, z racji jej walorów literackich, ale i o obserwacji sytuacji politycznej za wschodnią granicą, oczekując jej odbicia w twórczości. Pojawienie się wierszy i esejów Miłosza w Paryżu stało się alertem. Dedecius podkreślał w swoich publikacjach, także w wywiadach dla RWE, ten wyjątkowy rezonans polskiej literatury czułej na momenty przesileń społecznych. Musiała nastąpić polaryzacja w szeregach twórców i szczególnie w tym kontekście Karl Dedecius wie do kogo pisze w tym pierwszym liście (22.03.1958):
Szanowny Panie,
mam zamiar przygotować obszerniejszą ANTOLOGIĘ POLSKIEJ POEZJI WSPÓŁCZASNEJ w języku niemieckim i byłbym Panu bardzo wdzięczny za pozwolenie na przetłumaczenie Pańskich wierszy i za przesłanie odpowiednich tekstów. (…)
Zależy mi bardzo na tym, żeby Pan osobiście wybrał wiersze, którymi Pan chciałby być przedstawiony w niemieckiej antologii. Także ze względu na Pańską osobę i wybitna pozycję w(e) współczesnej poezji polskiej, chciałbym w antologii Pańskiej twórczości poświęcić odpowiednie miejsce. (…)
Książka powinna ukazać się wkrótce albowiem zainteresowanie (także polityczne) u nas szczególnie aktualne.
Oczekując odpowiedzi (Pańskie wskazówki krytyczne dotyczące wyboru poetów w kraju byłoby dla nas także bardzo cenne).
Łączę wyrazy szacunku i poważania
Karl Dedecius
Chodziło o antologię poezji polskiej. W tym czasie znane już były w Niemczech przekłady prozy polskiej, także współczesnej, także Czesława Miłosza. Karl Dedecius sięgał po poezję polską, z którą zapoznał się w latach młodzieńczych, a wielu tych poetów żyło jeszcze. Dla wydawnictw poezja jest zawsze pewnym ryzykiem, a na pewno, gdy ma być wydana poezja nieznana, nieznanego poety. Wymaga to sondażu, jakim jest antologia. Zresztą dla samego tłumacza poezja staje się często ogromnym problemem z powodu nieprzetłumaczalności zwrotów, przenośni i metafor. To nie stanowiło problemu dla tłumacza takiego, jak Dedecius, zżytego z językiem polskim, ale czującego wyraz poetycki w jego języku ojczystym. Nie stanowiło problemu, aby zrozumieć, ale aby przetłumaczyć. Problemu tego nie kryje w swojej korespondencji. Wprawdzie chciałby, aby to poeta polski był twórcą zbioru swoich wierszy, ale Miłosz też jest tłumaczem i problem ten jest wiodącym w ich korespondencji; jednemu chodzi o przedstawienie Niemcom najlepszych swoich utworów, drugiemu o gwarancję ich recepcji.
Dedecius do Miłosza 19 października 1965 roku:
Mnie osobiście Pańskie „proste” wiersze z tych pierwszych bardzo przemawiają do uczucia i do rozumu. Dlaczego nie zacząć przedstawiania Pańskiej poezji w Niemczech od tego akcentu, na który Niemcy są najbardziej wrażliwi?
Wiersze, które się Panu podobają i które Pan wymienia, są w wielu przypadkach nieprzetłumaczalne, albo traciłyby w tłumaczeniu dużo ze swoich walorów językowych i poetyckich. Mówiąc szczerze: nie mam już więcej sił, cierpliwości i spokoju, tłumaczyć większą ilość wierszy rymowanych, które mi pożerają całe tygodnie (których nie posiadam).
Korespondencja ta zbliża wzajemnie polskiego poetę z niemieckim tłumaczem. Miłosz bezpośrednio w tekście listu, jak choćby tego z 22 czerwca 1958 roku, daje niemieckiemu tłumaczowi kompendium z konstelacji współczesnych literatów polskich „po odwilży”:
(…) po „odwilży” następujący powinni być brani, moim zdaniem, pod uwagę: Miron Białoszewski (tom: „Obroty rzeczy”), Zbigniew Herbert (tom: „Hermes, pies i gwiazda”), Jerzy Harasymowicz, Stanisław Grochowiak, zapewne Marian Jachimowicz, Stanisław Czycz jest młody jeszcze, nie wiadomo, jak się rozwinie.
Ze starszego pokolenia, które debiutowało bezpośrednio po wojnie, najbardziej utalentowany jest Tadeusz Różewicz. (…)
Dedecius prosi wprost Miłosza o pomoc w skatalogowaniu postaci polskich literatów nie tylko pod względem ich klasy, ale też w kontekście: emigracja – kraj. Co może lepiej świadczyć o klasie samego tłumacza polskiej, właśnie polskiej literatury, jak nie ta troska. Tylko tłumacz znający nie tylko historię narodu, którego język ma zastąpić swoim językiem, ale aktualną sytuacje polityczną i – czy nie przede wszystkim? – mentalność tego narodu.
W innym z listów Miłosz zdradza swojemu tłumaczowi kod pozwalający odczytać ukryte pod zmyślonymi pseudonimami nazwiska bohaterów Zniewolonego umysłu; to był, jak przypuszcza autor zbioru, początek 1967 roku i dyskusja na ten temat w Polsce była ożywiona wśród ludzi, którzy mieli możność ten esej wtedy czytać.
Odszedł Czesław Miłosz odszedł w 2004. A Dedecius sięgnął za jego radą po Różewicza. Jak trafna była ta propozycja, okazało się bardzo szybko. Ale nikt nie mógł przewidzieć, że niebawem mogło być za późno. Tadeusz Różewicz odszedł w kwietniu 2014 roku, jeszcze jeden z naszych wielkich, którego pamięć tłumaczył Dedecius na własną pamięć. Zakończę na tym. Niech ta polska impresja w niemieckim krajobrazie literackim mówi sama za siebie ich słowami:
Do K.D. An K.D.
Moją pamięć Du übersetzt
tłumaczysz mein gedächtnis
na pamięć własną in dein gedächtnis
moje milczenie mein schweigen
na swoje milczenie in dein schweigen
słowo das wort leuchtes du aus
słowem naświetlasz mit dem wort
wyławiasz obrazy z obrazu hebst das bild
wydobywasz z wiersza wiersz aus dem bild
przeszczepiasz förderst das gedicht
obcojęzycznym aus dem gedicht zutage
mój język verpflanzt
potem meine zunge
moje myśli in eine fremde
owocują w twej mowie dann
tragen meine gedanken
früchte
in deiner sprache
Zostawcie nas Lasst uns
Zapomnijcie o nas Vergesst uns
o naszym pokoleniu und unsere generation
żyjcie jak ludzie lebt wie menschen
zapomnijcie o nas vergesst uns
my zazdrościliśmy wir beneideten
roślinom i kamieniom pflanzen und steine
zazdrościliśmy psom beneideten hunde
chciałbym być szczurem ich wollte ich wäre eine ratte
mówiłem wtedy do niej sagte ich damals zu ihr
chciałabym nie być ich möchte nicht sein
chciałabym zasnąć ich möchte einschlafen
i zbudzić się po wojnie und nach dem krieg erwachen
mówiła z zamkniętymi oczami sagte sie mit geschlossenen augen
zapomnijcie o nas vergesst uns
nie pytajcie o naszą młodość fragt nicht nach unserer jugend
zostawcie nas lasst uns
Niemcy, Jura Szwabska, marzec 2015
[i] Wydawnictwo „uniwersitas”, rok 2013, ISBN 97883-242-2275-9; wyd. elektron.: 97883-242-1925-4
2 Andreas Lewaty – ur. 1953 w Bytomiu; Deutsches Polen-Institut Darmstadt. Ze wstępu do zbioru esejów Karla Dedeciusa Szkiełko tłumacza i oko poety. Universitas 2013. ISBN: 97883-242-2275-9
3 Dedecius – Miłosz LISTY/BRIEFE 1958 - 2000 - zebrał, przygotował do druku, opatrzył przypisami i wstępem P. Chojnowski. Śródmiejskie Forum Kultury – Dom Literatury. Łódź 2011.