Aleksander Sotnik urodził się w 1899 roku we wsi Ostrowie na Podlasiu, blisko ówczesnej wschodniej granicy z Prusami jako obywatel i mieszkaniec wielkiego carskiego imperium. W młodości świata nie poznał poza rodzinną wsią i pobliskim miasteczkiem, Dąbrową Białostocką. I nagle los go wysłał daleko, bardzo daleko.
W sierpniu 1914 roku, kiedy Niemcy i Rosja wypowiedziały sobie wojnę, mieszkańcy przygranicznego pasa na mocy specjalnego carskiego ukazu zostali wysiedleni. Kiedy 17 sierpnia wojska carskie zaatakowały Prusy, 15-letni Sotnik z rodzicami i rodzeństwem jechał już w głąb Rosji. Najpierw konną furmanką dotarli z całym dobytkiem do Mińska, a stamtąd pociągiem do Moskwy. Tam po dłuższym oczekiwaniu Sotnikowie odebrali „przydział” na nowe miejsce osiedlenia. Była to wieś Pogarnowo oddalona o 60 kilometrów od Niżnego Nowogrodu, kilkaset kilometrów za Moskwą, niedaleko Wołgi. Tam rodzina dostała mieszkanie i „pensję”, po trzy ruble tygodniowo na głowę. Na wiele to nie starczało, więc mężczyźni musieli pójść do pracy.
Sotnik pracował początkowo w polu, u bogatego gospodarza. Po roku przeniósł się do młyna stojącego spory kawałek za wsią, na odludziu. Pracowali tam właściciel, stary już młynarz i jeniec austriacki, którego miejsce jako robotnik zajął właśnie Sotnik. Przez sześć dni w tygodniu mielił przez cały dzień mąkę, nocując w młynie, a w niedziele chodził pieszo do Pogarnowa, do rodziców, z którymi szedł do cerkwi na nabożeństwo.
To w Pogarnowie w grudniu 1917 roku po raz pierwszy zobaczył tych, przed którymi wszyscy drżeli od niedawna ze strachu i o których krążyły przerażające wieści. Bolszewików. Ich oddział wpadł w niedzielę do Pogarnowa, pozabierał, co im w ręce wpadło, obrabował cerkiew, przepędzając modlących się ludzi, a następnie zniszczył doszczętnie wielki magazyn maszyn do szycia marki Singer.
Tydzień później, w czasie kolejnej wizyty we wsi, Sotnik znów zobaczył bolszewików rabujących Pogarnowo. Chłopi stanęli jednak w obronie swojej własności. Rozegrała się regularna bitwa na polu nad Wołgą, po której paru pokonanych czerwonych zamknięto do aresztu. Niebawem zjawiły się jednak bolszewickie posiłki. Więźniów uwolniono, zabrano nie wiadomo dokąd władze wiejskie i co bogatszych właścicieli ziemskich, skonfiskowano zboże i hodowane zwierzęta. Także z młyna zabrano wszystko, włącznie z właścicielem. „Teraz ty będziesz tu gospodarzem” - usłyszał 18-letni wówczas Sotnik, przerażony w najwyższym stopniu zrzuconą na niego odpowiedzialnością.
Młyn w czasie głodu, który zapanował zimą, stał się najważniejszym miejscem we wsi. Wszyscy domagali się mąki, której nie było. Zwykle nocami w tajemnicy przywożono zboże na przemiał i natychmiast je zabierano. Kiedy znów nadeszli bolszewicy, oskarżyli Sotnika o ukrycie mąki i postawili go pod ścianą, grożąc rewolwerem. Kiedy jednak mąkę znaleźli, odjechali. Następnej takiej sytuacji Sotnik już nie miał zamiaru doczekać. Znajomy chłop podwiózł go za cudem ocalały worek mąki konnym zaprzęgiem do Niżnego Nowogrodu. Jechali nocą, uciekając przed watahami wygłodniałych wilków. Szczęśliwie ominęli posterunki wojskowe. Na dworcu, po trzech dniach oczekiwania, Sotnikowi udało się dostać na pociąg do Moskwy, a stamtąd po tygodniu dojechał w okolice rodzinnej wsi, pod którą akurat znajdował się front. Nocą, jakimś cudem nie zauważony przez patrole, przedarł się przez okopy i zasieki. Był u siebie.
Oczekując na powrót rodziny, odbudował zrujnowany dom, zasiał pole. Czuł się jednak bardzo samotny. Dlatego w listopadzie 1918 roku, kiedy ktoś przyniósł do wsi wiadomość, że w Warszawie powstaje Polska, natychmiast zgłosił się do niedawno powstałego punktu rekrutacyjnego w pobliskiej Sokółce. Zaciągnął się do wojska, gotów oddać życie dla Niepodległej. Po krótkim przeszkoleniu, już w kwietniu ruszył na front w składzie kompanii dowodzonej przez majora Świerczyńskiego. Chrzest bojowy przeszedł pod Wilnem, które zostało zdobyte po kilku dniach walk z bolszewikami tuż przed Wielkanocą 1919 roku.
Potem żołnierski los rzucił Sotnika do Nowej Wilejki, do koszar pierwszego wileńskiego pułku piechoty. Na wiosnę znów przyszło mu wyruszyć na front. Najpierw wędrowali na wschód, potem – z powrotem, na zachód. Podczas bolszewickiego kontrataku latem 1920 roku pod Wyszogrodem, gdzie dostał zadanie obrony drewnianego mostu przez Wisłę, został poważnie ranny po wybuchu artyleryjskiego pocisku.
Czas wielkiego zwycięstwa Polaków i triumfalnej ofensywy na wschód spędził w szpitalu polowym ulokowanym w twierdzy Modlin. Wyszedł z niego pod koniec września, kiedy już obowiązywał rozejm. Ale na wojnę jeszcze udało mu się wrócić. Dowiedział się, że generał Żeligowski poszukuje żołnierzy, którzy urodzili się w Wilnie i okolicach. Zgłosił się do punktu rekrutacyjnego w Poniechówku pod Warszawą i dowiedział się wówczas, że zostanie... buntownikiem. Jego oddział zająć miał Wilno wbrew międzynarodowym paktom i oficjalnemu stanowisku polskich władz. Nie zawahał się jednak i znalazł się w gronie kilku tysięcy żołnierzy, którzy zajęli ukochane miasto Piłsudskiego. Potem przyszło mu pełnić służbę na linii rozejmu pod Szyrwintami. Po miesiącu przeniesiony został do Mejszagoły, a zimą do Wilna, do koszar na Zwierzyniec. Potem jeszcze służył w Nowej Wilejce w pierwszym wileńskim pułku piechoty w 29 kompanii, skąd w 1922 roku został zwolniony do cywila.
Nie wracał już do Ostrowia. Osiadł w Wilnie, bo tutaj założył rodzinę. Zamieszkał przy Kalwaryjskiej. Podjął pracę w tartaku, a potem kupił pod miastem ziemię, gdzie chciał zamieszkać na stare lata. Los jednak mu na to nie pozwolił... Zmobilizowany w sierpniu 1939 roku miał bronić ze swoim oddziałem przed Niemcami mostu w Jaszunach. Tymczasem pierwsi podeszli tam bolszewicy, przed którymi Polacy złożyli broń. Sotnik przedostał się na neutralną wówczas Litwę, tam został internowany, a po miesiącu uciekł z obozu i wrócił do domu.
Nie niepokojony przez nikogo, w Wilnie przeżył cały czas okupacji niemieckiej. Doczekał wyzwolenia latem 1944 roku. Nigdy nie przestał wierzyć, że po wojnie znów będzie mieszkał w polskim Wilnie. Los chciał jednak inaczej. Aresztowany przez NKWD 28 grudnia 1944 roku Sotnik uwięziony został na osławionych Łukiszkach. Stamtąd 15 maja 1945 roku, kiedy świat cieszył się z zakończenia wojny, on specjalnym transportem, przez Moskwę, trafił po miesięcznej podróży do obozu Jełszanka pod Saratowem, gdzie budował most przez Wołgę. Kiedy zadanie zostało przez polskich więźniów wykonane i wszyscy oczekiwali zwolnienia, kolejny pociąg zawiózł w październiku tego roku Sotnika na południe, aż do dalekiej Gruzji, do Kutaisi. Kolejnym etapem pobytu okazał się łagier Borowiczi w połowie drogi pomiędzy Moskwą i ówczesnym Leningradem. Tam spotkał prawdziwie międzynarodowe towarzystwo. Byli i Niemcy, i Węgrzy, i Finowie, a także żołnierze AK z Lubelszczyzny.
Przez wszystkie dni pobytu w łagrach dzień w dzień, zasypiając, Sotnik marzył o Polsce. Śniła mu się po nocach. Jednak, by ją zobaczyć, musiał czekać długo. Bardzo długo. Z Borowiczi zwolniony został dopiero w lutym 1949 roku. Dzięki przedwojennemu sąsiadowi z Wilna, który pozostał w tym mieście, dowiedział się, że jego rodzina wyjechała do Polski. Podążył za nią. Swój nowy dom znalazł w Bydgoszczy, gdzie zmarł w wieku 91 lat.

