W lipcu 2023 roku Bracia Inflanccy ponownie postanowili ruszyć z pomocą walczącej Ukrainie. Tym razem nie wzięliśmy żadnych artykułów rzeczowych lecz postanowiliśmy przyjść z pomocą finansową.
Ruszyliśmy w drogę – trzej bracia inflanccy – motor przedsięwzięcia Leszek Droszcz (zarazem nasz kierowca i właściciel firmy transportowej), Henryk Tokarz i ja, wyżej podpisany. Towarzyszyły nam trzy panie, od lat sympatyzujące Bractwu i bardzo pomocne w zbieraniu wszelkich darów.
Wyprawa byłą wręcz ekspresowa – dwa dni jazdy do Ustrzyk Dolnych i z powrotem, jeden dzień do Lwowa i tylko jeden dzień na zwiedzanie bieszczadzkich ciekawostek. W sumie cztery dni ale jaki ciekawe!
Po całodziennej podróży z Bydgoszczy, bez dłuższego wypoczynku ruszyliśmy ku granicy w Krościenku. Odprawa poszła bardzo szybko. Mocno zdziwiło nas wielka ilość ukraińskich samochodów z lawetami, na których wwożono używane samochody. Kierowcy, najczęściej młodzi ludzie, jak gdyby nic, spokojnie zajęci byli takimi interesami. A przecież prezydent Ukrainy wydał rozporządzenie zakazujące wyjazdu z Ukrainy mężczyznom w wieku 18 – 60 lat! Ponadto wezwał mężczyzn w tymże wieku do obowiązkowego powrotu do ojczyzny. Jak to działa w praktyce to można widzieć w całej Polsce.
Jak wygląda życie na Ukrainie tuż przy polskiej granicy podczas wojny z Rosją? Sporo się dowiedzieliśmy choć na bardziej wnikliwą obserwację winno się być tam co najmniej tydzień.
Po drodze zahaczyliśmy o dwa nieduże miasta - Chyrów i Rudki. Te miasteczka na trwałe zapisały się w naszej historii. W Chyrowie postanowiliśmy zwiedzić sławne przed wojną kolegium jezuickie o oficjalnej nazwie Zakład Naukowo – Wychowawczy Ojców Jezuitów. Jest to ogromny kompleks solidnych gmachów zupełnie nie pasujący do małomiasteczkowej zabudowy galicyjskiego Chyrowa. Kompleks tak wielki, ze można go porównać do największych gmachów Petersburga, Wiednia, Londynu czy nawet Wersalu. Skąd czcigodni ojczulkowie i braciszkowie jezuici zdobyli na ten cel fundusze skoro wokół w Galicji panowała niebywała nędza? Tylko jeden Pan Bóg zna ich tajemnice.
W Chyrowie kształcono młodzież męską z wyższych sfer, czesne było bardzo wysokie. Obiekt był czynny w latach 1886 – 1939. Później służył różnym celom bynajmniej nie oświatowym. Całe szczęście, że nie został zniszczony. Opis i historia tego przybytku to temat na osobne opracowanie.
Dziś kompleks w niedużej, ale zawsze, części żyje; stworzono ośrodek rehabilitacyjny dla inwalidów wojennych oraz ośrodek dla sierot wojennych. Smutne to ale obecnie bardzo użyteczne. Echo wojny aż tu dociera.
Ciekawostką jest okazały, na terenie zespołu szkolnego w tymże Chyrowie, pomnik Bohdana Chmielnickiego (1596 – 1657) ale ze zdjętą płytą z jego nazwiskiem. Do dziś dnia Ukraińcy mają z nim kłopot. Walczył dzielnie, przeciwko Polakom, Tatarom, o wolną Ukrainę lecz ostatecznie zbawienie dla swej ojczyzny widział w zjednoczeniu z Moskwą. Rozejm w Perejasławiu w roku 1654 właśnie tego dotyczył. Ukraina dostała się pod władzę carów rosyjskich a później komisarzy. I tak było aż do roku 1991. Chmielnicki był dla nich bohaterem; miasto Perejasław (w obwodzie kijowskim) od roku 1943 istniało jako Perejasław Chmielnicki i to aż do roku 2019!
Ale ataman Chmielnicki nie zniknął z ukraińskiej przestrzeni publicznej. Miasto Chmielnicki (Płoskirów) wraz z Chmielnicką Elektrownią Jądrową w niedalekim mieście Niecieszyn są tego przykładem (elektrownia też była atakowana przez rosyjskie rakiety). Ukraińcy wybierają z jego życiorysu to co było pozytywne w jego działaniu na rzecz ukraińskiej ojczyzny.
I tu pewna ciekawostka. W roku 1954, pijany ponoć władca ZSRR Nikita Chruszczow (1894 – 1971) w przypływie dobrego humoru z okazji rocznicy rozejmu perejasławskiego, łaskawie przekazał Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej rosyjski, a przedtem tatarski Krym. Wtedy było to bez żadnego znaczenia. Ale dziś… To, w pewnej części, pośmiertna zasługa rusofilskiej postawy Chmielnickiego.
W Rudkach odwiedziliśmy kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, w którego podziemiach pochowana jest rodzina Fredrów. Oczywiście z najsławniejszym z nich – poetą i dramatopisarzem Aleksandrem (1793 – 1876).
W obu tych miasteczkach pozornie nie czuć wojny. Wydaje się, że nic tu się nie zmieniło od dawnych czasów. Targowiska pełne ludzi, przed skromnymi domami ludzie rozmawiają, plotkują. Na zapleczu widać krowy, kurniki. Chętnie nawiązują kontakt z obcymi; służyli nam z pomocą w odszukiwaniu interesujących nas obiektów. Tylko furmanek brak, zastąpiły je leciwe samochody. Zupełny kontrast ze współczesną Europą. Miłe i swojskie to.
Dobrą szosą dojeżdżamy do Lwowa do niegdysiejszej perły naszych polskich ziem, a podczas zaborów stolicy austriackiej Galicji i Lodomerii.
W czasie obowiązkowego odwiedzeniu pięknego cmentarza Łyczkowskiego zauważyliśmy pewne novum: w pobliżu kwatery poległych, w walce z Polakami, żołnierzy ukraińskich w latach 1918 – 1919 utworzono niedawno miejsce pochówku kolejnych ofiar. Dotyczy to poległych żołnierzy w wojnie z Rosją toczonej od lutego 2022 roku. Na ich grobach powiewają narodowe flagi. Młodzi ludzie giną na potęgę. Lecz jak to na każdej wojnie, żadna ze stron walczących nie podaje liczby ofiar. Chętnie natomiast wykazują straty przeciwnika. Obraz świeżych grobów żołnierskich sprawia przygnębiające wrażenie. Oby to nas Polaków nie spotkało!
Lwów bardzo dobrze się prezentuje. Piękne secesyjne domy, masa terenów zielonych, dobrze ubrani ludzie, ładne dziewczęta. Jednak jak na złość kierowcom nie zlikwidowano bruków na jezdniach. Nie wiadomo czy ze względów historycznych czy oszczędnościowych. Ciężko się na nich jeździ; Leszek Droszcz zapewniał, że więcej do centrum nie pojedzie. Ale pojechał gdyż nie było wyboru.
Zajechaliśmy z darem do polskiej rodziny Krystyny Krymińskiej, która nam uprzednio towarzyszyła i była kopalnią wiedzy o Lwowie. Mile nas tam ugoszczono, czym chata bogata. Pani Krystynie wręczyliśmy nasz dar w formie pieniężnej na potrzeby związane z wojną. Niedługo potem zakupiła ona wózek inwalidzki dla młodego żołnierza, który stracił obie nogi. Mamy satysfakcję, że pomogliśmy w ten sposób młodemu a już nieszczęśliwemu człowiekowi.
Podczas obiadu gospodarze wiele nam poopowiadali. Pozornie życie toczy się tu normalnie. Ale tylko pozornie. Już niedługo po agresji w lutym 2022, Rosjanie zbombardowali pobliski poligon w Jaworowie. I od tego czasu wszyscy lwowiacy siedzą jak na wulkanie – wybuchnie on czy nie. Tak jest w całej zachodniej Ukrainie. Niby daleko od frontu ale wrogie rakiety tu dolatują. Nikt nie jest w stanie zapewnić pełnej ochrony. To niemożliwe. Nawet Izraelczycy tego nie zapewnią w swym kraju, mimo że posiadają najznamienitsze systemy antyrakietowe.
Gospodarze wymienili straty tylko w lipcu 2023 roku powstałe od inwazji rakiet. Jedna z nich uderzyła w budynek mieszkalny przy ulicy Stryjskiej i uśmierciła 15 osób. Następne w dzielnicy Wuleckiej zniszczyły kotłownię Politechniki Lwowskiej; rakiety uderzyły także w akademię wojskową – widać Rosjanie celowali w młodzież. Na szczęście tu straty były tylko materialne. Przedtem Rosjanie starali się unieszkodliwić infrastrukturę energetyczną; nie za bardzo im to wyszło gdyż z celnością nie jest u nich najlepiej.
Zdaniem naszych gospodarzy, Ukraina w bezmyślny sposób pozbyła się broni jądrowej na początku lat 90 – tych ubiegłego wieku. Politycy naiwnie wierzyli w jakieś papierowe gwarancje Moskwy, innych mocarstw atomowych oraz ONZ. Dziś sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej – tak uzbrojonego przeciwnika (Ukrainę) nikt by nie zaatakował! Nic nie nauczyła tychże polityków historia choćby sąsiedniej Polski w XVIII wieku - zupełnie bezbronna padła łupem sąsiadów.
Położenie Lwowa już samo w sobie jest niebezpieczne. Jest niejako bramą do zachodniej Europy, tędy najprawdopodobniej przechodzi główny strumień pomocy wojskowej dla walczącej Ukrainy z niedalekiego lotniska Jasionka w Rzeszowie. Potencjalnie we Lwowie mogą zdarzyć się wszelkie możliwe scenariusze...
Naród jednak musi żyć. Ludzie pracują, uczą się, spacerują, uprawiają sport. Nie mogą przecież kryć się stale po piwnicach. Emigrować wszyscy też nie mogą – to byłaby klęska narodowa a szczęście dla Putina. Co do emigracji nasi gospodarze mają wyrobioną opinię – zezwolenia na wyjazd winny być tylko dla kobiet z małymi dziećmi. Reszta musi być w ojczyźnie, tu pracować i w każdej chwili bronić Ukrainy. Niestety dużo kombinatorów trzyma się jak najdalej od obowiązków patriotycznych. Gumowe przepisy zezwalają im na to. Na początku wojny były bardzo szerokie – na dobrą sprawę połowa mężczyzn nie nadawała się ponoć do służby na wojnie. A to przewlekła choroba, a to jedyny żywiciel a to student, naukowiec, wybitny specjalista a to nie mniej wybitny artysta. Niebywale szerokie pole dla korupcji. Obecnie pole odroczeń zawężono, gdyż coraz większe kłopoty ma armia ukraińska z uzupełnianiem kadr żołnierskich.
Na niewiele zdają się rozporządzenia ani apele prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego (ur. 1978) o gotowości do pracy w kraju i walki o ojczyznę. My, Polacy, też pomagamy, nie boję się użyć mocnych słów, dezerterom, których pełno w naszym kraju. Kilka milionów młodych zdrowych mężczyzn i kobiet pracuje w Polsce a nam z tym zjawiskiem zupełnie dobrze. Łatają u nas niedobory personalne na budowach, w rolnictwie, w transporcie i usługach. Pracują na nasz dochód narodowy. Bez nich byłoby ciężko. Inne kraje Europy a nawet Kanada podobnie postępują; pracowici Ukraińcy wszędzie są mile widziani.
Wieczorem poszliśmy do centrum miasta. Ono żyje. Pełno tu restauracji, kawiarń. Starówka lwowska zachwyca. Kolorytu nadają jej także tramwaje na wąskich torach, które przetaczają się wśród zaułków miasta. Frekwencja gości jest duża, choć jak mówią nasi gospodarze o wiele mniejsza niż dawniej. Wojnę tu odczuwa się na każdym kroku – pomniki, okna zabytków, witraże zasłonięte są przed odłamkami pocisków.
Nikomu w ten sposób nie wolno zapomnieć o rzeczywistości.
Późnym wieczorem żegnamy wspaniałych gospodarzy i wracamy do Polski, do Ustrzyk Dolnych. Po drodze spokój, żadnej paniki, żadnych kontroli. Tylko na granicy skrupulatni, a może leniwi nasi celnicy bardzo opóźniają odprawę. Trzeba im wybaczyć – to jest granica Unii Europejskiej a przemyt potencjalnie i realnie jest duży.