Nie mogę dokładnie i precyzyjnie zdefiniować, co mi nie pasuje w tych „akantowskich” wierszach – jakieś zaćmienie. Posłużę się więc przykładem. Gdyby teraz do Redakcji nadeszły teksty w rodzaju Kwiatów polskich Tuwima, liryki Mickiewicza, czy nie daj Boże Roty Konopnickiej, to zapewne zostałyby odrzucone, jako zbyt proste i naiwne, zbyt sentymentalne, zbyt romantyczne.
Rzuca się też oczy ubóstwo językowe tych „akantowskich” tekstów – jakby wszyscy autorzy mieli do dyspozycji ten sam, wąski zestaw słów i określeń. Stąd ich narzucające się podobieństwo formalne. Ta sama, sucha kostyczność – intelektualizm bez indywidualnego przeżycia, doświadczenia (wewnętrznego), uczucia, to od razu musi go tak przetworzyć, „przemielić” przez „maszynkę” intelektu, że nic z tego nie wychodzi.
Jakby wszyscy pisali według jednego, formalnego szablonu. Gdyby zebrać wiersze z jednego tylko numeru, przemieszać, usunąć nazwiska autorów i dać osobie postronnej do przeczytania z zapytaniem: „Ilu autorów napisało te wiersze?”, to myślę, że miałby poważne kłopoty i może wymieniłby dwóch lub trzech, a przecież wiadomo, że w każdym numerze prezentuje się co najmniej kilku autorów, czasem nawet do dziesięciu. Tak więc brak rysu indywidualnego czyni je eo ipso podobnymi.
Autorzy wierszy w „Akancie” piszą tak, jakby przed nimi nie było całej literackiej i kulturowej spuścizny; od Kochanowskiego, poprzez Janickiego, Morsztyna, Krasickiego, poprzez poetów Oświecenia, Romantyzmu, Młodej Polski, Baczyńskiego, Dwudziestolecia, do Borowskiego, Słomińskiego, Staffa, Żuławskiego, aż do Herberta, Miłosza, Różewicza.
Piszą tak, jakby narodzili się wczoraj – obudzili się rano i zaczęli pisać „od nowa”, na nowo, po swojemu, bez świadomości tego, co było przed nimi.
Żadnych odniesień, odwołań, przywołań, subtelnych aluzji, zero porównań – zamknięcie w swoich prywatnościach jak w jaju – odwołują się już tylko do siebie samych, swoich skromniutkich doświadczeń i wąskich horyzontów.
Ale może rzeczywiście ich przeceniam i za wysoko stawiam poprzeczkę; może oni rzeczywiście nie mają o tym wszystkim pojęcia? A bogactwo literackie i językowe z którego mogliby czerpać nie jest im znane [internetowa standaryzacja źródeł].
W istocie wychodzi poezja zamknięta, wąska, jakby odcięta od swej tradycji i przeszłości – liczy się tu i teraz i na tym się bardziej uniwersalny [kontekst] horyzont jest im obcy. Więc, w dużym uproszczeniu, można powiedzieć, że wszyscy oni piszą tak samo i o tym samym.
Oczywiście, wiersze są poprawne warsztatowo, ale czy tylko o to nam chodzi, czy to jest cel i szczyt naszych marzeń i ambicji – poprawność? „Bez serc, bez ducha…” [prorocze].
Cherlawe stelaże języka markujące poezję; aluminiowe rusztowania słów [niezbyt wysokie] podtrzymujące wątłą myśl, refleksję – ubóstwo środków wyrazu [prostota tak, ale brak przesady], poezja „postindustrialna”. Strzępy relacji – najczęściej niedokończone, cherlawe, „białe ciałka” – anemia, atrofia, afazja, szarość i mrok.