1 listopada
„Czasem nie wiem, czy czekam na nią, czy tylko na powtórzenie tej pięknej chwili, kiedy przyszła... Człowiek, niepewny tego co będzie, woli powtórzenia tego, co było. Stąd te rytuały, tradycje, konieczności, żeby całkiem nie zwariować...”
Tym razem sam, bez prowokacji sięgnąłem po tę „tandetną powieść z tandetnego spotkania autorskiego”, bo po dorocznym kwestowaniu na Cmentarzu Starofarnym na rzecz odnowienia zabytkowych nagrobków jakoś smutno i ciemno mi się zrobiło. Ta, chwila, którą wyczytałem z wciśniętego mi na siłę manuskryptu zabłysła niczym złota raca na granatowym niebie... Zgasła, ale pozostawiła po sobie to tandetne złoto i granat.
I jeszcze jedno zdanie mi się wyczytało:
„Czekałem, cały dzień czekałem. I to też było piękne”.
2 listopada
W nocie z 29 sierpnia 2022 roku zastanawiałem się nad geniuszem kobiecości. Uznałem, że jego istotą jest życie na pograniczu natury i kultury, dwubiegunowość. Ciało i dusza - w takiej kolejności. Kobieta jest szczera aż do bólu, ale też uroczo fałszywa. Bezpośrednia i mająca swój ukryty cel. Delikatna i twarda zarazem. Anioł i zwierzę.
Można (warto?) nad tym zastanawiać się, ale nie należy się tym przejmować, bo wpadnie się w schizofrenię. Jest jak jest. Jest jaka jest. Zresztą kobieta, udając i nie, rozkojarzenie i rozhisteryzowanie, oczekuje na twardą, męską postawę nawet doprowadzającą ją, kobietę, do płaczu. Bluszcz...
3 listopada
Na warsztatach literackich, które współprowadzę mówię o roli języka pisanego, o pisaniu jako takim. Jest ociosywaniem bryły myśli w jakiś kształt. Syntetyzuje, porządkuje, pomaga sięgnąć po kolejną sensowną myśl.
Znów myśl o pisaniu tego Dziennika: To pisarski trening. Pisarz, aby – tak jak sportowiec - nie utracić formy, musi pisać, co wcale nie znaczy że czasem nie warto wpaść w dziurę milczenia. Niemniej podczas spotkań warsztatowych z innymi, głównie początkującymi (wciąż) pisarzami, mówię o konieczności zajmowania się przekładami artystycznymi:
- Jeśli nie masz weny, jeśli opuściły cię pomysły, to zabierz się za przekład literacki. Jakiś tam obcy język znasz, a poza tym są teraz internetowe maszynki do przekładu. Niechże to nie będzie typowe tłumaczenie literackie, ale choćby trawestacja, tak charakterystyczna dla XIX wieku, kiedy podczas boomu europejskiej twórczości literackiej, długo przed boomem obrazkowym, zaczęto się nawzajem przekładać. Mało jest wybitnych pisarzy z tamtego okresu, którzy nie zajmowali się, choćby tylko na marginesie własnej twórczości, tłumaczeniami.
Mówię tak i mówię od lat, ale jak dotąd żaden z moich interolutorów nie pokazał mi swojego przekładu. Ale wiersze z własnych obolałych trzewi, z wielką ochotą i pretensją, kiedy wychodzi na jaw, że czasem ich nie słucham, zazwyczaj nieudolnej, recytacji.
4 listopada
Obchody, uroczystości, tablice pamięci, kwiaty....Zgromadzenie starych ludzi. Apelują, proszą, grożą. Myślą, że zmienią obecną, złą rzeczywistość, wywołując przeszłość. A potem i tak odchodzą niezauważeni. Ilość zdarzeń, może nie tyle zdarzeń, co ich medialnych cieni, przytłacza. Komedia XXI wieku.
5 listopada
Sobotnie przeciąganie snu aż do „białego rana” . Ni to drzemię ni to tylko leżę z zamkniętymi oczami. Nie chce mi się wchodzić w tę wielką, wilgotną ciemność. Po długiej chwili przesiane przez kożuch chmur słońce dodaje trochę otuchy. Do czego? W dni robocze budzi mnie budzik i wymusza działanie. A teraz? Szukam jakiegoś konkretnego punktu na horyzoncie dzisiejszego dnia i nie znajduję. Z horyzontem życia jest jeszcze gorzej.
6 listopada
Andrzej Szahaj, relacjonując esej Wisławca Deluxe´a (pseudonim) Każda praca hańbi. Pozdrowienie z próżnego kapitalizmu („Plus Minus” 2022, nr 44, s. 28-30), zastanawia się nad poszerzającym się dziś poczuciem bezsensu i straty czasu wśród pracowników najemnych, a także nad rozmnożeniem zbędnych stanowisk pracy w korporacjach i w biurokracji państwowej. Te nieracjonalności z punktu widzenia ekonomicznego mają zapewnić pokój społeczny, bowiem ludzie bezczynni buntują się, a przynajmniej psują atmosferę. Podobnie zresztą czynił system realnego socjalizmu, realizując ideę pełnego zatrudnienia. A. Szahaj za przyczynę nieracjonalności późnego kapitalizmu, w tym zakresie uznaje obawę przed buntami i rewolucjami. Lepiej zapędzić ludzi do biur niż debatować z nimi, także przy użyciu argumentów pomysłowych, na ulicy. JP II głosił, że lepiej dopłacać do stanowisk pracy niż do bezrobocia.
A.Szahaj, choć filozof, unika powołania się na jedno z głównych źródeł współczesnej filozofii europejskiej, czyli Biblię z jej kardynalnym przesłaniem: „W trudzie będziesz zdobywał (....) pożywienie dla siebie” (Rdz 3,17). Pisze tylko niczym ateistyczny marksista o przyrodzonej niejako nieprzyjemności pracy (s. 30). Nie dociera też do prawdziwego źródła problemu bezsensu wielu stanowisk pracy. Jest nim technologizacja świata, czyli wypieranie człowieka przez maszyny i chemię (rolnictwo), w tym technikę cyfrową. Praca człowieka staje się w wielu przypadkach zbędna, sprowadzając się do nadzoru maszyn i komputerów, które na dodatek zaczynają być programowane przez sztuczne mózgi. A nadprodukcja we wszystkich dziedzinach, także w filozofii, dławi.
7 listopada
Ważny, jeden z trzech, doniosłych kroków. Słabeusz, budząc się co rusz, chciał uciec przed tym krokiem, ale po obudzeniu się zdecydowałem się wziąć to wszystko na klatę.
Co? Czytelnicy chcieliby wiedzieć co. Chyba nie z pustej ciekawości, tylko, aby porównać swoje doświadczenia życiowe z moimi, bo takich charakter ma przede wszystkim czytelnictwo diarystyki.
Napiszę, być może napiszę, gdy wykonam jeszcze dwa brakujące doniosłe kroki, gdy w pełni się odbuduję.
8 listopada
Wieczorna Warszawa w ten, w miarę ciepły wieczór, nie jest odrzucająca jak w jasny dzień. Mieniące się światła, przechodnie w miarę wyluzowani. Zabijając czas w oczekiwaniu na pociąg, spaceruję po nielubianej stolicy z przesympatyczną osobą. Prawie bajka.
9 listopada
Przeglądam przed oddaniem do druku 13-go, podsumowującego cały rok numeru „Akantu”, sporządzaną od lat listę czasopism literackich oraz literacko-artystycznych. Na liście są 132 tytuły. Nie wiadomo, które jeszcze istnieją, a które nie, bo dotrzeć do nich jest bardzo trudno.
Wydaje się, że czasopiśmiennictwo tego typu ma dla wielu redaktorów charakter młodzieńczej przygody: Zredaguję czasopismo, zobaczę jak to się robi, a potem...jakoś to będzie. Kula śniegowa potoczy się sama.
Żadne jakoś to będzie, żadna kula śniegowa! To ciężka, żłobiąca dłutem niemal każdą literkę, robota. Łatwo wydrukować, trudniej rozpowszechnić. Zawsze powtarzałem, że edytorstwo periodyczne to przede wszystkim kolportaż i regularność. A tu spośród 132 tytułów aż 61 to nieregularniki. W rzeczywistości nieregularnikami albo co najmniej oszustwami edytorskimi poprzez numery łączone są wszystkie kwartalniki literackie, o ile jeszcze istnieją.
Ciekaw jestem, czy po opublikowaniu tej listy ktoś się odezwie i coś tam poprawi. Na przykład nominalny redaktor nominalnego kwartalnika „Wyspa” z Woli Pasikowskiej 8A, poczta 05-085 Kampinos, woj. mazowieckie.
10 listopada
Bez powodzenia próbuję zrekonstruować młodość i radość na obrzmiałych, skwaśniałych i otępiałych twarzach starych kobiet. Jak one kiedyś wyglądały?
Ale też te młodsze są coraz już bardziej podobne do starszych. Z grubym, niedbałym makijażem, papierosem w ustach. Zamiast spódnic lub sukienek ciasne dżinsy z dziurami w nogawkach. Najważniejsze, żeby wyeksponować pupę. Co się dzieje? Czy to tylko ponury listopad?
11 listopada
Pewien starszy człowiek poskarżył mi się, że nie chodzi już nawet na pogrzeby, bo nie ma na kogo. Wszyscy wstępni pomarli, znajomi także, a chodzić na pogrzeby nieznajomych czy nawet głośnych celebrytów nie ma sensu.
- Nawet tej atmosfery rozpaczy dziś nie ma, tego wyrywania się, aby rzucić się do grobu za ukochanym człowiekiem – mówił. – Dziś, w dobie racjonalizacji, wszystko traktuje się jako konieczność. Pogrzeb niczym wypełnianie rubryk w kwestionariuszach, którymi zarzuca nas biurokracja państwowa a – za nią – prywatna. Nie wypełnisz właściwie rubryki, nie dostaniesz zgody, na to czy tamto, bo biurokracja post-kapitalistyczna jest równie totalitarna jak komunizm.
Ta racjonalność wypełniania kolejnych rubryk życia odbiera temu życiu urodę zaskoczeń i niespodzianek. Ale prowadzi też do niewiary w Boga, bo modlitwa do Niego nie ma żadnego sensu, skoro wszystko ma być takie jakie ma być. Najgorliwsi w tym pogodzeniu się z racjonalną koniecznością, są młodzi. Przez pięć dni w tygodniu zrobić to, co trzeba zrobić, a potem dwa dni nieprzytomnego clubingu czy jakichś innych orgietek komputerowych. Aby się odprężyć, aby zapomnieć o tym świecie racjonalnych więzów. Ale bez tych więzów życie tych ludzi nie miałoby sensu, więc w poniedziałek, krzywiąc twarz, nakładają na siebie chomąta, zazwyczaj bezsensownych obowiązków. Drepcząc w tym kieracie, niecierpliwie przestępują z nogi na nogę: kiedy to się wreszcie skończy? Tak samo przestępują z nogi na nogę konieczni uczestnicy dzisiejszych pogrzebów...
Znajomy mówił tak i mówił i gdybym nie stwierdził, że muszę iść do ważnych obowiązków, to mówiłby do teraz.
- Racjonalna konieczność - rzucił na pożegnanie z ironicznym uśmiechem.
- Nie – odpowiedziałem w równie w ironicznym tonie. – Muszę napisać wiersz a poezja jest przecież jedną z nielicznych pozostałych nam sfer swobody.
- Wolności? – zapytał znajomy.
12 listopada
Nabożeństwo zboru jednego z ewangelikalnych związków wyznaniowych. W sali bufetowej. Zebrani przygotowują sobie napoje a potem siadają przy długim stole z kubkami i butelkami przed sobą. Niby nie piją, słuchając Słowa Bożego, ale ukradkiem... Lekcja biblijna na określony temat. Prowadząca zadaje pytania, prosi o odczytanie określonych wersetów. Dyskusja. Różne mniemania, spekulacje, spory nawet. Niektórzy wyraźnie popisują się, eksponują siebie, nie mogąc zapewne popisać się i wyeksponować w domu lub w pracy. Obrzędy religijne mają w sobie coś z rekompensaty różnych braków, szczególnie braku sensu życia i świata. Religia jest dramatyczną odpowiedzią na ten brak.
Dobrze, że moi zborownicy spierają się o sprawy Boże. Po trzech godzinach śpiewów, modlitw i kazania, wreszcie agapa! Częściowo przygotowana przez organizatorów, bo każdy od czasu do czasu musi poprowadzić nabożeństwo, częściowo sklecona z produktów przyniesionych przez wiernych.
Każde nabożeństwo urządza kilka wybranych osób. Najważniejsze, żeby się zebrać we wspólnotę, najważniejsze, żeby być ze sobą, zasiąść do wspólnego stołu. Jakże to różne od rzymskokatolickich nabożeństw, podczas których wspólna jest tylko hala świątyni i rytuał.
13 listopada
Spotykam księdza unickiego zwanego też grekokatolickim. Zawiera on w siebie najgorsze cechy katolickiego stanu duchownego (pycha, nieomylność, ostentacyjna niechęć do grzesznego świata z równoczesną fascynacją grzechem itd. itp.). Do tego dochodzi ukraiński kompleks niższości wobec Polaków, objawiający się chęcią małpiego przewyższenia Polaków, w tym przypadku w sferze karykaturowania katolickiego stanu duchownego. Nie chcąc, aby zarzucił mnie – jak dotąd - swoim nawiedzonym nauczaniem, pytam o żonę i dzieci. Narzeka, głównie na brak pieniędzy. Jeszcze rok temu po takim dictum wyciągałem stówę .
Teraz wyciągam rękę:
- Muszę już iść.
14 listopada
Jarosław Seidel, krytyczny czytelnik Dziennika czasu zarazy i wojny pisze, zapewne odkrywczo:
„Od początku podejrzewałem, że „tandetna powieść”, którą Pan lansuje cytując, to Pana własny tekst. Choć biorąc pod uwagę jego poprawność językową, gramatyczną, składniową i stylistyczną – doprawdy trudno w to uwierzyć. Ale jeżeli tak jest, to gratuluję – całkiem niezłe”.
Dziękuję J. Seidlowi za to niezłe, ale pytam: „Czy jako dowód cytowania mam Panu przesłać skan manuskryptu „tandetnej powieści?”.
Znowu J. Seidel: „W pańskim Dzienniku... ujął mnie jeden wpis z 19 sierpnia 2022 roku.
Szczerość, nostalgia, uczucia, te obecne i te dawno już zapomniane: otwartość, sentyment (ten dobry). Opisuje Pan stan swojego ducha na ten czas – i to jest wartościowe. Szkoda, że cały „Dziennik...” nie jest taki nastrojowy. Bo później powraca Pan na „stare tory” i jedzie „staro płyto” – byłem tu, byłem tam - sucha relacja z rzeczywistości. Szkoda.
Myślę, że to najlepszy literacko wpis w całym Pańskim „Dzienniku”. Ale porównywanie się do Orwella nieco przesadzone”.
Tyle sarkazmu, ale jest też u J. Seidla entuzjazm:
„Pański wiersz całkiem niezły, choć tytuł trochę dziwny i „katastroficzny” (Katastrofa, „Akant” 2022, nr10, s. 35). Strofy – „te gorące strofy” trochę zbyt dosłowne, banalne.
Może trzeba by przemyśleć i coś zmienić – w zasadzie wystarczyłoby cały wers, zmienić w liczbę pojedynczą, lub coś innego dodać na koniec. Ale całość dość poetycka.
Jeszcze o tej „prowincji”, o której Pan tak pisze i nad którą biada. Otóż, Gdynia to jest dopiero prawdziwa prowincja i wiocha ( w porównaniu z Bydgoszczą)! Zero kultury, zero środowiska – po prostu kulturalna „Pustynia Błędowska”. Więc głowa do góry, bo u was jeszcze nie jest tak źle. Sama prowincja jako taka może być nawet urocza - z dala od wielkich metropolii. Chodzi tylko o to, aby ta prowincja nie zamieniła się w zaścianek – takie polskie Soplicowo, bo wtedy jest już naprawdę źle. Wielu wspaniałych poetów i pisarzy urodziło się i mieszkało na prowincji. Z czasem przenosili się do większych miast i ośrodków kultury, ale po czasie, na starość chętnie wracali na swoją prowincję, gdzie czuli się u siebie”.
15 listopada
Piękna czytelniczka wychowana na literaturze realistyczno-romantycznej po przeczytaniu mojego opowiadania Skrzynka odbiorcza pusta („Akant” 2022, nr 12, s. 31) stwierdziła, że nie umiem pisać, bowiem ostatnie cztery akapity nie pasują do dotychczasowych treści.
Rewelacja! Piszę od 16 roku życia i ... nie umiem pisać.
A jeśli jest to prawda to nic, tylko skończyć jak bohater rzeczonego opowiadania. Warto nad tą oceną pochylić się i niech też pochylą się nad nią współcześni autorzy wierszy – zagadek, wierszy – szarad, wierszy przedumanych. Nie umiemy (już) pisać...
16 listopada
Przez media przewala się dyskusja o błędach, zaniedbaniach i zaniechaniach Jana Pawła II.
A że mediów jest sporo, w tym, przede wszystkim społecznościowych, to nie sposób tę dyskusję opisać. Poza tym byłoby to niecelowe, tak jak mało celowe są dyskusje naukowe o ujęciu problemu przez określone medium w takim i takim czasie. W humanistyce o profilu historycznym tego typu dysertacja jest najprostszą drogą do magisterium czy nawet doktoratu. W owej dyskusji o nie-świętym, choć świętym z ludzkiej nominacji JP II dominują ataki prowadzone przez pryzmat obecnej wiedzy potocznego, wypracowanego przez media, szablonu etycznego i fali społecznych przekonań, które sprowadzają się do tego, że deprawowanie seksualne nieletnich jest obrzydliwością i w każdym takim przypadku trzeba przede wszystkim wziąć stronę ofiary.
Tego za czasów JP II nie było. Zamiatanie obrzydliwości pod dywan w Kościele rzymskokatolickim było normą, wręcz modus operandi tej wielowiekowej instytucji mieniącej się świętą i za taką przez wielu wiernych uważaną. Także przez tych, którzy teraz, mając szerzej otwarte oczy i, postponując ponad miarę JP II, wówczas wężej patrzyli. JP II wręcz uwielbiali. JP II był dzieckiem swoich czasów i trybem w skostniałej instytucji Kościoła rzymskokatolickiego, a więc cesarskiego, czyli wszechwładnego i nieomylnego. Był zafascynowany rolą, którą przyszło mu pełnić w Kościele, wręcz szczęśliwy z tego powodu (kompleks prowincjusza objawiony w pierwszych godzinach pontyfikatu), że oddał się jemu całkowicie. Paradoksalnie uważał, tak jak wielu funkcjonariuszy Kościoła, że instytucja eklezjalna jest ważniejsza od wartości moralnych, bowiem to ona te wartości przechowuje. JP II, wznosząc się ponad poziomy w sferze nauki, nauczania i polityki nie wyniósł się w sferze eklezjalnej. Przygniotła go ona niczym głaz w owej kontrowersyjnej rzeźbie, która narobiła tyle hałasu i jako pierwsza ujawniła skazę na szkle.
O uzależnieniu papieża od epoki i od sytemu pisałem już w nocie z 2 czerwca 2022 roku poświęconej głównie Benedyktowi XVI, bo ten jako biskup Monachium też pedofilię traktował tak, jak inni wówczas traktowali, czyli jako coś jako coś obrzydliwego, ale niemożliwego do wyrugowania i co, dla dobra Świętego Kościoła należy ukryć. Księża rzymskokatoliccy, bazując na wielowiekowej mądrości Kościoła, godzą się z tym, co nieuniknione, czyli z dramatem śmierci, i ... siłą popędu seksualnego. O tej ostatniej czytałem swego czasu w eseju kardynała Josepha Ratzingera, dotyczącego powołania kapłańskiego. Nie rozwijał tego tematu, tylko stwierdził, że jest i ma ogromny wpływ na kapłaństwo. Bo kapłan to też człowiek... – dodawał.
Obecne perypetie JP II to także dalekie echo idoloatrii (oddawanie czci boskiej idolom), która go otaczała i której ulegał, a nawet ją celebrował. Trudno nie zapomnieć niesmaku, jaki czułem, gdy 18 czerwca 1983 roku podczas nocnego spotkania z młodzieżą pontifex w purpurowej płaszczu, wyzierała śnieżnobiała sutanna, schodził z jasnogórskich wałów niczym sam Chrystus. Stąd huk, który ów złoty posąg wywołuje, spadając na szary bruk. Gdyby JP II traktowano wówczas jako zwykłego człowieka, choć zarazem wybitnego przywódcę duchowego i mędrca, a także skutecznego polityka, wręcz męża stanu to nie byłaby obecnie takich zapiekłości, także u tych, co za życia papieża, owej idololatrii ulegli. Dotyczy to szczególnie opozycyjnie nastawionych wobec komunizmu Polaków z lat osiemdziesiątych XX wieku. Ale i tu trzeba przypomnieć kontekst czasowy: Umęczonemu narodowi polskiemu potrzebny był przywódca duchowy, który wie co robi i po nocach nie śpi, abyśmy mogli spać trochę spokojniej. Tak bowiem mówili księża, którzy opiekowali się świeckimi robiącymi konspirację w kościelnych kazamatach. I dużo w tym było prawdy, bo JP II odegrał kluczową rolę w demontażu systemu komunistycznego.
Nie czują się najlepiej po napisaniu tej noty. Jak łatwo rozliczamy innych, a nie siebie.
17 listopada
Doroczny spęd odznaczonych krzyżami za zasługi na rzecz ochrony środowiska i społeczności lokalnej, na rzecz propagowania honorowego środowiska i za zasługi dla sportu. Tylko dwoje ludzi kultury a przecież to przede wszystkim kultura o narodzie stanowi. Nawet mój wniosek o uhonorowanie dyrektorki osiedlowego domu kultury zamieniono na „zasługi na rzecz osób potrzebujących”. Przypominają się słowa Chrystusa, że ubogich zawsze macie u siebie a mnie, czyli Człowieka Ducha, nie zawsze macie (J 12,8). Tak samo jest z ludźmi kultury, którzy dzięki swemu talentowi są bardziej niepowtarzalni niż inni. Rozmowa z Andrzejem Boguckim na ten temat. Mówi, że kultura jest wszędzie.
- Tak, w tym szerszym tego słowa znaczeniu jako przeciwieństwo natury – odpowiadam ale zaraz pytam:
- A kultura symboliczna?
Nie bardzo wie co odpowiedzieć, więc nazywa mnie zgorzkniałym zgredem, a ja przecież tylko upominam się tylko o to, co naród stanowi.
18 listopada
W zatłoczonym autobusie dziecko w wieku szkolnym usiadło na podłodze i z wypiekami na twarzy kończyło na smartfonie jakąś grę. Zdąży czy nie zdąży przed przystankiem, na którym musi wysiąść. Nasze dziecko.
19 listopada
„Tandetna powieść” w mniemanym ujęciu Jarosława Seidla:
„Od nadmiaru piękna można zwariować. Patrzę na siedzącą obok mnie w samochodzie. Ujmujący profil twarzy, trochę piegów, ale przede wszystkim ta jej wyprostowaną sylwetką z wyraźnym tyłeczkiem. Przepełnia mnie nadmiar zachwytu. Wariuję.
- Zielone światło. Jedź! - przypomina.
- Przez ciebie polubiłem czerwone światła, bo przy nich mogę na ciebie trochę dłużej popatrzeć – odpowiadam.
Uśmiecha się.
Świat ogarnął spokój, a diabeł stracił swą moc. Upajam się tym widokiem, tą ciszą i spokojem. Bóg istnieje. A z Nim nadzieja, że może jeszcze nie wszystko stracone”.
20 listopada
Prowadzę uroczystość rocznicy spalenia w Bydgoszczy 18 listopada 1956 roku stacji zagłuszającej wolnościowe audycje radiowe. Nawet mi to zgrabnie idzie, z wyjątkiem przydługiego i chaotycznego wstępu; za dużo powtórzeń... Dlaczego piszę o tym zdarzeniu? Wydaje mi się, że czytelnicy Dziennika, sami, nie wychodząc z domu lub kręcąc się w rutynowym kieracie: praca – dom, praca – dom – praca- klub, chcieliby gdzieś tam się znaleźć, coś tam poprzeżywać. Jest to jedna z ról, którą odgrywa literatura a diariusz ma przecież literacki charakter.
21 listopada
Przebywając w Ukrainie przemierzałem ogromne pustacie a w miastach nie doświadczałem zatłoczenia. Jest to między innymi efekt wielkiego wojennego exodusu ludności. Od 2014 roku kraj opuściło blisko 7 milionów ludzi, a więc ludność Ukrainy z 43 milionów spadła do 36 milionów. Tylko 14 procent emigrantów deklaruje chęć szybkiego powrotu.
Większość uchodźców stanowią kobiety, co źle rokuje przyszłości demograficznej kraju, który gwałtownie się starzeje. „W roku 1990- czyli u progu państwowości- mediana wieku mieszkańców Ukrainy wyniosła 35 lat. Na początku roku 2022, a więc jeszcze przed wybuchem wojny, sięgała już 41 lat. Dziś jest jeszcze wyższa”. (Rafał Woś, Wielka zagadka
dzietności, „Tygodnik Solidarność” 2022, nr 45, s. 17).
Na zdjęciu: Zapora przeciwczołgowa, tzw. post na ukraińskiej drodze. Takich zapór, które w każdej chwili mogą zmienić się w barykady jest tysiące.
Na zdjęciu: Wśród uczęszczających na kursy artystycznego przekładu literackiego studentek Czerkaskiego Uniwersytetu Państwowego im. Bohdana Chmielnickiego. Z prawej - poeta i wykładowca Walery Kikot.
22 listopada
„Tandetna powieść” notuje:
„W wieczornym sms-ie napisała 2 x dobranoc. Jakby raz nie wystarczyło! Nie wystarczyło. Gdy uczucie jest silne, to chce się mówić i mówić. Cały świat zawiadomić. Na płocie pisać...”
23 listopada
Fakty, głównie te nieprzyjemne, niekorzystne ustawiają nasze życie. Musimy się z nimi pogodzić. Większość ludzi jest realistami, mnie jest trudniej takim być. Na nic nasze wymyślania, pragnienia, złudzenia.
24 listopada
Leszek Droszcz, uparty i ofiarny dostarczyciel na teren Ukrainy, towarów bytowych i militarnych otrzymał kolorową Podjakę, czyli Podziękowanie. Pisze Christianskij Center Dopomogi Anny Mariii. Na dość kiczowatym druku - skrzydełka, aniołki, różne kolory i ogromna pieczęć. Tak wykluwa się ukraińskie społeczeństwo obywatelskie, szansa na normalność w tym mozaikowym, rozkojarzonym kraju jak twierdzi ukraiński filozof Myrosław Marynowicz („Gazeta Wyborcza” 2022, nr 269, s. 7). O wspólnotach religijnych czy okołoreligijnych jako zaczątku ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego pisałem już w nocie z 1 października 2022 roku. To samo obserwuję wśród imigrantów w Polsce. Do współdziałania, do wspólnego dobra jeszcze daleko, ale już coś jest.
24 listopada
Kolejne uderzenia we mnie. Czy to już pochyłe drzewo, na które każda koza skacze?
25 listopada
Uczestniczę w Młodzieżowej Giełdzie Pracy OHP. Oferty to głównie inwentaryzacje i układanie towarów w magazynach. Oferty głównie dla młodzieży. Wystarczy poprzedniego dnia połączyć się internetowe z bazą i zaoferować usługę. Może być raz, może być więcej, wtedy jest premia.
Podziwiam niezwykłą sprawność elektroniczną zarówno dziewczyn z agencji przedstawiających oferty, jak i młodzieży, która szuka możliwości szybkiego zarobku. Inny, przynajmniej dla mnie, beznamiętny świat. Wystarczy kliknąć...
26 listopada
W wydawanym już 24 rok przez Jerzego Grupińskiego „Protokole Kulturalnym”, mającym też tylko obieg towarzyski, recenzja prozy Anny Jankowskiej występującej pod pseudonimem Anny Janko. Dużo słyszałem o tej prozie, bowiem autorka wdarła się na salony meanstreamu a tam szepce się i wzmiankuje tylko o swoich, zazwyczaj niczego nie czytając. Recenzentka Alicja Kubiak, oceniając aż trzy książki A. Jankowskiej, pisze, że „nie sposób odmówić jej umiejętności opisywania miłości na wszelkie gadatliwe sposoby” (...) Gadulstwo i kicz- takie mam wrażenie (...). Czułam się jak w pokoju z powieści Flaubarta pełnym kiczowatych drobiazgów”.
W tym samym czasopiśmie aż dwa fragmenty diarystyki. Celina Lesiewicz dokumentuje trzecią – obok zarazy i wojny- obecną plagę, czyli inflację. Prowokuje mnie do poszerzania tytułu moich „Dzienników”. Nie, nie będę utyskiwał nad tą plagą, bowiem inflacje zawsze były i będą.
Dużo zależy od naszego spojrzenia na świat.
27 listopada
Pod kierownictwem niezawodnej i jak zawsze uroczej, choć po męsku zorganizowanej, Liliji Zahnikto niemal trzygodzinny koncert na urządzonym przez Urząd Miasta Jarmarku Świątecznym.
Tylko plus 3 stopnie Celsjusza, całe szczęście, że nie ma wiatru, bo wtedy temperatura odczuwalna byłaby dobrze minusowa, tym bardziej, że estrada stoi nad Brdą, która jest dla Bydgoszczy kanałem przewiewnym. Choć podsycam się grzańcem o niebotycznej cenie 15 zł za plastikowy kubeczek, to jest mi zimno. Nie wiem jak dają sobie radę z chłodem zgromadzeni przed estradą Ukraińcy, poprzetykani przyjaznymi Polakom, choć w naszym narodzie zaczyna dominować już zobojętnienie, a nawet wrogość. Dobrze, że się gromadzą, że się w tłumie wzmacniają to im pomoże w obcym środowisku. „Tak. Emigracja to jedno z najczęstszych i najtrudniejszych doświadczeń w życiu każdego człowieka. Sława Ukrainie, która nadeszła do Polski, tworząc nam nagle istotną mniejszość narodową i dając nadzieję na polepszenie katastrofalnej sytuacji demograficznej w naszym „kraju” – pisze w „Protokole Kulturalnym” (2022, nr 82, s. 18) Celina Lesiewicz, była emigrantka (13 lat w Niemczech, 2 lata w Paragwaju).
Konferansjerka wzywa mnie na estradę. Staram się mówić jak najcieplej, choć też trochę pedagogicznie, bo wiem, że emigranci, tego oczekują, to znaczy jakichś wskazówek, by być akceptowanymi. Mówię o konieczności solidarności wśród nich, bo jak zauważył ich filozof Myrosław Marynowicz. Nasz tradycyjna choroba polega na tym, że ludzie stają się wrogami w wyniku najdrobniejszego sporu. Potrzebujemy więc „sesji psychoterapeutycznych”, aby uświadomić społeczeństwu tę chorobę, którą trauma wojenna może tylko pogłębić. Musimy nauczyć się odróżniać pojęcia „przeciwnik” i „wróg” („Gazeta Wyborcza” nr 269, s. 7).
Od jakiejś starszej pani dostaję wykonane z włóczki biało-czerwone serduszko. Dziękuje ona za słowa otuchy. Już nie muszę iść po drugiego grzańca.
28 listopada
Gdy otwieram korespondencję z wierszami pisanymi przed kobiety to lękam się, że będzie tam dużo o tęsknocie. I zazwyczaj jest. Zastanawiam się, co jest opozycją wobec tęsknoty. Chyba pewność. Pewność, że przedmiot ukochania jest. Obojętnie gdzie, ale jest. Mężczyzna, wyobrażeniowiec przecież, tak potrafi. Kobieta jednak musi mieć. Gromadzi przedmioty, żyje dotykiem. Przedmiot ukochania? Tak, lecz nic w tym złego, taka jest uroda miłości, która nigdy nie będzie symetryczna. Porównanie o dwóch połówkach jabłka pozostanie bajką.
29 listopada
Znowu ataki. Pochyłe drzewo coraz bardziej pochylone.
30 listopada
Andrzejki jako święto prawie że narodowe, choć wśród nowonarodzonych coraz mniej Andrzejów.