1 czerwca
- Dzień dobry, panie Stefanie, co u pana?
- W porządku. Pracuję. A co u Pana?
- Niedobrze. Żona mi zmarła. 42 lata byliśmy razem.
- To niedobrze. Współczuję. Musi Pan jakoś się ogarnąć. Wychodzić do ludzi.
- E, tam!
- To co pan robi?
- Winko, winko, panie Stefanie.
Taki oto dialog toczył się na ulicy w słoneczny pierwszo - czerwcowy dzień.
2 czerwca
W Ustce na konferencji naukowej pn. Cielesność i duchowość - opozycja czy dopełnienie? Temat bez granic, więc część referentów bardzo swobodnie do niego nawiązuje. Wystąpienia są dobre, niektóre bardzo dobre. To ostatnia konferencja, trzynasta z cyklu Historyczny wiatr od morza.
Głęboki szacunek dla dr. Grażyny Różańskiej z Akademii Pomorskiej w Słupsku, świetnej i serdecznej organizatorki. Jedna z nielicznych konferencji naukowych, na których dobrze się czułem.
3 czerwca
„Poukładałam sobie świat” – śpiewa Krystyna Giżowska, odrzucając, a raczej bohaterka jej piosenki, szaloną miłość. Kobiety, bliskie naturze, a wiec fundamentom tego świata, mają problemy z radzeniem sobie ze sferą pozamaterialną. Ją też muszą według pewnego schematu sobie ułożyć. Na pewno trudno im się znaleźć w szaleńczym wirze prawdziwej miłości. Kochają, no bo jakże inaczej, ale w pewnym porządku i przewidywalności.
4 czerwca
Dlaczego kultura Rosji, którą zachwycał się cały świat (literatura, muzyka, balet) okazała się bezsilna wobec barbarzyństwa polityków i zniewolonych przez nich żołnierzy wraz z całym zapleczem wojny oraz większością narodu popierającą napaść na Ukrainę?
Znając co nieco poezję rosyjską, w tym Aleksandra Puszkina, wskazuję na jej powierzchowność, melodyjny blichtr oraz silną, choć płytką emocjonalność. Przypominają ikony w złotych i srebrnych okładach, mozaiki i freski na podobnych do siebie kopułach i tamborach cerkiewnych. Imponują, zachwycają, oślepiają, ale nic poza tym. Brak w nich głębi, a tylko ona jest w stanie poruszyć sumienia, które decydują o postępkach. Pozorancka, jak podczas parad na Placu Czerwonym w Moskwie armia rosyjska, ugrzęzła w polu. Telewizyjna propaganda Kremla sprawuje władzę nad świadomością niemal wszystkich Rosjan. Media społecznościowe potęgują chaos. Cerkiew jest tylko instrumentem sprawowania władzy, bezprawnie powołującym się na Boga. Do pozostałych nic nie dociera: liczą się kartofle, drewno na opał i wódka. Oto jedna piąta (terytorialnie) naszego nieszczęsnego globu! Tam wszystko, łącznie z religią i kulturą podporządkowane jest systemowi władzy nad tak ogromnym terytorium. Jest ono siłą i słabością zarazem tego ludu.
5 czerwca
Jakaż radość z kolejnego dnia i zwykłego dzień dobry!
6 czerwca
Czasem trudno pogodzić myśli, marzenia i uczucia z twardym rytmem faktów. Ale to one ratują.
7 czerwca
Niechciany dzień. Na ulicy rozczochrani chłopcy i niedomalowane dziewczyny. Wczorajszy dzień był tak intensywny i tak bardzo nie chciał się skończyć, że wlazł starymi buciorami w młody dzisiejszy dzień, który z kolei nie chce się rozpocząć.
8 czerwca
Coraz więcej uciekinierek wraca do Ukrainy. Polskie, i nie tylko, firmy przewozowe zapewniają dojazd z każdego regionu Polski do każdego zakątka tego nieszczęsnego, dotkniętego permanentną wojną i paraliżem samoorganizacyjnym (30 lat po ogłoszeniu niepodległości nie udało się zbudować w miarę silnego państwa) kraju. Ten exodus przypomina trochę letnie wyjazdy zagraniczne, bo pewna część wracających uciekinierek zapowiada powrót do Polski w sytuacji niesprzyjającej. Żonglowanie swoim losem, wykorzystywanie czyichś serc.
Odwożę na autobus linii Koszalin-Chersoń, choć do Chersonia oczywiście pojazd ten nie dojeżdża z uwagi na okupację rosyjską, matkę z dwójką dzieci. 12 wielkich bagaży, zamiast przypisowych dwóch; mój samochód nie wystarczył, trzeba było wziąć taksówkę. Kierowca autobusu żąda 300 złotych za ten bagażowy dodatek. Kobieta płaci bez wahania.
Jest wojna, nieprawdaż, a tu obaj kierowcy w białych koszulach, wyprasowanych czarnych spodniach i wypucowanych butach. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że na Ukrainie bardzo ważne jest, w czym i jak się wyjdzie na ulicę. Obserwowałem to swego czasu w potrzaskanym dziś, sierpniowym wówczas Czernihowie. Panie w przeróżnych kwiecistych sukniach, panowie niczym kierowcy linii Koszalin-Chersoń, choć autobus do Chersonia nie dojeżdża, tylko kończy bieg w Mikołajowie.
9 czerwca
- Piękny poranek, nieprawdaż ...- mówi autor powieści (...) do bohaterki powieści (...) i delikatnie całuje ją w policzek.
10 czerwca
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza wydało zbiór esejów i felietonów Goerge Orwella (1903-1950) Czy naprawdę schamieliśmy? Znajdują się w nim fragmenty notatnika literackiego zawierające zapiski z ostatniego okresu życia pisarza. Jakże są one podobne do mojego Dziennika! Noty o faktach mieszają się z rozważeniami historiozoficznymi, a także z fragmentami nie rozpoczętej i oczywiście nie zakończonej powieści czy noweli. Celne, a jakże, riposty natury politologicznej. A więc nie jestem odosobniony w tym diarystycznym grochu z kapustą.
Czytelnicy, a szczególnie Marek Szypulski, go doceniają. Chwilo trwaj!
11 czerwca
Wiktor Jerofiejew pisze („Gazeta Wyborcza” 2002, nr 135, s. 30), że w Rosji ludzie sadzą ziemniaki i kapustę, pomidory i ogórki. W Polsce ludzie planują wakacje. W Ukrainie trwa wojna, coraz więcej Ukraińców także przebywających w Polsce, nie ma już domów. Paradoks? Tak, tak jak całe nasze życie jest paradoksem. Mieszaniną radości i rozpaczy.
12 czerwca
Obserwuję tynkarzy restaurujących fasadę kamienicy z naprzeciwka. Ileż w ich pracy dokładności i własnej inwencji! Jeszcze kilkanaście lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Czyżby jednak postęp cywilizacyjno-technologiczno-psychologiczny miał miejsce?
13 czerwca
Czytam w powieści, którą wręczono mi na tandetnym (sama starość!) spotkaniu literackim: „Okrutny Bóg podarował mi miłość do mężatki, bo przecież Bóg jest źródłem miłości. A kto jest autorem moralnego kagańca? Święty Paweł? Mężatka bardziej słucha Świętego Pawła niż Boga. Cierpię”.
Tandetne to, ale przecież prawdziwe. Próbuję wczuć się w sytuację cierpiącego i śmieję się jak na łzawej farsie. Życie!
14 czerwca
Fantastyczne to moje spotkanie autorskie w Salonie Kazimierza Hoffmana w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury. Prowadzi je Bartłomiej Siwiec, który przygotował na piśmie recenzję z mego tomu wierszy Egzystencje i ptaki. Prawdziwa to recenzja, bowiem przezroczysta wobec autora i jego dzieła, nie narzucająca swoich poglądów i mniemań. Dużo zasłuchanych słuchaczy. Nic, tylko dziękować.
15 czerwca
Wzajemność to nie oczekiwanie na odpowiedź, rewanż, tylko dzielenie się sobą, opowieść o tym, co było w ciągu dnia, co teraz się myśli.
16 czerwca
Po śmierci mego przyjaciela od poezji Mieczysława Wojtasika (1941-2022), oglądając mijane obrazy świata stwierdzam, że on już ich nie widzi. Cieszę się, że ja jeszcze ten świat widzę. Czyżbym od teraz w dwójnasób miał się cieszyć, że jeszcze żyję?
17 czerwca
Przepisane z tej tandetnej powieści, którą dostałem na tandetnym spotkaniu literackim:
„Zadzwonił do niej po kilkunastu minutach:
- Nie, żebym zapomniał, bo jeszcze nie zapomniałem, tylko nie chciałem ci powiedzieć, a teraz chcę ci powiedzieć.
- Co?
- Że cię kocham... Nic ty, na Boga, nie mów, bo jesteś teraz chora, a w chorobie różne głupstwa się mówi, które potem trzeba nawet przed sądem odwoływać.
Chwila milczenia i perlisty śmiech, bo ona w mig pojmowała jego nawet zagmatwane żarty. A on nie chciał obciążać się czyjąś miłością. Nie udźwignąłby takiej odpowiedzialności, mówił, że jest za słaby. A poza tym miłość to wolność. Od przeszłości, od schematów, od słów na miarę. Wszystko jest w miłości ponad miarę, a więc nierealne i nieodpowiedzialne. Piękne.
- Jeśli miłość to jednak wolność, ale nie ma wolności od człowieka, którego się kocha – szeptał mu rozum.
- Tylko co zrobić, aby się nawzajem nie zniewolić? – odszeptywał”.
18 czerwca
Rafał Berger szczerze stwierdza, że lubi czytać mój Dziennik.
Nie wiem, co odpowiedzieć, więc nic nie mówię, ale chciałoby się powiedzieć, że ja też po wydrukowaniu w „Akancie” poczytuję kolejny odcinek Dziennika i też coś mi się w nim podoba.
Jak szczerość to szczerość...
19 czerwca
Roman Sidorkiewicz, który dość często odwiedza redakcję „Akantu” użala się nade mną, który przyjmuje różnych interesantów, także od przydziałów mieszkań i od dziur w moście.
- Czyjaś prośba, natrętna nawet wyzwala u mnie dobrą troskę, a dobrych uczuć nigdy za dużo – próbuję siebie tłumaczyć.
- Być może ja sam z siebie nie potrafię być dobry – dodaję samokrytycznie
Roman milczy i wypija ze mną kieliszek whisky.
20 czerwca
Wszyscy chyba chcemy odpocząć. Intensywność odrabiania covidowych zaległości i psychiczny ciężar wojny przy niezbyt sprzyjającej pogodzie męczą dodatkowo, obok rytmu codziennych powinności. Jedna z bliskich mi osób nie wytrzymała i zrobiła z igły widły. Nie pomogło rytualne „przytulanie” słowne. Czy zdarzyło się to po to, aby coś się zdarzyło i pchnęło ten taśmociąg zdarzeń dalej?
21 czerwca
Znów ich widzę jak pod jednym parasolem, w strugach deszczu tulą się do siebie (film Parasolki z Cherbourga). Znów nie zazdroszczę. Znów nie wpadają pod samochód, bo ulicą nic nie jedzie.
22 czerwca
Daleko idąca prywatyzacja czy nawet egoizm życia sprawia, że ludzie wyodrębniają w przestrzeni publicznej „swoje” domeny, na przykład chodnik, którym codziennie kroczy dany osobnik i który nie może być „nigdy” zastawiony przez wóz meblowy, który realizuje przeprowadzkę sąsiada. Na drodze trąbią, gdy ktoś jedzie wolniej, w kolejce sklepowej sykają, gdy ktoś dłużej robi zakupy. A równocześnie ci „egoiści” są empatyczni, gdy coś złego się dzieje. Na chwilę empatyczni, bo potem szybko odchodzą do swoich spraw. Zapominają o tym, co było przed chwilą. Ot, nowy typ stosunków międzyludzkich.
23 czerwca
Nigdy nie zwracałem uwagi na swój wiek, chyba, że w okresie niepełnoletniości, gdy nie mogłem obejrzeć filmu od lat osiemnastu. A tu nagle ktoś uparcie odwołuje się do mego wieku. Zupełnie jakby kopał leżącego. Ale przecież ja jeszcze nie leżę!
24 czerwca
Strajk komunikacji miejskiej w Bydgoszczy. O pieniądze, tylko o pieniądze. Zawsze popierałem strajkujących, nawet tylko o pieniądze. Teraz jednak jest mi trochę głupio. Bo 24 czerwca to dzień zakończenia roku szkolnego. Rozdawanie świadectw, pożegnania, często ostatnie. Bydgoszcz jest rozciągnięta na 32 kilometry (Krzywy Róg w Ukrainie ma 126 kilometrów długości). Młodzież ze szkół ponadpodstawowych ma więc kłopoty z dotarciem do szkół, wielu nie dotrze. Czy nie można było zrobić tego strajku w poniedziałek?
A może chodziło o bolesne uderzenie. Samolubne uderzenie, tak jak samolubny jest dziś świat. Wolę jednak myśleć, że ktoś tak właśnie nie pomyślał, że to z głupoty się stało, tak jak wiele zdarzeń w Polsce z głupoty i przypadkowo się zdarza. Spiskowa teoria dziejów raczej się Polski nie ima.
25 czerwca
Nie cenię zazwyczaj publicystyki kobiet. Zbyt wiele emocji, za mało syntezy. Ale tym razem chylę czoła przed felietonem Joanny Szczepkowskiej Fotografia ze spotkania w Kijowie („Plus Minus” 2022, nr 146, s. 21).
Na tej fotografii prezydent Francji Emanuel Macron obejmuje prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zelenskiego, jakby to były gratulacje z okazji ślubu”.
Tak świetny jest tekst J. Szczepkowskiej, że muszę przytoczyć jego fragment:
„Przerażająco wiotka jest dłoń Marcona, ta położona na ramieniu Zelenskiego. Jakby bezwładna w kontraście z uściskiem, jaki oddaje Zelenski. On ma sylwetkę człowieka aktywnego. To jak spotkanie gladiatora z gościem przyjęcia weselnego po szampanie. Ten uśmiech... Jak czułe szepty do ucha... Te oczy rozkosznie przymknięte... Jakby tu i teraz nie było wojny, dzieci zabijanych, ludzi torturowanych. Jest coś przerażająco protekcjonalnego w tym uścisku, zupełnie tak, jakby to miał być zaszczyt. Pytanie tylko, kto kogo zaszczyca”.
Wycinam ten felieton z gazety i kładę na stos innych ważnych wycinków prasowych. Czy kiedyś do nich powrócę? A co będzie, gdy odejdę? Worek, kilkanaście worków na śmieci po mnie, bo kto to wszystko ogarnie?
26 czerwca
W kręgach inteligenckich, które jeszcze - choć w szczątkowej formie - są, toczy się dyskusja, czy bojkotować rosyjską kulturę. Według mnie to sprawa osobistego wyboru, ale trzeba wiedzieć, że żadna kultura a szczególnie rosyjska, zależna przez wielu od cenzury, dworu i mecenatu państwa, nie była i nie jest neutralna. Legitymowała państwo, czyli taką czy inną despotię, w której człowiek nie miał wartości, chyba że mięsa armatniego. Warto pod tym kątem przyjrzeć się literaturze rosyjskiej, zamiast bezmyślnie powtarzać frazes o jej wielkości, szczególnie w XIX wieku (por. nota z 4 czerwca).
27 czerwca
Nadmiar i inflacja, a za nimi egoizm i mimowolny plagiat, potęgowane są dziś w sztuce przez wzrost poziomu wykształcenia a przede wszystkim przez technologie informatyczne. W zasadzie niczego, co one oferują nie czytam i nie oglądam, a wykorzystuję je tylko do komunikacji, co rekompensuje moją niechęć do rozmów telefonicznych, podczas których mam tendencję do przerywania rozmówcy i wiem, ze to jest niedobre. Niemniej podziwiam facebookowiczów i instagramowców, bo zawsze podziwiałem coś, czego sam nie doświadczyłem. Tylko, że często dochodzę do wniosku, że energia życia, którą im owe technologie informacyjne dodają, to tylko pozory życia. Gdy usiłuję zatrzymać się nad przedstawianą przez nich sprawą, to zaraz umykają do następnej. Ich cherlawe roślinki myśli nie mają korzeni zrozumienia, kontemplacji, utrwalenia w pamięci wreszcie.
28 czerwca
Czytam o poranku nowy tom wierszy Zdzisława Prussa Wspólny mianownik i odnajduję z tym świetnym poetą wspólny mianownik sarkastycznego podejścia do życia, ową radość zmieszaną z rozpaczą.
Nie wiem, czy po takich werrystycznych aż do bólu wierszach trzeba się z tym pogodzić, widać tak być musi (Z. Pruss).
29 czerwca
Znów z tej tandetnej powieści, którą otrzymałem na tandetnym spotkaniu autorskim:
„W coraz bardziej jaskrawym przedpołudniowym słońcu z nostalgią spoglądał na zaschnięte gałązki kwiecistego krzewu, które ona podarowała mu w przypływie najwyższych emocji. Suche, sczerniałe boleśnie kontrastowały z bielą barowego kubka, do którego je włożył. Obok, też niczym relikwia, stał papierowy kubeczek, z którego swego czasu napiła się wody. I pusta butelka po tej wodzie.
Siedział tak i patrzył, siedział tak i patrzył. Długo nie mógł się z tego patrzenia otrząsnąć. Dopiero dźwięk telefonu przywrócił go i nie przywrócił, bo w pierwszej chwili myślał, że to ona, do rzeczywistości.
Dzwonił jakiś młody, przerażony i zawstydzony, że wykonuje tak beznadziejną pracę człowiek z informacją, że ma do odbioru laptop, jeśli przyjdzie z osobą towarzyszącą do hotelu „Krokus”.
Śmiech zmieszał się z bólem. Bolała oczywiście ta „osoba towarzysząca”.
30 czerwca
Znów ich widzę. Chyba zaspawali się na wieczność. Bywają takie spawy. „Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor 13,8). Nawet gdyby ich samochód przejechał.
1 lipca
Gdy widzę ludzi z psami i kotami, to myślę, że mają oni problemy emocjonalne z innymi ludźmi. Gdy poznaję ich bliżej, okazuje się, że raczej mam rację.
2 lipca
„ Za zamkniętymi drzwiami widzi nas tylko Pan Bóg, a On, gdyby nie srogi wzrok zaschniętych teologów przeszywający Jego nieznane nikomu Oblicze, uśmiechałby się...”
Oto najlepszy fragment opowiadania nadesłanego do redakcji „Akantu” przez jakiegoś debiutanta. Co ja bym napisał dalej?
Nie wiem. Wydaje mi się, że dopisanie czegokolwiek do tej zapowiedzi czegoś wielkiego i pięknego, wzniosłego i mistycznego zarazem byłoby obniżeniem lotu. Bo rzeczywiście, co dalej po tak świetnie rozpoczętej scenie? Miłość ma swą warstwę mistyczną a jej nie imają się żadne słowa. Debiutant nie miał tego świadomości i rozpisał się o serii pocałunków i tak dalej. Dziewczyna z jego opowiadania była trzeźwiejsza, bo usiłowała jeszcze coś mówić o Bogu, któremu wmawiamy to i owo, bo to my przecież jesteśmy tymi srogimi, zaschniętymi teologiami, ale chłopak uparcie dążył do swego. Opowiadanie w pewnym momencie urywa się i dobrze.
Debiutant pisze:
„Zamknął jej usta najgorętszym z wszystkich dotąd pocałunków”.
3 lipca
Żona mi mówi, że abym zaczął już powoli sprzątać po sobie:
- Bo kto to zrobi? Zastawisz kłopot.
Kiedyś takie kłopoty były rodzinnym problemem, który łączył i dzielił. Ale były rodzinne.
Czyżby dziś rodzin już nie było i każdy z nas miał tylko swoją półkę w tym sklepiku zwanym życiem?
Czuje się jak podzespół czy nawet tylko detal na taśmociągu i zgadzam się z żoną. Nie wiem tylko, co wyrzucić a co zostawić. Wszystko wydaje mi się ważne. Wydaje się... Czyżby moje życie też mi się wydawało?
4 lipca
Podlewam kwiaty w mieszkaniu znajomych, którzy wyjechali na urlop. Przerażająca pustka w pełnym słońcu. Gdyby nie ich fotografie na ścianie korytarza, to bym się załamał. Chyba wrócą...
5 lipca
Rosjanie od czasu do czasu wystrzeliwują rakiety na ukraińskie miasta. Zazwyczaj bez uzasadnień strategicznych w tej dziwnej wojnie.
Usiłuję wczuć się w sytuację operatorów wyrzutni rakiet. Chyba żadnej wrażliwości, którą wywołuje jednak wygląd przeciwnika. Bo przeciwników a raczej ofiar rakiet wystrzelonych z wyrzutni na Białorusi czy z okrętu podwodnego operującego na Morzy Czarnym nie widać. Liczy się tylko obliczenie właściwych namiarów. Ot, bezduszność wysokich technologii, także zabijania.
6 lipca
Nie widzę ich. Chyba wyjechali albo rozjechali się. Za to po tym dzikim bydgoskim strajku komunikacyjnym, a raczej po buncie załogi Miejskich Zakładów Komunikacyjnych zatrzęsienie samochodów na ulicach. Chyba któryś z nich ich nie przejechał...Gdy znów się pojawią, to natychmiast zamelduję o tym P.T. Czytelnikom.
7 lipca
Upadek W.W. Putina wydaje się nierealny (ponad 70 procent wewnętrznego poparcia, brak opozycji, niemożność skonstruowania spisku), zwycięstwo militarne Ukrainy mało prawdopodobne (niemożność przeprowadzenia ofensywy), straty terytorialne nie do odrobienia, rozmowy pokojowe trudne do wyobrażenia – oto prognoza wojny w Ukrainie po niemal pół roku. Coraz silniejsze przekonanie, że wojna będzie trwała lata (były już wojny stuletnie). W takim minorowym nastroju rozpoczynam lato. Upały, chciałoby się trochę zrelaksować a tu taki psychiczny bagaż. Wkrótce wyjadę jak co roku nad morze, ale jakby ze związanymi nogami.
8 lipca
Niby ten uśmiech, a jednak nie taki sam. Tam jak do fotografii, tu - choć twarz bardziej zmęczona - pełen słońca...
Dwie fotografie tej pani, które przeglądałem w jej albumie, gdy ona przygotowywała kawę w kuchni przed umówionym wywiadem. Pierwsza to fotografia ślubna, na pokrytym trawą stoku, druga wykonana na jej balkonie to z bukietem kwiatów od dzieci na zakończenie roku szkolnego. Podczas wywiadu nie poruszyłem tego tematu, tylko cały czas myślałem o drodze, która skręcała w inną niż powinna stronę.