Zapisywanie karteczek impulsami myślowymi quasi „kwantowo” można uznać za poetycką formę tworzenia. Objawia się to nagłym olśnieniem wyobraźni, pobudzeniem i poszukiwaniem emocjonalnej drogi rozładowania napięcia. Oszałamiającą miłość do drugiej osoby przyrównuję do aktu tworzenia wiersza, okraszonego mianem poezji. A jeśli, matematycznie rzecz biorąc, równolegle wybuchają obie te namiętności naraz, „szaleństwa” nie jest już w stanie okiełznać nawet WIELKI NIKT.
Jestem nieomal pewny, iż nie ma tu znaczenia rodzaj posiadanej wiedzy, raczej liczba doznań, czyli doświadczeń osobistych, zainteresowań i osobowość twórcy. Po stwierdzeniu: „Myślę, wiec jestem” (cogito ergo sum – Kartezjusz), dalsze dywagacje mogę zakończyć kropką, ale (w języku francuskim, fonetycznie – naprzód!) warto tu przytoczyć przemyślenia innych, niejako potwierdzających moją tezę.
Otóż, nie kto inny, a sam Tadeusz Różewicz wyjawił następującą myśl: „Poetą jest ten, który pisze wiersze i ten, który wierszy nie pisze”. Z kolei, poeta Edward Stachura, skonkludował: „Wszystko jest poezją. Każdy jest poetą”. Znakomity dziewiętnastowieczny, niemiecki matematyk (Karl Weierstrass), stwierdził: „Matematyk, który nie jest po trosze poetą, nigdy nie będzie doskonały”. Natomiast, jeden z francuskich poetów (Jean Arthur Rimbaud), w liście (List Jasnowidza, do Paula Demeny, 1871),wyznał: „Poeta czyni się jasnowidzem przez długie, bezmierne i wyrozumowane wyprowadzenie z równowagi wszystkich zmysłów”.
Jak strzałą Amora przeszywa mnie myśl z utworu pt. „Albatros”, autorstwa Charlesa Baudelaire: „Poeta jest podobny księciu na obłoku, / Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika; / Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku / Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka.
Wobec takich stwierdzeń, nie studiując filologii, a jedynie fakultatywne matematyczno-biologiczne zagadnienia, można na długo(?) zachować dobre samopoczucie.