Krótko. Bo „Patrząc w niebo” Grażyny Kowalewskiej nie wymaga recenzji, dzięki przedstawionym publicznie faktom, solidności i artystycznej wrażliwości.
To wielorodzinny pomnik, wystawiony ręką pisarki, zakochanej w życiu, dyktowany sercem. To saga, stworzona czułością i miłością do bliskich, do miejsc, to hołd składany przeszłości, dla przyszłości. Mieści się ta opowieść w nurcie pamięci, a też w narracji osadniczej „Ziem Odzyskanych".
W 2020 roku Związek Literatów Polskich obchodził 100 lat swojego istnienia, a 65 lat na Warmii i Mazurach. To wówczas czytałem pierwsze wydanie książki, zadziwiony ogromem literackiej, historycznej i kronikarskiej roboty, jaką wykonała samotnie Grażyna (od wtedy dla mnie czule; Grażka).
Wielokrotnie rozmawialiśmy telefonicznie, pisaliśmy do siebie elektroniczne listy. Bywało, że długo milczała, zniechęcona trudnościami piętrzącymi się na drodze do postawionego sobie celu. Słałem Jej wtedy zastrzyki zachęty, które - być może chociaż trochę uodporniły artystkę na przeciwności.
Dzisiaj Grażka znów sławi swoją malutką Ojczyznę, Rogajny w powiecie gołdapskim, przywołuje zapomnienie, barwi świat, zaprasza w wspaniałą podróż do pachnącego chleba, duetu ptaków z leśnym echem, polnych kwiatów.
Stwierdzam stanowczo: Grażka, to Tytanka, rasowa kreatorka pamięci, która dowiodła wszystkim, z którymi się zetknęła, że warto dawać innym z siebie, to co najcenniejsze: MIŁOŚĆ. Z przekonaniem polecam.
Grażyna Kowalewska, Patrząc w niebo, ZLP, Rogajny 2021