Jestem uwięziony w życiu jak robak w bursztynie.
(Piotr Stareńczak - „Atrofia”, str. 122.)
Miałbym chyba problem z napisaniem „klasycznej” recenzji nowej, piątej już, książki Piotra Stareńczaka - „Atrofia”, więc może ograniczę się do kilkunastu luźnych uwag, zapisując je jak najbardziej lakonicznie, niemal jak autor we fragmentach swojego dzieła, zatytułowanych „Z pamiętnika insomnika” (w trzech częściach). Będzie to tym trudniejsze, że wrażeń i refleksji z lektury omawianej pozycji mam naprawdę sporo, pozytywnych, ale i niestety, negatywnych. Kto zresztą wie, czy tych drugich nie jest więcej. A więc – do rzeczy:
Głównym walorem tej prozy jest to, że zaprasza, skłania, czy też zmusza (niepotrzebne skreślić) do cholernie – przepraszam za określenie – głębokiej refleksji nad sensem życia – w ogóle, a sensem własnego istnienia w szczególności.
Bohater / Narrator – nadwrażliwy, inteligentny obserwator świata.
Outsider, nie tyle stale odrzucany przez ten świat – przez innych – ile sam się z niego dobrowolnie wykluczający.
Zmysłowość doznań we wspomnieniu z dzieciństwa – pobytu z ojcem w lesie. Jest to chyba jedyny jasny, pozytywny moment, jaki z całego życia zapamiętał „Piotr” (narrator); tak go nazywam na własny użytek, bo jest on najprawdopodobniej tożsamy z autorem. Cytat: „Wciąż jestem tym chłopcem, który szuka poziomek” - str. 49. (Czyżby? Mam wątpliwości, sądząc z dalszej lektury.)
Przekonanie, że prawdziwa Poezja (pojęta szeroko) jest „ukryta”, a przynajmniej kryje się „poza słowami”. Autorowi / Bohaterowi wydaje się nieustająco towarzyszyć niewiara w literaturę (także, jeśli nie przede wszystkim, we własną!), a nawet we wszelką potrzebę pisania – tworzenia.
Ciekawy, nawet powiedziałbym: „fajny”, cytat – choć do bólu pesymistyczny (jak cała ta książka, o czym za chwilę szerzej):
„Przeczekać to życie” (str. 55).
Rozdziały „Impas” i „Nigdy więcej” - infernalne do bólu, to już jest nie tylko egzystencjalizm, ale i turpizm. Na granicy dobrego smaku. (Podobnie jak w przypadku „Statków we mgle”, na okładce „Atrofii” powinno widnieć ostrzeżenie, że jej lektura jest… ujmijmy to tak: nie dla każdego, a w każdym razie wyłącznie dla dorosłych.)
„Z pamiętnika insomnika” (części: I, II i III).
Luźne maksymy i refleksje Piotra Stareńczaka lub/i jego literackiego awatara. Niektóre słuszne, trafne, mądre – w przypadku innych aż chce się popolemizować. Myślę jednak, że bez tego „pamiętnika” jako osobnej części książka byłaby lepsza, bardziej spójna.
Ciąg dalszy motywów i klimatów ze „Statków we mgle”.
Wykluczenie ze świata (i ze współczesnej Kultury), zawód miłosny bohatera, gorzkie obserwacje i refleksje dotyczące współczesności, infernalne opisy, jak już wcześniej nadmieniłem, na granicy dobrego smaku, a niekiedy może i tę granicę, niestety, przekraczające. „Krwawa” satyra (choć słowo „satyra” nie jest tu chyba do końca adekwatne, gdyż satyra nie jest jednak tak ponura) na współczesną Kulturę, czy może raczej Post-Kulturę? Anty-Kulturę? Egzystencjalizm wymieszany z naturalizmem i turpizmem, a może nawet mimowolnym (mam nadzieję)… nihilizmem. To, że jest to niestety kolejna książka właściwie na ten sam temat i w tym samym klimacie rozczarowuje. U czytelnika znającego poprzednie książki Stareńczaka może pojawić się niepokojące podejrzenie, że autor choruje na „monotematyzm” i powoli, acz nieubłaganie, wpada w manierę, a może nawet w… auto-karykaturę?
Mimo wszystko miejscami czyta się to dobrze, miejscami nawet bardzo dobrze … ale tylko „miejscami”, tylko do pewnego momentu. Potem może u czytelnika pojawić się poczucie obrzydzenia, wstrętu, poczucia jakiejś przesady, w tym czy innym opisie.
Rozdział: „Układ synchroniczny”.
Bezsensowna zbieranina cytatów „od Sasa do lasa”, i to jeszcze podzielona na stronę lewą i prawą. (Po lewej jedne cytaty, po prawej drugie, na tej samej stronie.) Czemu to służy?…
I jeszcze raz cytat, który mógłby pojawiać się jak leitmotiv:
„Jestem uwięziony w życiu jak robak w bursztynie”.
To cały egzystencjalizm, a nawet osobisto – filozoficzny katastrofizm Piotra Stareńczaka. Jest to trafne ujęcie, a właściwie podsumowanie, wszystkich treści, zawartych w „Atrofii”.
Podsumowując: no cóż, jednym z zadań literatury jest penetrowanie mrocznych obszarów życia. Robili to Shakespeare, Dostojewski i wielu innych. Mam jednak dojmujące wrażenie, że Autor „Atrofii” opisując nihilizm, materializm i konsumpcjonizm współczesności, całe jej ZŁO, w końcu zatruł się jego trucizną.
I tu nawiążę do przytoczonego już wcześniej cytatu:
„Wciąż jestem tym chłopcem, który szuka poziomek” - wyznaje Bohater – i być może sam Piotr Stareńczak.
Mam jednak wrażenie, że jest to tylko złudzenie.
Zbyt dużo jest tu Zła, zbyt dużo Zwątpienia, zbyt dużo Mroku, zbyt dużo wreszcie rozważań o samobójstwie i samobójcach, zbyt dużo Pustki (słowo to pojawia się w książce co jakiś czas), żeby być i pozostać nadal tym „chłopcem, który szuka poziomek”. Tej trucizny, tego jadu jest zbyt wiele, by ta niewinność pozostała nienaruszona. Przykro mi bardzo. Z pewnością pisanie ma dla Piotra Stareńczaka walor autoterapeutyczny. Boję się jednak o zbyt wrażliwych Czytelników, czy idąc za Bohaterem „Atrofii” nie pójdą o jeden krok za daleko.
A literatura to nie tylko mocowanie się z Mrokiem – w świecie, w ludziach, w samym sobie wreszcie. To także wielka Odpowiedzialność. Odpowiedzialność za słowa, które mogą przecież kogoś także w ów Mrok pociągnąć. A przecież chyba nie o to chodzi.
Mam jednak wrażenie, że w tym katastroficznym dziele Stareńczak nie daje Czytelnikowi czegoś w zamian, czegoś, co mogłoby Pustkę wypełnić, a Mrok rozjaśnić. I to jest mój największy problem z tą książką, którą – przyznaję – powitałem z wielkimi nadziejami. Chciałbym, żeby – względem treści – następne książki Piotra Stareńczaka były inne. Jaśniejsze.
Bo poza wszystkim innym egzystencjalizm też może się w końcu „przejeść”…
Piotr Stareńczak, Atrofia, Instytut Wydawniczy Świadectwo, Bydgoszcz 2020.