Malwy przy płocie z żerdek uplecionym
strzeliste, strojne, jak dzwonki w kapeli
rozkołysane wiatrem zielonym
dzwonią plamkami czerwieni i bieli.
Na kołkach w płocie płyną feretrony
złocistych dzbanków, saganków, ładyszek,
dołem kobierzec: wszędobylski mniszek
w słoneczne plamki i puch umajony.
Sunie procesja po steczce wiośnianej,
co szlak wyznacza świętego pochodu,
a w niej najświętsze, to, w głębi ogrodu
pod baldachimem strzechy słomianej –
chata na zrąb, w sosnowym ornacie
okienkiem błyska, niczym monstrancyją.
Kapłanką jesteś - w liturgicznej szacie –
świętość ogłaszasz... moją?
Już niczyją.
Przyszła Złowroga też steczką żwirową
po malwach, nasturcjach, przez bluszcz,
co oplata
lipy stuletnie, przeszła krokiem kata
depcąc co święte - procesyją nową;
butem stalowym wschodniego sołdata.