Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Ja muszę być w Wilnie
Chociaż Wilno dla mnie
Bez ciebie jest zimne
I w największy upał
Dreszcze jak korale
Obejmują szyję

Ja muszę być w Wilnie
Wśród kamiennych murów
Być przystanią bólu
W tłumie samotności
Czekać, mieć nadzieję
Miłość nie umiera z miłości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Menuo Juodaragis jest litewskim festiwalem muzycznym odbywającym się corocznie od 1995 roku, z wyjątkiem lat 1996 i 2006, kiedy to ze względu na problemy organizacyjne i finansowe festiwal nie odbył się. Głównym celem przyświęcającym organizatorom jest promocja bałtyjskiej muzyki i sztuki, zwłaszcza jej pogańskich elementów.
Pierwsza edycja Czarnego Rogatego Księżyca odbyła się w 1995 roku we wsi Verbiškes, następnym miejscem było Sudeikiai, w 2003 roku festiwal odbył się w Kernave (Kiernów). X edycja (2007r.) zlokalizowana była w Zarasai (Jeziorosy), w miejscowości tej festiwal odbywał się przez kolejne dwa lata, ze zmianą miejsca w roku 2010 na Wysoki Dwór (Aukstadvaris) by w tym roku powrócić do Zarasai.
Muzyka prezentowana na festiwalu stanowi przekrój przez gatunki takie jak folk, ambient, pagan metal, neofolk, martial i muzykę eksperymentalną. Początkowo były zapraszane tylko zespoły litewskie, do których stopniowo dołączały grupy z Łotwy i Estonii. Od początku XXI wieku na festiwalu obecne są także zespoły prezentujące muzykę spoza bałto-słowiańskiego kręgu kulturowego. Do największych gwiazd spoza Litwy, które wystąpiły na Menuo Juadaragis można zaliczyć Von Thronstahl (Niemcy), Rose Rovine e Amanti (Włochy), Spiritual Front (Włochy), Blood Axis (USA), Allerseelen (Austria) oraz Sol Invictus (Wielka Brytania). Z pozytywnym przyjęciem spotkały się także polskie zespoły, min. Żywiołak (2010) i Południca (2011).
Oprócz koncertów odbywają się także pokazy rzemiosła wczesnośreniowiecznego, walk wojów, projekcje filmów o tematyce etnograficznej oraz prelekcje związane z rodzimą wiarą Bałtów.
Neopogaństwo jest obecne nie tylko w oprawie graficznej festiwalu, ponieważ od kilku lat każdą edycje rozpoczynają „rytuały otwarcia" odprawiane przez lidera litewskich rodzimowierców z organizacji Romuva Jonasa Trinkunasa wraz z grupą wokalną Kulgrinda.
Ciekawostką jest powszechne używanie motywów solarnych. Na wielu sprzedawanych tam koszulkach, ozdobach i okładkach płyt znajdują się litewskie swastyki sformowane ze żmij (aneks I). Jasne jest, że symbol ten nie odwołuje się do ideologii nazistowskiej, ale do pogańskiego kultu słońca i w przypadku Litwinów czci oddawanej żmijom. W Polsce zaś znane są przypadki posądzania drużyn wojów średniowiecznych o sympatie neonazistowskie ze względu na wykorzystywane przez nie zdobnictwo.
Rozmawiając ze spotkanymi na festiwalu Polakami doszliśmy do wniosku, że na Menuo Juadaragis przyciąga nie tylko muzyka, ale także niesamowita lokalizacja i nieskrępowany klimat, którego często brakuje na polskich dużych festiwalach, które dla niektórych młodych ludzi stają się głównie okazją do autopromocji. Przedział wiekowy jest dosyć duży. Często można spotkać także rodziny z małymi dziećmi, dla których wydzielone jest osobne pole namiotowe zwane „cichym obozem".
Biorąc udział po raz drugi w tym niecodziennnym wydarzeniu miałem okazję poobserwować młodzież z Litwy i Łotwy. Rzuciło mi się w oczy, że młodzi Litwini i Łotysze zupełnie nie wstydzą się śpiewać (nawet, jeśli mieli by się czego wstydzić) i świetnie znają teksty piosenek, które - wnioskując po melodii - z muzyką popularną nie mają niczego wspólnego. Każdego wieczora przechadzając się po polu namiotowym widziałem siedzących na karimatach młodych ludzi, którzy z piwem w ręku śpiewali ludowe/patriotyczne pieśni. Najbardziej zaprawione ekipy potrafiły śpiewać całymi godzinami. Noszenie wpinek czy koszulek z motywami flagi bądź symboliki narodowej są również na porządku dziennym. Kilka tygodni przed wyjazdem na Litwę media grzmiały o zaostrzającym się konflikcie polsko-litewskim, który doprowadził do wandalizmu w gminie Sejny łączonego z lituanizacyją polityką wobec polskiej mniejszości na Litwie. Mimo obecności obwieszonej narodową symboliką młodzieży, także skinheadów, nie spotkały nas nieprzyjemności. Pewien białoruski zespół w przerwach między wykonywanymi utworami miał w zwyczaju zagadywać publiczność. Oprócz zapewnień o wysokiej jakości tutejszego piwa i urodzie litewskich kobiet wokalista wspomniał o wspólnej przeszłości Białorusi, Litwy i Polski oraz o wspólnym wrogu, który jednoczył te narody… Długowłosy, odziany w średniowieczne szaty muzyk wyraził nadzieję, że ta jedność jeszcze powróci, bo „do pogonienia jest nowy Iwan Groźny". Publiczność bez względu na narodowość oszalała. Więc może jednak nie trzeba się bać patriotyzmu, a w manifestującej przywiązanie do własnej tradycji młodzieży nie budzą się „demony nacjonalizmu"?

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Typowe dla staroprawosławia bytowoje christijanstwo, czyli życie wiarą, która jest codzienną, a nie świąteczną i okazjonalną częścią egzystencji spowodowało, że i przedsiębiorczość starowierska nie była oderwana od religii.
Ideologię i etykę kapitalizmu sformułował w XVI-XVII wieku protestantyzm. Według niego bogacenie się jest wartością samą w sobie, jest rodzajem łaski Bożej danej wybranym. Dla starego prawosławia natomiast gromadzenie dóbr i bogacenie się miały cel wynikający z religii. Tak jak w Polsce szlachectwo zobowiązywało (noblese oblige), tak w XIX- wiecznej Rosji bogactwo zobowiązywało (bogatstwo objazywajet).
Starowiercy traktowali rzetelną i intensywną pracę jako obowiązek wobec Boga, a własność jako instrument zbawienia. Wychodzili z założenia, że uczciwie pozyskana i prawidłowo wykorzystywana własność nie może być grzeszna, a bogactwo jest po to, aby nim się dzielić. Zbiegło się to z doktryną św. Tomasza z Akwinu, że własność prywatna ma służyć temu, aby można było czym się dzielić z potrzebującymi. Przede wszystkim musi ona zabezpieczyć Kościół i pomóc biedniejszym współwyznawcom. Nic też dziwnego, że indywidualizm, w tym żądza zysku, nie miał u starowierów takiego znaczenia jak u protestantów, a nazwiska starowierów- przedsiębiorców ściśle splatają się z dziejami poszczególnych wspólnot parafialnych.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Dzieli ich wąska ścieżka
most nad przepaścią

Stąpamy ostrożnie
bo a nuż wstaną
i zaczną targać
się za włosy

Skopią marmur
wyrwą krzyż
wysadzą wszystkie
mosty

Ona często śpiewa
dziwną piosenkę
on mruczy
jak kot-łobuziak
A poza tym spokój

Na drzewie tylko
biała sroka
Płaczka

A te łzy
zebrane do słoika
policzone
i zapieczętowane

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Stało się najgorsze. Łotwa ogłosiła oficjalny upadek Latvijas Krajanka. Jak podał litewski portal Delfi eksperci podliczyli, że upadek banku będzie kosztował łotewską gospodarkę ok. 1 proc. PKB kraju. Łotwa wystawiła listy gończe za oligarchą łotewskim Rosjaninem Władimirem Antonowem- głównym udziałowcem Latvijas Krajbanka i prezesem litewskiego banku Snoras Litwinem Baranauskasem, który posiadał pakiet mniejszościowy. Obaj byli właścicielami litewskiego banku Snoras. Rosjanin miał ponad 68 proc, a Litwin 25 proc udziału. Litwa, która nacjonalizowała Snoras, nie zdążyła aresztować Baranauskasa i ten zbiegł do Wielkiej Brytanii. Wystąpił tam o azyl. Od rana 24 listopada tak na Litwie jak i na Łotwie przed zamkniętymi oddziałami Snoras i Krajbanku ustawiały się kolejki tych, którzy domagają się zwrotu lokat.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Pierwszym, najbardziej prawdopodobnym, pojawiającym się  w starych zapiskach właścicielem majątku Kraski, leżącego w pobliżu Wołkowyska, był Michał Bułharyn herbu Bułat, pisarz ziemski wołkowyski w latach 1766–1783, poseł na Sejm Rozbiorowy 1773–1775, konsyliarz Rady Nieustającej w 1775 roku,  deputat na Trybunał Litewski w 1779 roku, poseł na Sejm Czteroletni. Nie wiemy, czy był on pierwszym, czy kolejnym dziedzicem Krasek z rodziny Bułharynów, mającej korzenie bałkańskie. Według rodzinnej tradycji założycielem litewskiego rodu Bułharynów był  Bułgar, który w XV wieku uciekł ze swojej ojczyzny przed prześladowaniami tureckimi i schronił się na Litwie. Wołano za nim Bulgaryn albo Bułharyn i z czasem zawołanie to przekształciło się w nazwisko.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Młodzi białoruscy opozycjoniści zawiedzeni są starą opozycją, a niektórzy i opozycją w ogólności jako miejscem w życiu społeczno–politycznym. Mają dość swarów, w tym także ideowych; my tak uważamy, a oni inaczej; z tymi będziemy współpracować, z tamtymi nie. Póki co nie widzą szans na zjednoczenie opozycji. A. Milinkiewicz próbował, ale się ośmieszył, bo raz głosił tezy narodowców, innym razem konserwatystów, a jak wrzasnęli na niego komuniści i liberałowie, to zaczął recytować ich program. Liść na wietrze…
Ponadto zachodnie, ale też i moskiewskie pieniądze dzielą. Jest ich dużo, napływają szeroką strugą, ale obcy sponsor zawsze chce coś za coś. Ma rację prezydent Litwy, gdy mówi, że opozycja białoruska jest skorumpowana („Świat Inflant" 2011, nr 11, s. 5).
– A Białoruś ma swoją specyfikę i transformacja naśladowcza, którą proponują, i ci z zachodu, i ci ze wschodu nie jest dla nas. Rozwali kraj, jak rozwaliła Ukrainę. Obecnie mamy dużo wolności w sferze osobistej, lecz gospodarkę planową. Własność i jej poczucie dopiero raczkują. Dopuszcza się własność nieruchomości wraz z terenem, na którym ta nieruchomość się znajduje, lecz działka wokół pozostaje tylko w dożywotniej dzierżawie od państwa, skądinąd nisko, wręcz symbolicznie, płatnej. Dzięki tej ziemi ludzie mają co jeść, bo nasz naród przywykł do radzenia sobie samemu, a nie oglądania się w kwestiach bytowych na władzę. Co innego w sferze społecznej i politycznej. Tu poruszamy się jak we mgle, wsłuchani w dźwięk rogu władzy; czy to ze strachu, czy z konformizmu; obydwie motywacje są podłe – mówi dwudziestosześcioletni student jednej z polskich uczelni, kandydat do parlamentu w 2008 roku z ramienia Białoruskiego Narodowego Frontu. Prosi jednak o zachowanie anonimowości; gawędzimy w pociągu pędzącym przez ukraińskie przestrzenie.
– Przegrałem, bo jakże inaczej, choć teoretycznie szanse były, gdyż u nas wybory są w okręgach jednomandatowych i jeśli ktoś nie uzyska w pierwszej turze pięćdziesiąt plus jeden głosów, to jest repetycja. Moja przeciwniczka, starsza pani, nie uzyskała tych głosów, ale w drugiej turze nagle dostała połówkę z lekkim haczykiem. Podejrzewam fałszerstwo; zresztą u nas na niskich szczeblach jest to jakby normalne. Nikt tam nikogo nie kontroluje, opinii publicznej nie ma, każdy siedzi cicho i napawa się wolnością osobistą, której w czasach radzieckich nie było. Czasem zaklnie, złaje milicjanta czy narozrabia w sklepie, ale nic z tego dla wspólnej przestrzeni, dla dobra wspólnego, jak to nazywają chrześcijanie, nie wynika. W ZSRR też wszyscy siebie łajali i nic z tego nie wynikało. Tu potrzebna jest konsekwentna, czyn do czynu, praca organiczna. Anglicy nazywają to step by step.
I to jest moja droga. Uczę się ekonomii i organizacji struktur społeczno–politycznych na polskim uniwersytecie i po powrocie do kraju teorie te zamierzam wcielać w życie. Wiem, że póki co rezultatów wielkich nie będzie, ale krok po kroku… Mam pewne grono współpracowników, a nie zwolenników, jak mówi stara opozycja, bo ja nikomu nie chcę wcale przewodzić, ja chcę pracować dla swego kraju.
Wiktor kocha Białoruś i swoje gniazdo rodzinne, a jest nim mała wieś obok małego miasta. Ma stronę internetową. My com…, na której widnieje łozung: Ja lublju…
Znamienne, że nie jest w tej pozytywistycznej, zdroworozsądkowej postawie odosobniony. Większość młodych po studiach zagranicą wraca do kraju, a nawet te studia porzuca, tak tęskni.
– Bo Białoruś jest biedna, ale piękna – tłumaczy Wiktor. – I panuje w niej porządek. Na czas wyborów, abym nie robił agitacji, wzięli mnie do wojska, które nie jest wcale wschodnim bezhołowiem, jak wam się wydaje. Jest dobrze zorganizowane. Koledzy pisali odwołania, ja natomiast uznałem, że w wojsku mogę się czegoś nauczyć. Dla siebie i dla kraju. Musiałem tam wypisać się z partii BFN, ale jako absolwent wyższych studiów (Uniwersytet Ekonomiczny w Mińsku) dosłużyłem się stopnia sierżanta. Choć dowództwo znało moją przeszłość i poglądy, to jednak oferowało mi dalszą służbę. Bo u nas na Białorusi, jest dużo rozsądnych ludzi. Liczy się przede wszystkim praca, efekt…
Młoda, pozapartyjna opozycja białoruska jest niczym wzbierająca fala. To wykształceni, w miarę odważni, pracowici, rozsądni ludzie, którym nie tylko prywatna konsumpcja w głowie. Nawet jeśli, niewiele mogą dla wspólnego dobra zrobić, to o nim dyskutują. Białoruś – ojczyzna nie jest ukryta, w jakimś zakurzonym kącie, tak jak Polska w wielu młodych umysłach.
– A. Łukaszenkę można pochwalić za sprytne przeciwstawianie się Rosji. To nasz największy przeciwnik, on by nas w mig rozgrabił. I utrzymanie kołchozów też jest dla nas póki co korzystne. Jest żywność, są miejsca pracy. Zresztą sam pracowałem w kołchozie i nie było źle. Złe jest tylko subsydiowanie kołchozów poprzez niskie ceny paliwa. Paliwo rozkradną, źle wykorzystają, lecz gdyby były wyższe ceny skupu, a są one wciąż regulowane na niskim poziomie, to i efektywność tych spółdzielczych gospodarstw byłaby większa. Ale Prezydentowi, który strasznie boi się powszechnego buntu, zależy na niskich cenach podstawowych artykułów żywnościowych. I dlatego pozostają one na niskim poziomie. Mimo obecnego kryzysu spowodowanego przez Rosję, która podniosła ceny ropy i gazu oraz wykiwała nas w kwestii samochodów w ramach unii celnej (sprowadzaliśmy je tanio z zagranicy, chcąc je sprzedać w Rosji, a tu nagle podniesiono cło), chleb i mleko są tanie, przystępne nawet dla najbiedniejszych.
Prezydent był dobry do połowy pierwszej dekady XXI wieku, a teraz, niestety, myśli głównie o utrzymaniu swej władzy. Robi głupstwa. Mnie na przykład przed każdą większą manifestacją w Mińsku zamykają w izolatorze w moim mieście (podłe to miejsce, ciasnota jak cholera, paparasza pod nosem śmierdzi, nawet nóg nie ma jak wyprostować). Po co? Co taka manifestacja złego zrobi? Lepiej się w nią wsłuchać, a ludzie przecież chcą wspólnego dobra. Nie są głupi. I nie są, tak jak teraz u was w Polsce, zatwardziałymi egoistami.
Raz zaaresztowali mnie pod pozorem śledztwa w sprawie donosu, że niby chcę budynki państwowe rozbijać. Prokurator zatelefonował wówczas do szwagra z ultimatum: Ja mam zrezygnować z wrogiej roboty, a szwagier zachowa pracę…Także nieformalne metody się u nas stosuje.
W absurdalne, pajęcze sieci jesteśmy wplątani i, gdy powoli, centymetr po centymetrze, metr po metrze nie będziemy ich rozrywać, to się zadusimy.
Czy my, nowe pokolenie, gotowi jesteśmy do przejęcia władzy? Nie, jeszcze nie! Błędem A. Łukaszenki jest, że nie przygotował swego następcy. U niego obserwuje się już – znany z historii– syndrom starzejącego się jedynowładcy. Ma chyba też kompleks Stalina. Ubrany w mundur stoi wyprostowany na trybunie i niczym Iosif Wissarionowicz nie wie, co z rękami zrobić. Prawą dłoń więc czasem na wzór generalissimusa zakłada za połę bluzy…
W tym naszym wertykalnym systemie władzy on osobiście, albo przez zaufane osoby wyznacza nie tylko ministrów, ale i szefów obwodów, starostów rejonów i merów miast. Na szczeblu lokalnym władza wykonawcza dominuje nad radą samorządową, która jest tylko atrapą. Budżet przydzielany jest przez centralę i zadania do wykonania też. W takiej sytuacji łatwo o korupcję, a trudno o efektywność. Nikt nie jest zainteresowany wypracowaniem nadwyżki operacyjnej w lokalnym budżecie. A jednak na szczeblu lokalnym, właśnie w tak zwanym samorządzie, tkwi szansa na oddolną zmianę na Białorusi i dlatego też studiuję wasz, polski samorząd.
No i, dodajmy, szansą jest również naturalne prawo przemijania. Przyjdą siłą tego prawa nowi ludzie i Białoruś się zmieni…
Oby decydujący głos mieli tacy ludzie jak Wiktor, a nie zapatrzeni na zachód lub zdemoralizowani prze rosyjski wschód cwani konsumenci, prywaciarze, jak to się na Białorusi kpiąco mówi, którzy dla swoich korzyści sprzedadzą byle komu ten biedny, ale piękny kraj. Tak jak u nas sprzedano Polskę.      



Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Najpiękniejszy na Litwie budynek ratusza
środek rynku zajmuje z tradycyjnych przyczyn.
W styl późnobarokowy wkraczał już klasycyzm.
Lekkość, gra światłocieni zwiedzających wzrusza.

Etapami gruntownie przebudowywany.
Piętro gmachu przyrosło i wieża wysmukła.
Wzbogacono mu wnętrze o gustowne stiuki,
elewacje stylowe ozdobiły ściany.

Zmieniano przeznaczenie: rezydencja cara,
cerkiew, teatr, archiwum i politechnika.
Ceramiki Muzeum dziś i Ślubów Pałac.

Nazywany potocznie jest Białym Łabędziem
długoszyim zjawiskiem, podobnym do ptaka.
W mej pamięci na zawsze wdzięk jego tkwić będzie.
2010

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Stosując pojęcie malarskie, mapę konfesyjną Łotwy można porównać do pasa (południkowego) o różnej intensywności barw. Idąc z zachodu na wschód zmniejsza się intensywność luteranizmu, a rośnie intensywność katolicyzmu i staroprawoslawia. Północ około–estońska jest dość intensywnie nowoprawosławna, a zachodnie wybrzeże na dodatek nasycone ewangelikalizmem (baptyści, metodyści, adwentyści). Wyjątek oczywiście stanowi Ryga, będąca tyglem niemal wszystkich łotewskich konfesji i siedzibą ich central (3 katedry: luterańska, katolicka, nowoprawosławna).
Łotewski luteralizm, zaszczepiony na gruncie katolickim jako religia zbuntowanych przeciwko kościelnej hierarchii i Zakonowi Inflanckiemu, panów (baronów), a raczej feudałów pazernych na kościelne włości, nie wniknął zbyt głęboko w duszę i świadomość łotewskiego ludu. Podobnie zresztą jak poprzednio katolicyzm, też religia niemieckich rycerzy i mieszczan. Wyjątek stanowi oczywiście Łatgalia, czyli Inflanty Polskie, gdzie poprzez misje ludowe w XVII i XVIII wieku katolicyzm stał się religią mas. Zbliżone jest to do losów nowoprawosławia na północy, bowiem Inflanty doświadczyły fenomenu masowych nawróceń na to wyznanie w XIX wieku, będących de facto obłędną ucieczką od niemczyzny i ku świetlanej iluzji życia pod opieką ojczulka cara („Świat Inflant" 2009, nr 7, s.10–13).
W każdym razie słabo zakorzeniony łotewski luteranizm stał się bardzo podatny na niszczące zewnętrzne wpływy. Pierwszym było wypędzenie z Łotwy Niemców, a więc głównie dobrze zorganizowanych luteran, przez hitlerowską Rzeszę w 1944 roku. Potem przyszła państwowa ateizacja, której swoistą kontynuacją stał się po roku 1990 (II atmoda) agnostycyzm konsumeryczny. Mamy więc do czynienia z gęstą, szczególnie na zachodzie, siecią mało licznych zborów i symbolicznym rozpoczynaniem sesji parlamentu od nabożeństwa w katedrze ryskiej pw. NMP. Mamy też do czynienia z pewnym napięciem narodowościowym w łonie Kościoła, dowodem czego jest wyłonienie się Kościoła niemieckojęzycznego („Świat Inflant" 2010, nr 11, s. 8).
Niemniej w ostatnim okresie Łotewski Ewangelicko–Luterański Kościół (Latvijas Evaňgçliski Luteriskâs Baznîcas) nieco się wzmocnił, dokonując racjonalnej reorganizacji. Jednym z jej etapów było powołanie 5 lipca 2007 roku przez 23 Synod LELB nowej diecezji– Dyneburskiej (Dangavpils Diecçze). Jest ona najmniejszą liczebnie, bowiem w owym malarskim paśmie konfesyjnym przygłusza ją swą intensywnością rzymski katolicyzm i staroprawosławie, jako że nowa jednostka eklezjalna zajmuje tereny Łatgalii i Selii. Katedrą został kościół Marcina Lutra w Dyneburgu, przy 18 novembera ielâ 66, a na biskupa konsekrowano 13 paędziernika 2007 roku ks. Einârsa Alpe. Diecezja podzielona jest na 3 okrćgi i liczy 48 parafii. Pracuje w niej 16 księży, w tym jeden emerytowany jako kaznodzieja pomocniczy. Jeśli odliczy się biskupa, to na każdego duchownego przypadają niemal 4 zbory, co w miarę jednoznacznie określa skalę problemów duszpasterskich.
Okręg dyneburski (Daugavpils iecirknis) liczy 10 parafii skupionych wokół świątyń, w większości fundowanych jeszcze przez niemieckich baronów. Cześć kościołów wybudowały ze składek niemieckojęzycznych gminy na przełomie XIX i XX wieku. Równie mało liczny jest okręg marienhuski (Balvu iecirkuis), bowiem jako drugi łatgalski liczy tylko 8 parafii. Najliczniejszy, bo 30–parafialny jest okrćg selijski (Sçlpies iecirknis), czemu trudno sić dziwiă, bo Selia wchodziła w skład zlutrzonego Księstwa Kurlandii i Semigalii, a po jego likwidacji w ramach III rozbioru Rzeczypospolitej, prym w niej wiedli niemieccy baronowie, stanowiący tym razem podporę Imperium Rosyjskiego. To tu znajduje się jedyna w dyneburskiej diecezji świątynia wybudowana w ostatnim półwieczu–kościół pw. Zmartwychwstania Chrystusa (Kristus Spçka baznica) z 1994 roku w Aizkrauklç. Jest to druga luterańska úwiŕtynia w tym mieúcie. Na przykůadzie tego okręgu kościelnego i tej diecezji widać jak wielką siłą w życiu religijnym jest tradycja. Wiara rzeczywiście przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.
Dla porównania: diecezja lipawska liczy 6 okręgów, a archidiecezja ryska 7 okręgów.



Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Historia starobrzędowstwa– ciągła walka władzy z Kościołem. Jednak, jeśli w czasach carskiej Rosji obrońcy starego kultu znajdowali sposób uchronienia swej wiary poprzez przesiedlenie się na peryferie państwa rosyjskiego i poza jego granice, to po ustanowieniu władzy radzieckiej ucieczką nie można już było się salwować. Proces wykorzenienia religijności, prześladowania i represje lat 20–tych i 30–tych XX wieku– oto co zachowało się w pamięci starowierów XX wieku, którzy mieszkali w tym czasie na terytorium ZSRR.
Starobrzędowcy (lipowanie) Kraju Naddunajskiego (delta Dunaju w obrębie dzisiejszej Ukrainy, południowa część Budziaku– przyp. S.P.) uniknęli sekularyzacji i represji lat trzydziestych, bowiem znajdowali się na terenie Rumunii. Niestety, obrońcom wiary staroprawosławnej nie udało się już uniknąć tego losu w latach czterdziestych XX wieku, kiedy teren ów przyłączono do ZSRR.
Pierwsze zasiedlenia starobrzędowców w Kraju Naddunajskim można datować na wiek XVIII. Na początku XX wieku na terytorium Powiatu Izmailskiego starobrzędowcy żyli w następujących miejscowościach: Reni, Kilia, Murawlewka, Kosa, Stara Niekrasowka, Nowa
Niekrasowka, Czyczma, Podkowka, Żebrijany, Koraczkow, Izmaił, Wiłkowo.
Dane statystyczne Powiatu Izmailskiego z lat 1937–1938 dowodzą, że liczebność lipowan w Kraju Naddunajskim wynosiła 20.176 osób, w tym w Izmaile 5256. Znaczna część starobrzędowców mieszkała w mieście Wiłkowo. Według rumuńskich danych statystycznych w 1940 roku ich liczba wynosiła 6043.
Uwzględniając fakt, że przemiany (sowietyzacja) polityczno–społeczne w Kraju Naddunajskim w 1941 roku dotykały przede wszystkim majątkowych interesów tamtejszych społeczności, w tym lipowan, należy zwrócić uwagę na okoliczność, że na początku XX wieku przesiedleńcy–lipowanie utworzyli swoiste środowisko społeczno–ekonomiczne, w którym panowało następujące ustosunkowanie się do własności: „Uczciwie pozyskana i prawidłowo wykorzystywana nie może być grzeszna". Własność w lipowańskiej etnosferze przybrała wręcz charakter instrumentu zbawienia. Stąd i określony, negatywny stosunek lipowan posiadających własność prywatną do procesu sowietyzacji, który polegał przecież na likwidacji tejże własności.
Represje w ośrodkach starobrzędowych faktycznie zaczęły się już od pierwszych dni panowania władzy radzieckiej. I tak 28 lutego 1941 roku został aresztowany mieszkaniec wsi Nowa Niekrasowka M.D. Uczytielew. Przyczyną aresztu była jego wypowiedź, którą zakwalifikowano jako jawne wystąpienie przeciwko władzy: „To prawda, nas przy Rumunach uciskali, a teraz dwa razy więcej, to jest wzięli nas w dwa ognie i będziemy pracować na Żydów".
Z kwestionariusza więziennego wynika, że wyżej wymieniony prowadził jednoosobowe gospodarstwo i zakwalifikowany został jako chłop–rybak. W informacji sporządzonej przez Nowoniekrasowską Radę Wiejską określono jednak inny jego status: „M.D. Uczytielew– zamożny średniak, który w swoim gospodarstwie posiada parę koni i krowę, niewód i od sześciu do dwunastu robotników. Obecnie  zajmuje się agitacją przeciwko kołchozom i władzy radzieckiej".
W decyzji o areszcie M. D. Uczytielewa zawarto oskarżenie, że „prowadzi on w środowisku aktywną agitację przeciwko organizacji kołchozów, głosząc, że kołchozy to niewola dla chłopów, w kołchozach chłopi będą głodować". W decyzji o zastosowaniu środka prewencyjnego odnotowano: „Prowadził agitację antysowiecką, nastawioną na powstrzymanie kolektywizacji. Agitował chłopów – rybaków, żeby nie oddawali połowów państwowym zakładom rybackim według ustalonych przez nie cen".
Wyrok kolegium sędziowskiego Sądu Obwodowego w procesie karnym wydany 12 czerwca 1941 roku: „Uczytieliewa na podstawie art. 54–10 pkt.1 Kodeksu Karnego USRR ukarać pozbawieniem wolności na 4 lata z pozbawieniem praw obywatelskich". 
Wśród represjonowanych w tym okresie (marzec 1941 rok) był mieszkaniec wsi Murawlewka M.D. Makarow. Na żądanie przewodniczącego Rady Wiejskiej stawił się on u prokuratora. Prokurator oddał go w ręce Oddziału NKWD. 10 sierpnia 1941 roku M.D. Makarow został przewieziony do więzienia w Nowosybirsku. 
Przedstawiono jemu, jak świadczą materiały sprawy, trzy zarzuty: kułak, służył rumuńskiej władzy (primar, czyli sołtys), prowadził agitację kontrrewolucyjną. Z protokołu śledztwa wiemy, że posiadał on „ponad jeden hektar ziemi, jednego konia, dom i bronę".
Śledztwo, nie wiadomo dlaczego nie uwzględniło faktu, że M.D. Makarow od 1920 do 1924 roku był członkiem nielegalnej organizacji bolszewickiej, za co był więziony. 27 kwietnia 1942 roku wydano decyzję o przedstawieniu zarzutów, w której skonstatowano, że M.D. Makarow „wystarczająco jest winien tego, że w okresie sprawowania władzy przez partię chłopską (caranistska) był primarem wsi Murawlewka, w okresie działań wojennych systematycznie prowadził agitację kontrrewolucyjną wśród ludności, chwaląc przy tym ustrój niemiecki".
Sprawa nr 64386/980 oskarżająca M.D. Makarowa została skierowana do rozpatrzenia przez Specjalne Kolegium przy NKWD ZSRR. Oskarżony nie doczekał jednak wyroku, gdyż zmarł 11 czerwca 1942 roku w szpitalu więzienia nr 1 NKWD w Nowosybirsku.
Na szczególną uwagę zasługuje sprawa nr 377 oskarżająca mieszkańców wsi Żebrijany: S.S. Mołodcowa, A.M. Tarasowa, K.S. Izotowa, G.J. Iwanowa, P.J. Miedwiediewa, P.D. Burijanowa, M.M. Gobanowa. Zostali oni aresztowani 17 czerwca 1941 roku. Oskarżono ich o przynależność do kontrrewolucyjnej partii „cuzistów" (Narodowo– Chrześcijańska Partia Rumunii), „wrogo nastawionej do władzy radzieckiej, prowadzącej kontrrewolucyjną, terrorystyczną działalność".
M.M. Łobanow w materiałach śledztwa figuruje jako przywódca cuzistckiej partii we wsi Żebrijany: „Po przyjściu władzy radzieckiej do Besarabii Łobanow jako lider partii faszystowskiej tworzył grupy złożone z cuzistów i kułaków do walki z władzą radziecką i likwidacji ludności radzieckiej. Inspirował nastroje terrorystyczne wobec kierownictwa partii komunistycznej i rządu".  
Z raportu sporządzonego przez organy NKWD (jedyny dokument, na podstawie którego wydano postanowienie sądu) wiemy, że M.M. Łobanow, mieszkaniec wsi Żebrijany w czasie władzy rumuńskiej był primarem tej wsi: „Do czasu przyjścia władzy radzieckiej prowadził aktywną propagandę i walkę z nielegalną partią komunistyczną". W tej kwestii poraża cynizm śledczych. Do sprawy M.M. Łobanowa nie powołano świadków: „Prowadzenie dalszego śledztwa jest niemożliwe z uwagi na ewakuację miasta Izmail" (atak wojsk niemieckich– przyp. S.P). Tak więc faktyczną podstawą postanowienia o rozstrzelaniu M.M. Łobanowa stały się dane agenturalne.
W takiej samej sytuacji znalazł się S.O. Mołodcow, urodzony we wsi Swistowka Powiatu Tulczyńskiego w Rumunii, który 13 lat mieszkał w Żebrijanach. Materiały sprawy mówią: S.O. Mołodcow– członek cuzistskiej partii, który został pozyskany jako ważny agent tajnej policji (siguranca carmok), i prowadził szpiegowską działalność na rzecz Rumunii. S.O. Mołodcow „razem z Łobanowem organizował grupy kułaków i członków cuzistskiej partii, zwoływał nielegalne zebrania, podczas których omawiano sposoby zniszczenia oddziałów Armii Czerwonej w Besarabii. Oprócz tego starał się dowiedzieć, jaką liczbę dział i o jakim zasięgu posiadają te oddziały (…). Zbierał dane o stacjonowaniu Oddziałów Armii Czerwonej i przekazywał je do Rumunii". Oskarżenie zbudowano na dwóch dokumentach: raporcie dotyczącym S.O. Mołodcowa sporządzonym przez organa NKWD i zeznaniach jednego świadka.
Wśród represjonowanych w sprawie nr 377 był Grigorij Jewstabijewicz Iwanow, duży przedsiębiorca. Posiadał on sześć gospodarstw rybackich, 80 hektarów ziemi, 4 domy na własność. Majątek ten przypadł jemu w spadku po dziadku Kondracie Iwanowie. Oprócz tego G.J. Iwanow dzierżawił duże gospodarstwa rybackie na jeziorze Sasyk. Z zeznań świadków wynika, że dziadek G.J. Iwanowa miał znaczny majątek, do 300 hektarów ziemi i około 60 gospodarstw rybackich. W 1915 roku przeprowadził się z Żebrijan do Izmaiłu, gdzie wybudował dwa młyny parowe. Ojciec oskarżonego Gieorgij – Jewstratij Iwanow w 1918 roku został rozstrzelany przez oddział Armii Radzieckiej za to, że aktywnie występował przeciwko ustanowieniu nowej władzy. Wszystkie te fakty przemawiały za tym, ze nowa władza nie była przez G.J. Iwanowa akceptowana. Z zeznań świadka: „Iwanow często w mojej obecności mówił, że władza radziecka jest słaba, nie ma co jeść, ludzie siedzą głodni i umierają z niedożywienia".
Po nacjonalizacji gospodarstw rybackich w 1941 roku G.J. Iwanow znów wyraził niezadowolenie z nowej władzy: „Oczekiwaliśmy, że władza radziecka da nam wolność, życie, a oni nas grabią. Kołchoz rybacki zagarnął moje gospodarstwa rybackie, a instytucje wojskowe moje pomieszczenia, zabrali całe moje gospodarstwo: trzodę i ptactwo".
Agenturalne doniesienia świadczą, że w domu G.J. Iwanowa spotykali się rumuńscy oficerowie, którzy urządzali biesiady i hulanki. Sam Gieorgij Iwanow jeździł po wsiach i „informował o porażkach wojsk radzieckich oraz cieszył się z działań armii niemieckiej".
P.J. Miedwiediew, właściciel szynku we wsi Żebrijany, według informacji sowieckich informatorów, był agentem siguriancy (wywiad rumuński – przyp. S.P.). W jego szynku często zatrzymywali się rumuńscy oficerowie, prokuratorzy, żandarmi, urządzano spotkania z kierownictwem siguriancy.
Z chwilą ustanowienia władzy radzieckiej szynk zamknięto, lecz szynkarz nie przestał handlować. Z zeznań świadków: „Gromadzą się w domu Miedwiediewa, prowadzą rozmowy nakierowane przeciwko władzy radzieckiej. Sam Miedwiediew prowadził aktywną kontrrewolucyjno–agenturalną działalność nastawioną na obalenie władzy radzieckiej (…). Za pośrednictwem rybaków próbował rozpoznać uzbrojenie 717 baterii, kaliber dział i ich zasięg".
Oskarżenie o antysowiecką działalność objęło też żonę Miedwiediewa, która według informacji współmieszkańców wsi rozprzestrzeniała prowokacyjne wieści: „Rumuni będą ostrzeliwać wsie i szybko postępować do przodu. Te prowokacyjne wieści obiegły całą wieś, wywołując panikę, która owocowała przygotowaniem się do ucieczki".
Według informacji jednego ze świadków Miedwiediewa i jej małżonek „byli zarejestrowani w policji w Gałaczu, gdzie otrzymywali pieniądze za wydawanie osób o poglądach rewolucyjnych".
Najwyższą karę, rozstrzelanie otrzymała też P.D. Burijanowa. W raporcie z 23 lipca 1941 roku skonstatowano, że P.D. Burijanowa po nastaniu władzy radzieckiej i aresztowaniu jej męża prowadziła systematyczna agitację antysowiecką oraz „rozprzestrzeniała prowokacyjne wieści, że przygotowuje się powstanie narodu besarabskiego przeciw władzy radzieckiej".   
W tym czasie, 17 lipca 1941 roku, aresztowano diakona A.M. Tarasowa, którego świadkowie w sprawie kwalifikowali jako wielkiego kułaka. Z materiałów śledztwa: „Tarasow wywoływał katastroficzne nastroje, że sowieci nie wytrzymują naporu Niemców, bowiem ludność Związku Radzieckiego jest niezadowolona z panującego ustroju". W jednym ze świadectw odnotowano, że A.M. Tarasow w rozmowie z nijakim S.S. Mołodcowem twierdził: „Mówicie, że Rumunii darli z nas skórę, a teraz to samo robi władza radziecka. Zmusza nas do pracy za grosze, rada wiejska nie płaci, tak jak nie płacą oddziały wojskowe; wychodzi na to, że jestem niewolnikiem".
Ze zgromadzonych materiałów wynika, że aresztowanym nie przedstawiono oskarżenia. Decyzją 18 lipca 1941 roku wydaną przez przewodniczącego Wojskowego Trybunału Dunajskiej Wojennej Flotylli (DWF),  prokuratora wojskowego DWF oraz naczelnika trzeciego oddziału DWF stwierdzono, że S.O. Mołodcow, A.M. Tarasow, K.S. Izotow, G.J. Iwanow, P.J. Miedwiediew, P.D. Burijanow, M.M. Łobanow są winni działalności kontrrewolucyjnej i otrzymali najwyższy wymiar kary: rozstrzelanie.
Lipowan Naddunaju – jak widać – często oskarżało się w tym czasie o działalność agenturalną. Na przykład 2 sierpnia 1941 roku został aresztowany Akim Antonowicz Chrustalew – mieszkaniec wsi Stara Niekrasowka. W oskarżeniu skonstatowano, że A.A. Chrustalew jest agentem rumuńskiego wywiadu. Zbierał dane o rozlokowaniu i uzbrojeniu wojsk Robotniczo–Chłopskiej Armii Czerwonej (RKKA). Świadkami w sprawie było dwóch ludzi, z których jeden rzekomo zwerbował Chrustalewa. Fakt współpracy obwiniony zanegował: „Sz. Zaproponował mi pracę dla rumuńskiego wywiadu, za co miałbym otrzymywać wynagrodzenie. Nie zgodziłem się, motywując to tym, że mam małe dzieci, żona choruje, mam swoje gospodarstwo i propozycją tą nie jestem zainteresowany".   
A.A. Chrustalew– jeden z nielicznych któremu udało się uniknąć „sowieckiej praworządności". Postanowieniem z 9 lipca 1941 roku śledztwo w jego sprawie umorzono.
4 lipca 1941 roku w Izmaile aresztowano Iwana Amwrosiewicza Worobijewa. Przyczyna aresztu– przynależność do burżuazyjnej partii nacjonał–liberałów i jego związki z działaczami państwowymi Rumunii. I.A. Worobjew „skupia wokół siebie element starobrzędowy, z którym omawia kwestie działalności antyradzieckiej" – napisano w decyzji o pozbawieniu wolności.
Postanowieniem z dnia 18 lipca 1941 roku przedstawiono oskarżenie w oparciu o artykuły 54–10 ust. 2 i 54–II Kodeksu Karnego USRR także N.M. Gusliakowowi: „Worobijew i Gusliakow są czynnymi starobrzędowcami. Do czasu ustanowienia władzy radzieckiej w Besarabii utrzymywali kontakty z uciekinierem ze Związku Radzieckiego, działaczem starobrzędowym Fiedorem Mielnikowem, który w Izmaile otwarcie występował podczas zebrań wiernych ze złośliwymi oszczerstwami przeciwko Związkowi Radzieckiemu". 
Z wyroku: „Biorąc pod uwagę szczególne warunki wojenne i niemożność rozpatrzenia sprawy w procesie sądowym podjęto decyzją o rozstrzelaniu I.A. Worobjewa i N.M. Gusliakowa bez sądu".
Dokumenty śledcze z tego okresu świadczą też o tym, że organy NKWD po likwidacji niepożądanych osób, zajmowały się gromadzeniem kompromitujących materiałów także na członków rodzin represjonowanych. I tak w 1952 roku toczyło się śledztwo w sprawie brata I.A. Worobijewa, F.A. Worobijewa, którego też podejrzewano o „przynależność do rumuńskiego wywiadu". Świadczy o tym fakt, że z Tallinna (prawdopodobnie tam przebywał F.A. Worobijew) przyszło zapytanie dotyczące przebiegu śledztwa I.A. Worobjewa.
Areszty i represje nie złamały siły ducha i woli starobrzędowców. Nie bacząc na znęcanie się w czasie śledztwa i uciążliwości więziennego życia, mężnie chronili oni swoją wiarę i przestrzegali swoich zwyczajów. Dowodem na to może być zachowanie się w więzieniu akermańskim M. D. Makarowa, opisane przez jednego ze świadków: Makarow miał wielką brodę i kiedy funkcjonariusze więzienni kazali mu ją zgolić on nie zgodził się na to. Ja także powiedziałem: „Zgol". Makarow odparł, że u nich jest taki zwyczaj, a chodzić bez brody to wielki grzech". 
Takie zachowanie po raz kolejny potwierdza głębię wiary i przywiązanie do tradycji wyznawców staroprawosławia. Obyczaj noszenia brody, symbolu starobrzędostwa był trwale pielęgnowany przez lipowan Kraju Naddunajskiego do połowy XX wieku. Obowiązywał srogi zakaz golenia brody i dlatego zachowanie Makarowa dowodzi nie tylko pełnego oddania się wyznawanej wierze, ale też budzi szacunek dla siły ducha starobrzędowców.
W aktach sprawy M.D. Uczytielewa figuruje fakt bezpośrednich fizycznych tortur. Podczas śledztwa podpalano jemu brodę, a potem kazano zbierać kłaki rozrzucone po podłodze. Ze skargi kasacyjnej Wydziału Spraw Kryminalnych Sądu Najwyższego USRR: „Do celi przychodziłem ze spaloną brodą i więźniowie widzieli ślady znęcania się nade mną".
Z chwilą ustanowienia władzy radzieckiej życie duchowe i społeczno–ekonomiczna działalność lipowan–starobrzędowców zostały poddane totalnej kontroli i próbom radykalnej zmiany. Lipowanie, w większości, zajęli pozycję wyczekującą, nie okazywali jawnego sprzeciwu, represjom poddana została głównie ta część środowiska, która poniosła znaczne straty materialne w procesie sowietyzacji i nie chciała się z tym pogodzić, jawnie manifestując swoje niezadowolenie.


Z rosyjskiego przełożył Stefan Pastuszewski





Bibliografia

1.    KV „Izmailski archiw"
2.    Archiw USBU Odiesskoj obłasti

Opracowania

1.    S.W. Taraniec: Kureniewskoje trimonastyrie: istorija ruskogo starobriadczeskogo centra w Ukrainie (1675–1935), Kijów 1999
2.    A.A. Prigarin: Formirowanije starobriedczeskogo nasielenija Pridunaja w konce XVIII– naczale XIX ww; w: „Lipowanie", t. III
3.    A.A. Prigarin: Russkije starobriadcy na Dunaje: formirowanije etnokonfessionalnoj obsznosti w konce XVIII– pierwoj połowine XIX w.w, Odessa 2010
4.    I.A. Ancupow: Ruskoje nasielenije Biessarabii i lewobiereżnogo Pridniestrowija w konce XVIII– XIIXw, Kiszyniów 1996
5.    W.W. Kierow: Staroobriadczeskoje predprinimatelstwo i monastir w XVIII–naczale XIX w.w.: wzaimodiejstwie na błago wiery; w: Dola staroobriadstwa w XX–na poczatku XXI w.w..; Istorija ta suczasnist', Kijów   



Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Wokół Prużan – przed wojną powiatowego, obecnie rejonowego miasteczka – rozłożyło się kilkanaście dużych majątków, które po zakończeniu II wojny światowej sowieci przekształcili w kołchozy. Ich poprzedni właściciele budowali w najbardziej do tego odpowiednich miejscach siedziby dworskie otoczone parkami. Włodkowie wznieśli murowany dwór w Kabakach, Kraszewscy w Dołhem i Starym Kuplinie, Dziekońscy w Czachcu, Trębiccy w Linowie, a Szwykowscy drewniany dwór postawili w Białosowszczyźnie.  Niektóre z nich istnieją jeszcze dzisiaj, ale ich obecny stan pozostawia wiele do życzenia. Do najlepiej zachowanych należą budynki dworskie w Linowie (Świat Inflant nr 6, 2011 r.), Białosowszczyźnie (Świat Inflant nr 4, 2011 r.) i Czachcu, chociaż ten ostatni jest już tylko ruiną.
Pierwsze wzmianki o włościach czacheckich pochodzą z połowy XVI wieku. Wchodziły one wtenczas w skład ekonomii kobryńskiej, sam zaś Czachec był folwarkiem leśnictwa należącego do starostwa. W początkach XIX stulecia majątek ten był już w rękach prywatnych – władała nim rodzina Mierzejewskich. W 1816 roku Kalikst Mierzejewski sprzedał go Janowi Krupińskiemu, ale już w 1845 roku jego właścicielami byli Jefim i Jekaterina Bułgarin. Rodzeństwo to było niepełnoletnie, więc jego dobra zostały oddane w dzierżawę, a po kilku latach stały się własnością rodziny Kiernozickich. Maria Anna Kiernozicka (1840–1887) wniosła je w wianie Albinowi Dziekońskiemu (1838–1918) herbu Korab, wychodząc za niego za mąż.
Nowy właściciel majątku rozpoczął gospodarzenie od wzniesienia nowego dworu, bowiem stary, zbudowany z drewnianych bali, liczył już sobie ponad 200 lat. Na planie wydłużonego prostokąta stanął budynek murowany, parterowy, dziewięcioosiowy, pokryty dachem dwuspadowym, z czterema lukarnami na każdej połaci. Na osi głównej od strony podjazdu znalazły się drzwi wejściowe poprzedzone gankiem z dwoma parami czworobocznych filarów dźwigających spłaszczony, trójkątny szczyt. Przed elewacją ogrodową zbudowano taras przylegający do trzech środkowych osi. Wsparty na metalowych słupkach, wyłożony został błękitną terakotą. Zamontowano na nim metalową konstrukcję trielażową, z licznymi elementami ozdobnymi, po której pięły się winorośle. Szerokimi, wielostopniowymi schodami można było z niego zejść bezpośrednio do parku, założonego również przez Albina Diekońskiego.
Park miał charakter krajobrazowy i zajmował obszar ponad 10 ha. Tuż za tarasem znajdował się duży gazon otwierający szeroką i długą perspektywę. Kończyła się ona na sztucznie usypanym pagórku, do którego prowadziły dwie biegnące łukowato aleje, tworzące elipsowaty krąg spacerowy. Jedna z tych alei obsadzona została bukami, druga – różnymi gatunkami drzew w nieregularnym układzie. Na szczycie pagórka znalazła miejsce altana, wokół której rosły dość egzotyczne jak na Polesie krzewy. Między tarasem a pagórkiem znalazły się dwa stawy. Na jednym z nich były dwie zadrzewione wyspy. Na lewo od stawów znajdował się zwarty masyw drzew, w którym przeważały syberyjskie modrzewie w liczbie nie spotykanej na Polesiu. Po przeciwnej stronie stawów rosły w grupach i pojedynczo dęby, czarne olchy, graby, lipy i wiązy. Podczas I wojny światowej Niemcy wycięli kilkadziesiąt syberyjskich modrzewi, przerzedzając znacznie park. Po II wojnie światowej pod siekierami padła jeszcze większa liczba drzew i w chwili obecnej nawet trudno się domyśleć, jak wyglądał park, gdy opiekowali się nim prawowici właściciele.
Po śmierci Marii Anny w 1887 roku, która nastąpiła prawdopodobnie wkrótce po urodzeniu syna Mariana, Albin Dziekoński ożenił się po raz drugi, biorąc za żonę Jadwigą Orzeszko i miał z nią jeszcze czworo dzieci: Wacława, Annę Krystynę, Jadwigę Emilię i Albina. Ten ostatni, żyjący w latach 1892–1940, został znanym poetą, autorem ośmiu zbiorów poetyckich i wydanego w 1934 r. poematu Dramat Lucyfera. Jego twórczość nosząca cechy poetyki młodopolskiej była bardzo ceniona przez krytyków literackich. W 1917 roku ożenił się z Zofią Malińską (1897–1979), córką wileńskiego adwokata Maksymiliana Malińskiego i osiadł w majątku Mogilowce w powiecie wołkowyskim, który odziedziczył po bezdzietnym kuzynie, Kazimierzu Dziekońskim. Po wkroczeniu wojsk sowieckich na tereny II Rzeczpospolitej we wrześniu 1939 roku został przez NKWD aresztowany i przewieziony do Mińska, gdzie przebywał na pewno do 1 marca 1940 roku.  Po tej dacie nie było już o nim żadnych wieści.
Ponieważ po 1890 roku rodzina Albina Dziekońskiego seniora znacznie się powiększyła, powiększył on swój dwór w Czachcu przez dobudowanie do lewego boku dotychczasowej siedziby dwuosiowego, dwukondygnacyjnego skrzydła, pokrytego dwuspadowym dachem, z balkonami na piętrze. Wnętrza obu części dworu miały amfiladowy układ. Pokoje wyposażone były w dwuskrzydłowe, dekoracyjnie rzeźbione drzwi, drewniane parkiety, starannie dobrane empirowe meble. Dzieła sztuki i rodowe srebra dodatkowo zdobiły poszczególne pomieszczenia, a jedno z nich przeznaczone zostało na bibliotekę z bogatym księgozbiorem.
Cały majątek liczył wówczas ponad 5500 hektarów, musiał zatem posiadać odpowiednio duże zaplecze gospodarcze. Była więc stajnia z wozownią, stodoły, obory i chlewnie, kilka spichlerzy, suszarnia ziarna, owczarnia, gęsiarnia, kurniki, gorzelnia, stolarnia, lodownia, pralnia, kuchnia w oddzielnym budynku. Były też domy mieszkalne dla fornali oraz domek ekonoma. Wśród zabudowań wiejskich stał wiatrak, dwa młyny napędzane kieratem oraz zajazd z karczmą. Wszystko to należało do dworu. Dzisiaj prawie niczego z tych zabudowań gospodarczych już nie ma; zachowała się tylko gorzelnia i murowana stróżówka
Po Albinie Dziekońskim czachecki majątek odziedziczył jego syn z pierwszego małżeństwa, Marian Tadeusz, żonaty z Niną Janiną Korsak–Zaleską herbu własnego. Po jego śmierci w 1921 roku następnym i ostatnim dziedzicem na Czachcu został jedyny syn Mariana, Janusz Dziekoński (1899–1939), ożeniony w 1920 roku z Marią z Ordów. We wrześniu lub październiku 1939 roku aresztowali go sowieci, podobnie jak jego stryja–poetę, Albina juniora Dziekońskiego, i wywieźli prawdopodobnie na Syberię, gdzie wkrótce zmarł lub został zabity. A  jego majątek po zakończeniu II wojny światowej stał się kołchozem, zaś dwór stopniowo niszczał, aż popadł w całkowitą ruinę.


Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Historia Prusów, pierwotnych mieszkańców Warmii i Mazur oraz Nadpregola, stosunkowo mało jest znana i poruszana przez naszych badaczy historii. Pozostały ślady ich kultury w postaci kurhanów i nazw niektórych miejscowości, jezior i rzek. Wiadomo że był to naród bitny, spokrewniony z Bałtami.
Prusowie w XIII wieku walczyli o przetrwanie z Zakonem Krzyżackim, sprowadzonym przez księcia Konrada Mazowieckiego do obrony granic swojego  terytorium przed wypadami, właśnie żądnych łupów Prusów. Walka z Krzyżakami była nierówna i krwawa. Znane są dwa powstania w latach 1242–1249 oraz w latach 1261–1274, prowadzone przez charyzmatycznego przywódcę Herkusa Monte. Walki jednak zakończyły się całkowitą klęską Prusów, którzy ulegli pacyfikacji podobnej do tej, jakiej dokonano w Meksyku pod dowództwem Cortesa w celu chrystianizacji pogan. Zaginął język starożytnych Prusów, należący do grupy języków bałtyjskich. Ziemia uległa wyludnieniu i była kolejno kolonizowana przez osadników niemieckich, polskich i litewskich. Ruch kolonizacyjny jednak był obustronny. Część wojów pruskich trafiało na ziemie polskie, szczególnie do Mazowsza jako jeńcy lub uciekinierzy przed okrucieństwem Krzyżaków.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Do Pasynia (łot. Pasiene), najlepiej się z Sinicy (łot. Zilupe) jedzie poprzez Zalesie (ůot. Zaďesje).
Ta sielska wioska, ledwo punkcik na obrzeżach mapy, zlokalizowana dosłownie dwa kilometry od granicy Łotwy i zarazem Unii Europejskiej z Rosją, w przepięknej okolicy, ma wyjątkowe znaczenie w historii obu narodów: łotewskiego i polskiego. 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Kulminacyjnym momentem obchodów 10-lecia Bractwa Inflanckiego było nadanie nazwy Inflancka jednej z bydgoskich ulic w dzielnicy Brdyujście.
29 czerwca 2011 roku Rada Miasta Bydgoszczy podjęła stosowną uchwałę, a 20 października 2011 roku odbyła się uroczystość odsłonięcia tabliczek kierunkowych. Uroczystość tę przygotował wizytator Bractwa Paweł Bogdan Gąsiorowski.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Stanisław Moniuszko był Polakiem. Ród, z  którego się wywodził, pochodził z rdzennie polskich okolic ziemi podlaskiej powiatu bielskiego. Z jednej z licznych tam wiosek o nazwach Mońki i Moniuszki wyszła rodzina późniejszego kompozytora. Genealogię jej udało się doprowadzić do roku 1529, w którym najstarszy, znany z archiwalnych aktów protoplasta Moniuszki, Piotr, otrzymał na podstawie przywileju Zygmunta I, króla polskiego, odnowienie herbu i szlachectwa dla siebie i potomków oraz władztwo trzech wiosek, leżących w parafii goniądzkiej. Ród Moniuszków miał herb Krzywda. Członkowie jego w wieku XVI, XVII i XVIII gospodarowali w swoich dziedzicznych zaściankach, bywali niższymi urzędnikami ziemskimi, kilku zostało księżmi. Dopiero pod koniec wieku XVIII rodzina doszła do pewnej fortuny dzięki przedsiębiorczości dziadka Moniuszki, sędziego Stanisława Moniuszki, który osiadł na Litwie i, umierając w 1807 roku  zostawił licznemu potomstwu znaczny majątek w ziemi i gotówce. Ojciec kompozytora, Czesław, urodzony w roku 1790, odbył kampanię napoleońską w roku 1812 jako adiutant sztabu Murata i dosłużywszy się stopnia kapitana – po upadku Napoleona – porzucił służbę wojskową i osiadł w majątku Ubiel, w Województwie Mińskim, w pobliżu Smiłowicz.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.

Ok