Odszedł Jacek Chwedczuk z Lund (1955-2021). Mój dobry kolega, a jeszcze lepszy kompan. Znaliśmy się długo, a wiele. Wiele lat przepracowaliśmy razem. Ja po studiach prawniczych - niespełniony pisarz, on po studiach ekonomicznych... niespełniony muzyk. Musiał bowiem wcześnie zakończyć swoją drogę artystyczną: śpiew i grę na skrzypcach. Na przeszkodzie stanął zły los; tragiczna śmierć matki i zdiagnozowana cukrzyca.
Miał pochodzenie ukraińskie i bardzo muzykalne. Jego ojciec Zbigniew Chwedczuk był dyrygentem i dyrektorem Opery w Bydgoszczy, a później dyrygentem i dyrektorem Opery Bałtyckiej. Ojca brat Józef Chwedczuk był organistą i rektorem Akademii Muzycznej w Krakowie. Zastąpił go później Krzysztof Penderecki.
Mój wujek-Rosjanin miał w rodzinie skrzypaczkę; Narodnyj Artist Sowieckowo Sajuza. Jeden z jej krewnych był tancerzem w Teatrze Maryjskim w Petersburgu, a później dwanaście lat górnikiem na Syberii, a po wojnie choreografem w Moskwie. Drugi krewny był reżyserem teatralnym i operowym w Petersburgu. Tak więc mieliśmy o czym rozmawiać.
On w młodości, u boku ojca, spotkał wiele znanych postaci życia artystycznego: Witolda Małcużyńskiego, Martę Argerich, Wandę Wiłkomirską, Igora Ojstracha czy Krzysztofa Pendereckiego, Piotra Skrzyneckiego i Wiesława Dymnego. Ja z kolei spotkałem Gustawa Holoubka, Konstantego Puzynę (odrzucił moją sztukę w „Dialogu”), Janusza Warmińskiego (wręczył mi nagrodę za sztukę teatralną), Zbigniewa Zapasiewicza i Wojciecha Siemiona (grali w moim słuchowisku). Roman Dziewoński przysłał mi dwa listy, jak również.... wiele osób z pół świadka. Rozmowy więc szły nam dobrze, przeważnie do przodu.
Jedliśmy dwa czy trzy razy śniadanie na trawie wieczorową, późną porą lub we wczesną mroczną noc. Przeważnie były to dwie słabe kanapki i dwie dosyć mocne butelki wina. Śpiewałem mu przy tych śniadaniach wokalizę Sergiusza Rachmaninowa, którą bardzo lubię. On ją też lubił, ale chyba nie w moim wykonaniu.
Teraz napisałem o nim wiersz-wspomnienie. Może zechce coś z niego przeczytać, może parę linijek, może kilka słów lub chociaż parę liter:
Wokaliza
pamięci Jacka Chwedczuka
często
śpiewałeś mi wokalizę Sergiusza Rachmaninowa
ty ją lubiłeś
ja lubię nadal
twój ojciec dyrygował ją na koncertach
wujek grał na organach
teraz milczysz
ojciec nie trzyma w ręku batuty
wujek nie jest rektorem
nie gra
żyją w nieskończoności nocy i dnia
śpiewam sam
w tonacji smutku
w Norwegii
staliśmy pod dębem w czasie burzy
całą noc
pioruny biły w niego
leciały iskry drzazgi konary odłupywały się od pnia
u schyłku nocy
gdzieś przed brzaskiem
a może to było już o świcie
powiedziałeś
przeżyliśmy to
to przeżyjemy i wieczność
nie pomyliłeś się dużo
zaledwie
o jedno życie
zaledwie o jedną ostateczność
Lund 8.08.2022