Staraniem Miejsko-Gminnej Biblioteki w Malogoszczu, została wydana wiosną 2020 roku powieść Anny Błachuckiej Siódmaha.
Tytuł odsyła nas w wiejskie klimaty, gdzie słowo miało taką swobodę, iż określało „po swojemu” nawet jednego człowieka. Dla niego utworzone charakteryzowało jego naturę, wychwytując istotną cechę osobowości. Sódmaha to były właściciel siedmiohektarowego gospodarstwa - jego duma i punkt odniesienia w sprawach wszelakich, bo żywiło, cieszyło, dawało nadzieję na trwanie i stanowiło zabezpieczenie dla przyszłego pokolenia. Autorka swoją opowieść zaczyna wyjaśnieniem posiadania przez głównego bohatera tegoż przydomka. „Ludwik mioł na imię, po dziadku, a na nazwisko Jedlok, dyć po łojcu. Hale wsiowe godały na niego Siódmaha. ... Kaj jako robota sie nawinęła, kaj chto co narajeł, to broł, piniodze składoł i ziemi dokupowoł. Syćko lo dziołsek. ... I tak zakupieł łod takiego jednego wsiowego siedem hektarów”.
Książka sama w sobie jest przyjemna, ciepła w kontakcie z dłońmi, odpowiednio wyważona, we właściwym formacie i pojemności. Przyjazna dla oka okładka w pastelowej tonacji, odpowiednio dobrana barwa kartki, rodzaj i wielkość czcionki. Wystarczy przerzucić kilka kartek by nami zawładnęła. Kluczem do naszego serca jest kilkanaście wierszy z poematu Sekrety życia - kalendarza poetyckiego Juliusza Erazma Bolka w gwarowej interpretacji Anny Błachuckiej. (...)
Zwróćmy uwagę, że w wydaniu gwarowym zachowała się dusza poetycka tekstu. Mówiąc wprost, te wiersze przetłumaczone „z polskiego na nasze”, są niczym światło rzucone na sposób podania książki. Dziś swoboda językowa jest wadą, a nie zaletą. Gramatyka, określone zasady budowy zdań tak zawładnęły tekstem i wymową, że całe rzesze korektorów poprawiają i ustawiają nasze myśli w porządku niemalże wojskowy.
Czy zatem jest jeszcze potrzeba pisania takich książek, jak Siódmaha? Kto po taką książkę sięgnie i czy w ogóle sięgnie przyzwyczajony do swojej wyuczonej i uporządkowanej zasadami mowy? Wszak nie czyta się tekstu łatwo, trzeba niczym aktor, wczuć się w postać, w momencie wcielić się w rolę bohatera tej powieści.
Kształtowane myślą słowo, nie tylko określa, czy nazywa, ale jest początkiem wszechrzeczy. Książka, to swoisty zbiór słów, uporządkowanych wg zamysłu autora. Zatem jest skarbnicą dobra, którego nawet nie jesteśmy w stanie pojąć. Biorąc ją do ręki, bardziej lub mniej świadomie, zastanawiamy się co też wniesie w naszą codzienność, czy ubogaci nas
na tyle, że warto będzie poświęcić jej kilka wieczorów na przeczytanie, czy rozszyfrujemy „kod słowny”, a co odkryjemy w przestrzeni międzysłownej.
Powieść napisana w duchu „ocalić od zapomnienia” językiem naszych ojców o czasach, obyczajach, tradycji. Styl pisania, słownictwo, melodyka, sformułowania i opisy przenoszą nas w świat wsi polskiej z początku XX wieku. Świat wpisany w duszę każdego z nas, rozkołysany łanami zbóż, radosny, pachnący chlebem, miodem i mlekiem, sadami i przydomowymi kwietnymi ogródkami. Tkliwością wypełnia obudzone wspomnienie, pobrzmiewające w uszach babcine „Jońcia kaj idzies?” Świat jakże indywidualny, ale i określający jakąś zbiorowość, rodzinę, wieś czy region.
Zagłębiając się w treść powieści słyszymy pieśni snujące się pomiędzy opłotkami, śpiewki wieczorne, pograj ki sobotnie, skoczną weselną muzykę, czy też pieśni żałobników odprowadzających swoich zmarłych na cmentarz. „Drugiego wiecora przypumniały se stare śpiwki. ... Uśpiwały się kobity do imentu, duża na la, la, la, bo słowa kajsi łodpłyneły z głowy. Prawie północ beła, wkiej sołtys wrócieł z zebranio i razem sklekusieli trzy zwrotki śpiwki ło kosiorzach.” Czytamy w rozdziale Łodwiedziny, bo jakież by to były odwiedziny, bez śpiewek czy bajania.
Język naszych ojców był opisowy, pełen emocji, uczuć, przez co stawał się śpiewnym, melodyjnym, tkliwym i w konsekwencji niosącym prawdę. „Zojka ziemie łodrolnieła, podzileła na parcele, przedała za wielgie piniodze i jus ji we wsi ni ma, wioła ino sie kurzeło. (...) Zodne słowa nie mogły się Ludwikowi przebić bez garło. Zodne” Przytoczony cytat ze str. 29-30 mówi sam za siebie. Językowe niuanse określały i charakteryzowały poszczególne rodziny, rody, sioła, wioski czy miasta. Różny był język, ubiór i obyczaje chłopów, księży, nauczycieli, urzędników, czy mieszczuchów. Prawda autorytatywnie związana była z zajmowaną pozycją: „wójt zarządził..., pani w szkole powiedziała...” - wiążąca, przyjmowana jako pewnik, nie podlegająca dyskusji. Zaś ksiądz stanowił niepodważalny autorytet, był wyznacznikiem moralności i sumieniem dla parafian. Autorka doskonale scharakteryzowała tę współzależność w zakończeniu. Jako ten czujny pasterz upomina by Siódmaha i Józefowo związali się sakramentalnie. „A tak sie dziwnie słozeło, ze po drugi strunie stoła siedzioł probosc. I zagadnął:
- Panie Jedlak, a nie ma pan do mnie jakiej sprawy ?
- Ano mom. Przecie my nie wiaruśniki - pedzioł Siódmaha. - Przydziemy z Józefowo po niedzieli do kancelaryji.”
Autorka ciekawie i „życiowo” przeprowadza głównego bohatera powieści z „tamtych” czasów do dzisiejszego świata. Osadzony w realiach historycznych w przeciągu jednego pokolenia staje się człowiekiem coraz ciaśniej zagarnianym przez dobra współczesnej myśli, techniki i obyczaju. „Ludwik do tyk komputerów nienaucny, ni mioł go chto łośmielić do tego urzodzynio, to ino zdjińcia i łodkrytki.”
Metamorfoza wartości, język, styl i sposób życia, jak nieczytelna dotąd rozsypanka, przekłada się na nas i układa logicznie identyfikując z postaciami powieści. Siódmaha to jak nasz ojciec, dziadek, wujek, a Józefowo to niczym nasza matka, babcia, ciocia... A my ? Cóż takiego stało się, że zatraciliśmy się w tempie rozwoju cywilizacyjnego, że szybko, po cichutku i bezboleśnie pozwoliliśmy wyprowadzić się z wypracowanych przez wieki - wartości? Co zyskaliśmy? Czy warto było?
Chylę czoła przed Autorką za przekazaną w powieści prawdę, za ciekawy sposób odtworzenia obyczajów, zwrotów i sformułowań językowych w taki sposób, iż przyzywając wartości, trud i piękno życia naszych przodków odświeża niejako korzenie naszego pochodzenia, a kolejnym pokoleniom pozostawia pięknie udokumentowany czas ostatnich przemian.
Anna Błachucka, Siódmaha, Małogoszcz 2020, Miejsko Gminna Biblioteka
Czytaj więcej w Akancie