Była biblioteka, gdzie nikt nie czytał książek,
A najmądrzejszy z nas nie mówił ani słowa.
Była kolejka, która oby trwała jak najdłużej.
Jak guziki sutanny znaliśmy miejsce w szeregu.
Stopy, co przeszły tak wiele, potknęły się o wzór na dywanie,
A parkiet nie zaskrzypiał, żeby cokolwiek powiedzieć.
Zmarszczkami spacerowała po twarzy powaga,
Bo dusza zawsze gotowa z czymś jeszcze się wyrwać.
I były słabe palce, które tak delikatnie mnie odepchnęły
Na krok pierwszy, drugi, trzeci – Wypłyń na głębię...