Karolina Kusek, znana i ceniona wrocławska poetka dla dzieci, wydała dotąd dla nich kilkanaście tomów wierszy, poświęciła im sztukę teatralną, odbyła z najmłodszymi przynajmniej kilkaset spotkań autorskich, jest także jurorką wielu konkursów literackich, na koniec gorącym orędownikiem praw dziecka, jego niezmiennym obrońcą.
Jej twórczość poetycka budzi żywe zainteresowanie zarówno małych czytelników, jak i nauczycieli, wychowawców czy krytyków. Efektem tych ostatnich jest np. znakomity tom pt. Twórczość poetycka i sceniczna Karoliny Kusek dla dzieci (2010)
Przeglądając recenzje i artykuły o jej poezji zwróciłem uwagę, iż brakuje refleksji poświęconej miejscu urodzenia poetki, a przecież trudno przecenić jego wpływ na przyszłego pisarza. Jeśli pamiętamy, że wszystko co najważniejsze zdarza się nam do trzeciego roku życia. Z tym bagażem nie sposób się rozstać.
W tym miejscu musimy zdradzić, że poetka (panieńskie nazwisko – Piegowska) urodziła się w 1940 roku na Kresach, dokładnie w Draganówce k. Tarnpola, choć np. Leksykon literatury dla dzieci i młodzieży (2007) podaje, że w Tarnopolu. Gwoli ścisłości Draganówka nazywana była „przysiółkiem dolnym" Tarnopola.
Pierwsze dziecięce lata Karoliny związane są zatem z wojną i to z różnymi, najtragiczniejszymi jej odmianami, trudno jednak nie zauważyć, że dziecko inaczej niż dorośli odbiera to wszystko co dzieje się wokół niego; nie możemy poecie odmówić własnego spojrzenia na dzieciństwo, choćby nie wiem jak nie sprzyjał mu czas.
Końcem kresowego dzieciństwa małej Karoliny stało się... wysiedlenie.
W latach II wojny światowej wielka wędrówka ludów nie ze swojej winy była bodaj najbardziej intensywna i dramatyczna. Znów wygoniono całe narody z ich siedzib, na dodatek na niewyobrażalną skalę.
Przymusowa wędrówka w świat Karoliny Kusek, podobnie jak jej rodziny, i jej sąsiadów, zaczęła się w 1945 roku. Tak o tym wspomina w jednym z wywiadów: „po latach schronów, ewakuacji, przyszło wysiedlenie. Dzień, gdy całe nasze życie włożyliśmy do jednej walizki i worka z sucharami, i opuściliśmy ziemię, w której były nasze korzenie, wyjeżdżając w bydlęcych wagonach na Dolny Śląsk [...]". Potem były inne miejsca i pejzaże.
A jednak w twórczości poetyckiej Karoliny Kusek od początku jakby dominował krajobraz, który zatrzymał dla nas w kadrze wiersza Lenartowicz, także Konopnicka, także cała plejada poetów, o których dziś nikt nie pamięta poza prof. Cieślikowskim (patrz: jego antologia pt. Antologia poezji dziecięcej, 1980).
W znakomitej Poezji dla dzieci. Antologia form i tematów Ryszarda Waksmunda w dziale Okolice dzieciństwa. Liryka pejzażu ojczystego, znajduje się wiersz Karoliny Kusek pt. Wiatrak, który potwierdza nasze przypuszczenia.
Wmalowany w polskie pola:
w zboża,
w maki
i w kąkole.
Zasłuchany w śpiew skowronka.
Zapatrzony w bochen słonka.
[...]
Wiatrak w tym utworze lirycznym to tylko rudyment krajobrazu, jak młyn, wieża kościelna, zagroda, most, polna droga...
Czyżby poetka nie próbowała przywoływać w swej twórczości autentycznej okolicy dzieciństwa? Nie jest to możliwe. W polsko-angielskim tomie Obrazki z naszego dzieciństwa (2009) wiersz pt. Sen babci zaczyna się tak:
– Do schronu, wnuczko! Nadlatują...
O, tam, tam, warczą w górze,
Do schronu nie mamy chwili do stracenia.
Tu nas zasypią gruzy.
Zasypią nas gruzy... Dopiero po „likwidacji" tych „gruzów" poeta może próbować rekonstruować swój krajobraz dzieciństwa. Jego ważna cecha, będąca echem wojennej tułaczki, to zmienność. W innym wierszu czytamy:
Mama kuropatwa
z kuropaciąt stadkiem,
wciąż zmieniają
adresy przed lisem.
Ukradkiem.
Bo gdzie się nie ukryją:
w zbożu,
czy w kępach trawy,
lis wnet je tam wywącha...
[...]
To obraz zmetaforyzowany, a jednak wierzymy w jego autentyzm, co podkreśla w wierszu słowo „zbieg".
Oto kolejny utwór poetycki pt. Dziecko lipca, który odsłania tajemnice dzieciństwa poetki:
A choć jestem dzieckiem lipca
Bóg mi świadkiem,
że czas nieba nie ubarwił mi bławatkiem,
że mi kołysanką było syren wycie,
poduszeczką łza mi była, gruz przykryciem...
Gdzie indziej czytamy:
Smak tych cukierków
ze Żmurkowego sklepiku –
mam do dziś na języku...
Obrazki z naszego dzieciństwa, to zresztą, bardzo ciekawa książka w dorobku poetki. Jej wielki temat, to dziecko, choć w dwóch postaciach – dziecko współczesne i dziecko czasu wojny, poetka utożsamia się z obydwoma, konstatując, że, jak pisze krytyk: „właściwie nic się nie zmieniło skoro i dziś dzieci noszą granaty w Iraku". Z innych źródeł wiemy, że nie tylko w Iraku.
W Obrazkach... odnajdujemy takie słowa-klucze jak: łza, gruz, dom, gniazdo, burza, tęcza, ogień, płomień, korzeń, słońce, pożar, cień, dziecko... Trop, na jaki nas naprowadzają, mówi sam za siebie. Zwłaszcza łza szczególnie często się pojawia. Łzy to przecież symbol uczuć, smutku i cierpienia. Oto przykłady:
poduszeczka łzą mi była [...]
I nikt nie powstrzymał tych łez dotąd dziecka [...]
Babcia w czarnej sukni
łzy ociera chusteczką...
W sercu zapiekła mu się łza [...]
W oczach ma tylko łzy tak ogromne,
jak te spadające z nieba gwiazdy [...]
Czy nie ma tu nawiązania do mickiewiczowskiego dystychu:
Polały się łzy me czyste, rzęsiste
na me dzieciństwo sielskie, anielskie.
I jeszcze jedna uwaga. Po lekturze Obrazków z naszego dzieciństwa należałoby na nowo odczytać i zweryfikować sądy o debiutanckim tomiku pt. Słonecznikowe nutki Karoliny Kusek. Choćby na nowo należy spojrzeć na taki utwór z tego tomu jak Myszka. Zdawałoby się, że stworzonko to w wierszu dopełniło tej triady, którą poza Kusek stworzyli Konopnicka i ks. Twardowski. A przecież pod postacią myszki kryje się... zbierające kłosy na cudzym polu, wojenne dziecko, które w każdej chwili może znaleźć się w świetle wrogich reflektorów. Wiadomo czym to się mogło skończyć.
Teraz
nic jej nie grozi.
Może sobie beztrosko
dreptać po ściernisku.
Może wygryzać ziarenka z kłosów
[...]
Ale za chwilę –
może powtórzyć się wczoraj.
Może nagle we zielonych
kocich reflektorach...
Próbuję znaleźć informacje o Tarnopolu w popularnych u nas książkach wydawanych przed 1989 rokiem, pomijam literaturę emigracyjną. Oto dwutomowa Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny (1984). Sporo w niej o Lwowie i innych miastach, ani słowa o Tarnopolu. Zaglądam do jednotomowej Encyklopedii II wojny światowej (1975). O Tarnopolu ani słowa, choć sporo o wielu innych miejscowościach (nie ma też Katynia). Nie wymienia Bartelski Tarnopola w Pieśni niepodległej (1988)...
Jednak poetka nie jest osamotniona. Jej sojusznikiem, o czym być może nie wie, jest np. mieszkający w Zabrzu, syn kolejarza urodzony w 1918 roku w Tarnopolu, Czesław Eugeniusz Blicharski, b. lotnik m.in. 300 Dywizjonu Bombowego „Ziemi Mazowieckiej", który w 1956 roku powrócił do Polski. Jego dziesięciotomowa seria pod nazwą Miscellanea tarnopolskie to dzieło, bez którego trudno wyobrazić sobie znajomość Tarnopola i jego mieszkańców.
Do pierwszego rozbioru miasto nad rzeką Seret, którego założycielem był hetman Jan Tarnowski, należało do Rzeczypospolitej. W 1772 roku przeszło pod zabór monarchii austriacko-węgierskiej. Od 1918 r. znalazło się w granicach II RP.
17 września 1939 roku, o godz. 15.00 do starego hetmańskiego grodu weszły wojska sowieckie. Nastały krwawe rozprawy NKWD, masowe wywózki mieszkańców, grabieże majątków, wysyłki przedstawicieli inteligencji i kultury do łagrów... Czesław Blicharski pisze, że początkowo „okupacyjne wojska sowieckie skoncentrowały się na aresztowaniach polskich oficerów, wyłapywaniu przy pomocy żydowsko-ukraińskich milicjantów: sędziów, urzędników państwowych, pozostawiając na razie młodzież w spokoju. Ją, w karby szkolne miano ująć dopiero w połowie października 1939 r."
2 lipca 1941 roku, po południu, do Tarnopola wkroczyły pierwsze oddziały Wehrmachtu. A następnego dnia rozpoczął się trwający do 6 lipca pogrom Żydów tarnopolskich, w wyniku którego zamordowano ok. 5.000 osób, głównie mężczyzn.
Okupacja niemiecka trwała do 15 kwietnia 1944 roku. Tamtego dnia, mimo że Hitler ogłosił Tarnopol twierdzą „Fester Platz Tarnopol", Armia Czerwona znów zajęła miasto, czyli powrócili do niego m.in. oprawcy z NKWD-u obecni tam w latach 1939–1941.
Mała Karolina, podobnie jak jej rodzeństwo, których ojciec został powołany w sierpniu 1939 roku do Wojska Polskiego i nie wrócił z wojny, przeżyła los dziecka okupacyjnego, półsieroty, dziecka pokolenia wojny i dwóch okupacji, zresztą dość dobrze opisany w krajowej literaturze, także tej młodzieżowej (np. przez Jerzego Szczygła, czy Ryszarda Liskowackiego), lecz z pewnością akcentów tarnopolskich w niej niewiele.
Od początku jej pisarstwo to także zmaganie się z okupacyjną traumą. Zwłaszcza w Obrazkach z naszego dzieciństwa, jak to udowodniliśmy, nie brakuje przejrzystych aluzji do własnego bolesnego dzieciństwa, czyli do czasów wojennej poniewierki.
To zmaganie z pamięcią nie opuszcza jej nawet w czasie Wigilii, tego najpiękniejszego polskiego święta. Cytuję jej wiersz pt. Wigilia z 1980 roku:
Stół zaścielony na biało.
białe paprocie w szybach,
na stole opłatek
[...]
Nagle drzwi otworzą się z trzaskiem
i wejdzie On,
cały w bieli,
w rogatywce z nadpalonym daszkiem,
młody jak ten z fotografii
i głos mu się załamie:
„Ja prosto z wojny wracam,
pół wieku wracam do was".
Po 1945 roku Tarnopol znalazł się w tzw. Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, zmienił się w nim diametralnie skład ludnościowy, nastały zupełnie inne porządki i wartości; polską ludność, która ocalała, wysiedlono na Ziemie Odzyskane.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego Tarnopol od 1991 roku to część suwerennego państwa, jakim jest Ukraina. Jednak w mieście nad rzeką Seret dzieje się różnie. Ostatnio mają się tam dobrze siły nacjonalistyczne, w 2008 roku odsłonięto w Tarnopolu pomnik Stepana Bandery.
____________________
Książki dla dzieci Karoliny Kusek: Słonecznikowe nutki, Na Ziemi i wyżej, Spacerkiem przez pole, Barwy lata..., Twoje słowa, Z babcią za rękę (przekł. na kilkanaście języków), Moje krajobrazy (wersja polsko-niemiecka), Obrazki z naszego dzieciństwa (wersja polsko-angielska), Malowane słońce (wersja polsko-włoska), W stronę Słońca.