Tytuł tomu wierszy Marii Danuty Betto, „Strefa niepokoju" sugeruje, że poetka zamierza zabrać nas w inne miejsce, oddzielony od codzienności obszar, który oprócz oddalenia dostarczy niewątpliwie ładunku silnych przeżyć. Czy będzie to dla czytelnika miłe doznanie? A może rozedrga go, nie pozostawiając chwili spokoju? I nie będzie miejscem ucieczki. Przekroczmy więc granice wyimaginowanej „strefy", pozwalając się poetycko zaniepokoić.
Liryki poetki są niezwykle ascetyczne. Warstwa językowa jest uboga z wyboru. Nie pojawiają się w niej skomplikowane figury stylistyczne, autorka unika przenośni, wszelkich ozdobników językowych, pozostawiając jedynie proste, wyraziste obrazy poetyckie wykreowane przez minimalną ilość użytych środków. Dzięki przemyślanemu doborowi słów- kluczy w sugestywny sposób szkicuje ramy znaczeń sugerujących głębszy, ukryty przekaz. I choć z pozoru czytelnikowi może się wydawać, że idea wiersza jest jasna, łatwa do odkrycia, tajemnica przesłania odkrywa się dopiero poprzez grę skojarzeń. Tym właśnie jest ten tomik- zabawą w rozwiązywanie poetyckiego szyfru.
W tomiku nie ma praktycznie liryki bezpośredniej. Podmiot ukrywa się za granicą poetyckiego obrazu, niespiesznie odkrywając przed nami poszczególne odsłony „strefy". Zabiera nas w podróż, w jej kolejne etapy. Bo taki kształt poetyckie wyznanie przybrało- wędrówki po miejscach, które znamy, o których marzymy i do których często, nie zdając sobie z tego sprawy, tęsknimy, a które wreszcie są na wyciągnięcie ręki.
Świat poznajemy nie z perspektywy lirycznego ja, tylko z punktu widzenia wszechogarniającej człowieka natury. Dotykamy roślinności różnych kontynentów, patrzymy na świat oczami zwierząt i odczytujemy prezentowane przez nie emocje - nasze emocje. Człowiek i jego naturalna sfera w wizji poetki nie występuje, a jeśli już, to zepchnięta na bardzo daleki margines. Brak cywilizacji, ucieczka od chaosu i hałasu. Minimalizm granic kierujący subtelnie człowieka ku naturalnemu bogactwu wartości.
Nieprzypadkowo tomik rozpoczyna się wierszem „Wyzwolenie". Czy stan zniewolenia dotychczasowością był tak wieki, że trzeba się było z niego uwolnić, uciec od świata, wkroczyć w niepewność i kruchość „strefy niepokoju"? To właśnie radzi poetka. Wprowadza nas w obszar, podkreślając „dziecięcą" perspektywę, z której będzie obserwować, oceniać i komentować („wlokłam za sobą/ strach/ i szmacianą lalkę/ dopalały się zgliszcza"). Dziecko jest wrażliwe, pełne leków, przestraszone przeszłością, która pozostawia na nim niezniszczalne piętno. Kroczy ku „wyzwoleniu" bez oglądania się wstecz. Czasami w kolejnych lirykach pojawiają się echa przeszłości, strach, smutek, żal, ale od momentu wkroczenia do „strefy" czas miniony przestaje grać główną rolę. Liczy się tu i teraz, to, co „wyzwolony", uwolniony podmiot odnajduje w nowym wymiarze, co dostrzega wokół siebie i co zaczyna rozumieć.
„Strefa niepokoju" bynajmniej nie jest kolejną odnalezioną arkadią. Nie jest miejscem idealnym, uwolnionym od „straszydeł" prawdziwego życia. Te jednak koegzystują z pięknem natury w sposób niezwykle harmonijny. Nie ma życia bez śmierci. Nie ma spokoju bez strachu. Nie ma radości bez smutku. Wiedza o takim dualizmie świata jest z jednej strony smutna, napawająca goryczą, a z drugiej pozwala na akceptację naturalnego porządku natury.
W wizji artystki jest to świat pełen zadziwiających odsłon w zależności od miejsca, do którego wędrujemy: afrykańska plaża, indyjski rynek, śnieżna Arktyka. Nakreślone ascetycznymi środkami subtelne obrazy wprowadzają przebłyski zaskakujących przemyśleń, refleksy prostych prawd i człowieku i jego egzystencji. Ta szkicowość w sposobie portretowania świata na pierwszy rzut oka usypia uwagę czytelnika, jednak już po chwili pojawia się pewien rodzaj niepokoju, nakazujący powrót do wiersza, rozsmakowanie się w nim, aby odkryć zaszyfrowaną refleksję.
Poetycki przewodnik towarzyszy odbiorcy, który zaczyna rozumieć, że wszystko wokół nas powinno być poddane zasadom konieczności przeznaczenia („podąża słońce do swojej kryjówki"). Dowiaduje się, że tęsknota za czymś nieokreślonym, przeczuwanie tego niejasnego, niepokój oczekiwania jest czymś zupełnie naturalnym i normalnym („tęsknię jak muszla za morzem"). Rodzi się w nim przeczucie, że ludzka egzystencja jest przebogata, pełna różnorodności, zmienności, radości życia, ale zmierza nieuchronnie do śmierci. I to jest prawdziwe, naturalne i właściwe („ławica ryb ku swojej śmierci płynie").
Wiersze są zakodowaną wiadomością. Odczytanie jej powoduje, że życie staje się czytelne, ukryte treści odsłaniają się przed oczami czytelnika pod warunkiem, że pamięta on o prostej prawdzie - człowiek jest istotą silną i jednocześnie przeraźliwie chwiejną. Dlatego potrzebuje drogowskazów.
To właśnie jest adresat wierszy M.D. Betto. Ktoś, komu trzeba uświadomić, że jego gniew na świat nie powinien go deprymować, bo tkwi w jego naturze („pozostał w trawie ślad pięści goryla"). Komu należy przypomnieć, że nie powinien pielęgnować w sobie niepotrzebnych złudzeń. Jego przeznaczenie to wypełnić określone zadanie i być przy tym osamotnionym. To nie kara, to konieczność („polujesz samotnie uważny bądź"). I że tak naprawdę w całej zabawie w egzystencję najważniejsze jest dostrzeżenie tego, że jesteśmy tylko dodatkiem. Bo określenia: więcej, barwniej, maksymalniej, pasują do świata natury, a człowiek jest jedynie tłem („ich śladem niespiesznie idzie człowiek"). No i najtrudniejsza nauka do przyjęcia - wszystko przemija, a przede wszystkim człowiek („zaplątałam się w latach jak w sieci").
Wiersze udowadniają, że nawet o trudnych sprawach, śmierci, strachu można mówić bez wzniosłości, prostym językiem. Nie dlatego, że odbiorca, do którego swoje słowa kieruje, jest niewyrafinowany, że być może nie zrozumiałby przesłania. Ta świadoma asceza jest sposobem na przekazanie mądrości. Wyciszenie emocji, obserwowanie tego, co istnieje obok, odejście od skomplikowanego pojmowania świata, zatrzymanie labiryntu myśl pozwoli dostrzec, co rzeczywiście jest, co naprawdę człowiekowi dano. Musi tylko uwolnić się od pułapek, w które sam się zamyka („powtarzamy te same słowa jak wysłużony kołowrotek").
Nie można uciec od wrażenia, że wiersze z tomu „Strefa niepokoju" wydają się być jedynie „cieniem węża", który na piasku pozostawia delikatny ślad. Rzeczywistość szybko sobie z nim radzi, wiatr błyskawicznie go zaciera. Ale ileż harmonii i delikatności we wspomnieniu tego, kto naznaczył oblicze świata tylko na moment. Dla tego wspomnienia warto choć na chwilę stać się wielbicielem malarza piasku.
Maria Danuta Betto: Strefa niepokoju, Bydgoszcz 2012, Instytut Wydawniczy „Świadectwo", ss.72