Nigdy nie dowiemy się już, jak autor „Tanga" skomentowałby następującą informację prasową: „Znane są już szczegóły zaplanowanego na 17 września pogrzebu Sławomira Mrożka./ O godzinie 10 urna z prochami zmarłego zostanie wystawiona w krakowskim Barbakanie. Tam wszyscy będą mogli pożegnać pisarza i wpisać się do księgi kondolencyjnej. O godzinie 12: 30 karawan konny przewiezie urnę do kościoła św. Piotra i Pawła przy ulicy Grodzkiej na szlaku królewskim . O godz. 13:00 zostanie rozpoczęte nabożeństwo. Poprowadzi je metropolita , kardynał Stanisław Dziwisz. Będą w nim uczestniczyć krewni, przyjaciele i współpracownicy pisarza oraz władze państwowe i samorządowe. Mieszkańcy otrzymują możliwość śledzenia przebiegu uroczystości na telebimie ustawionym przed świątynią. Urna z prochami pisarza zostanie złożona w Panteonie Narodowym w kryptach kościoła św. Piotra i Pawła. Spoczywa tam też jezuita ks. Piotr Skarga./ Panteon będzie dostępny w godzinę po zakończeniu uroczystości. My również w swych domowych bibliotekach mamy urnę z myślami Sławomira Mrożka. Tą metafizyczną urną są bezsprzecznie trzytomowe „Dzienniki". W nich można ewentualnie znaleźć odpowiedź na pytanie, co sądzi o scenariuszu swego królewskiego pogrzebu.
Bo lubował się Mrożek w wydawaniu sądów i opinii. Dotyczyły one nie tylko wydarzeń politycznych, kulturalnych, ale również osób prywatnych. Po prostu miał odwagę, cechę wybitnych twórców. Nie oszczędzał w sądzeniu również samego siebie. Na przykład w lipcu 1963 roku wyznał:
„Całe moje życie utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem gnojem. Na pytanie relatywisty: gnojem wobec kogo czy czego, nie umiem precyzyjnie odpowiedzieć. Pewność jest raczej intuicyjna. Ponieważ razem z całą epoką wkroczyłem w uznawanie intuicji raczej niż rozsądku, więc moje przekonanie niestety się liczy.
Kto wie zresztą, czy raczej nie jestem niczym niż gnojem. Znoszenie się wzajemnie wszystkiego we mnie jest w sumie całkowite. Proces tego znoszenia mógłby znaleźć użytek w pisaniu, które zostałoby jedynym czymś z tego niczego, gdyby nie fakt, że nie mam ani dostatecznego talentu, ani sił. Zdaje się, że powiedziałem wszystko. Teraz zamilczę ponuro."
Mrożek nie miał litości dla siebie, obsypując się przesadnie autopretensjami. Bezlitosny był także wobec ojca szklanych domów, pisząc o Stefanie Żeromskim, że w dalszym ciągu uważa go za matoła/ 16 kwietnia 1964/.
Mylił się Mrożek, gdy w 1969 roku wieszczył sobie, że „może już nigdy nie wróci do Polski."
Wrócił.
Wrócił w chwale!
Zostawił niezrealizowany pomysł: „ A jakby tak napisać operę o zdziecinnieniu…"/ więcej szczegółów na ten interesujący temat w Dzienniku z lutego 1964 roku.
Sławomir Mrożek „Dziennik", tom1- Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010. s. 734
- Emil Biela
- "Akant" 2013, nr 11
Emil Biela - O Mrożku
0
0