pierwsze zdjęcie, które wykonuje się stojąc na nasypie,
wysokie kominy i chmury (moja władza przypomina tę rozpacz).
to samo dzieje się, kiedy gasić światło w nocy,
to zapamiętywanie się miejsca,
jutra. onieśmielenia z jakim otępiają spacery.
a potem przychodzi kolejne,
sakrament brzydoty, kiedy siądziesz okrakiem, albo kucniesz przy pawilonie.
i lśnienie, drażniąca obojętność niedzielnych swobód.
i nie chronię się przed tym, nie uciekam od spojrzeń rowerzystów,
chcę coś mieć z zaciszności, którą wiodą.
to po nich przychodzi słodycz wieczorów, bujne przydroże.
wpatrzenie w uchylone drzwi lokali małej gastronomi
(twoje, nauczycielskie obowiązki, by być na miejscu.)