modlę się
moje usta wiszą w próżni
gdy chcę wypowiedzieć twoje imię
blask zza okna poszum wiatru
nucąca noc częstuje gwiazdami
poświatą księżyca
w chłodną północ
błądzę po czarnej tafli
daremnie łapiąc ustami twój zapach
słodka woń umknęła ponad bloki
nie wpatrując się donikąd
pocałuję cię – myślę za dnia
nie nadchodzisz
nie szczyp się
milczy obok cisza
nocą księżyc znów ucałuje twoje usta
gwiazdy będą patrzeć
jak zdradzasz
***
moje imię jest ciszą
szeptem
drzwi zamkniętych
schodzę
na papierze w dół
po bezsłowach
moje dłonie
to puzzle
wtopione we włosy
marzną