Skradłem sobie życie
Moja słodka jasności świetlista
Podejdź unieś wychudzoną rękę
W lustrzanych mirażach
Jesteś lustro przed lustrem za i w poprzek
Wymiary srebrzą się a włosy jak mlecze i mak
Wieczność bluszczowa panno
Twoje piersi jak mandarynki poprzez
Letni promień szmaragdowych szkieł
Dech który łapię rwie się do żył
Pod niebem święta rana jest pryzmatowy gaj
I do ust usta rwą
W ustach moich tętni śmierć