to cud otwieranych na oścież okien
na przeszłość przyszłość teraźniejszość
w wiosenny poranek sierpniowy wieczór
gdy mnóstwo spadających gwiazd
znajdujesz w wyszczerbionych nikłym przeczuciem
filiżankach
radosny ścieg czasu
biegnie przed siebie na wyspę
przebiśniegów gdzie odnajduje sens
co właśnie się skończył i zaczął
milczeniem snów nieba powietrza
przestrzeni zarysowuje kontury szczęścia
przeznaczenia na brzegach rzeki życia
gdyby nie nadzieja
zawaliłby się świat
a niebo spadło na głowę
mówiła matka idąc do katedry
i nad Wisłę w chustce w kolorze maków
z Zakrzewa
ja otwieram na oścież okna
wydostaje się przez nie podchodząc w chwilę potem schodami
do chmur i mgieł co toną w półmroku
cichej modlitwy sprzed lat