Idzie o deszcz który zmoczył najbardziej buntownicze kości
B. Péret
Twarde ziemia, czarna rola
wiatr na wierzbach i w topolach
Głodne nasze ziemskie sprawy
Czas jak sito, wciąż dziurawy;
Jego ślepe oczy (patrząc)
każde mgnienie–tchnienie znaczą
Barwą cierpką, ostrym pismem
znającym języki wszystkie
Obcość pojęć, gniew żywiołów
cieni nadrealny połów;
Tworzą mapę w tle kosmicznym
rytm pełen sprzeczności, licznych
Bo wiążących senną prozę
Z wędrówką za Wielkim Wozem
(wybacz nocy, że toniemy
wybacz światło, że gnijmy)
Mało–wierni w nie–miłości
dzieci instynktów najprostszych;
Połączeni linią, mało zborną
znawcy życia, o wymiarach porno
Truciciele własnego poznanie
nagrodzeni (i spuszczani w kanał)
Tak wytrwali, że milczą wymownie
wzięci w nawias, a więc we dwa ognie
2007