Lustro to stworzenie bardzo towarzyskie
Wchodzę do łazienki – ono na mnie czeka
Przygląda się mej twarzy
I wygładza zmarszczki
Naciąga kąciki ust do uśmiechu
Po chwili jest w pokoju z filiżanką kawy
Z książką w dłoni jak tarczą
Która ma mnie chronić
Przed światem zza okna
Na chwilę odległym
Pragnę wyjść – ono już jest w przedpokoju
Z parasolką i płaszczem wyciągniętym z szafy
I z tą wieczną obawą
Że mogę nie wrócić
Samotność luster liczy się podwójnie
Potrafią jak pies czekać
By ci drzwi otworzyć
Wilgoć im w kącikach narasta gdy płaczą
Lustra w pustych mieszkaniach
Szarzeją jak ludzie