Polemiki
Od dłuższego czasu nurtują mnie sprawy dotyczące literatury - prozy i poezji w aspekcie roli jaką spełniają, spełniają i powinny spełniać w procesie wychowania.
Nie jestem ani literaturoznawcą, ani krytykiem literackim, których gdzie nie spojrzeć - pełno jak lekarzy. Każdy z nich chwyta się na recenzję, która często recenzją nie jest. Odnoszę wrażenie, że niektórzy piszą tylko po zapoznaniu się ze spisem.
Asumptem do podzielenia się poniższymi uwagami stał się tytuł tekstu Andrzeja S. Dyszaka „Pisać poetycko, ale prosto i zrozumiale” („Akant” nr 6/2017). Właśnie, poetycko - winno oznaczać zrozumiale.
Język zrozumiały (a nie prosty) też może być poetycki, skłaniający do refleksji, zawierać głębię treści. Jestem za umiarkowanym stosowaniem wyszukanych metafor, którymi za wszelką cenę piszący wiersze chcą nafaszerować swe utwory, by były wartościowsze. Często krytyczne uwagi, dotyczące utworu wierszowanego, spotykają się z obronnymi słowami, „bo to nie jest wiersz, tylko proza poetycka”. Gdzie leży zatem granica między poezją a takim pośrednim podgatunkiem prozy czy poezji?
Wychodzę z założenia, że lepiej unikać przegadania. Lepiej przemilczeć, niż powiedzieć o jedno słowo za dużo. Odnosi się to do utworu, bo nie wiersza Zdzisława Opałki, wyróżnionego I nagrodą w XV Agonie Poetyckim o Wieniec Akantu (nr 3, 2015, s. 21). Poezją nie można też nazwać miniaturek Grażyny Wojcieszko, z których jedna ukazała się powtórnie w nr 6/2017 „Akantu”.
Czym jest uzasadniane, takie wyróżnienie? Konia z rzędem, kto wyjaśni, na czym polega poetyczność tych prac! Podobnie było z omówieniem autorstwa Izabeli Zubko, również powtórnie wydrukowanym. Wszyscy, którym na spotkaniach osób piszących czytałem „maluchy” pani Grażyny, nie mogli - zdziwieni - nazwać tego poezją.
Nie jestem odosobniony. Potwierdza to moje przekonanie o potrzebie merytorycznej dyskusji, wyprostowania spojrzeń i uzdrowienia oraz uporządkowania spraw zasadniczych. Wiadomo przecież, że kto ma kasę, ten wszystko co wyjdzie mu spod pióra ogłasza, czyli wydaje kolejny tomik. Nie ma wtedy doboru i wyboru. Gdy zapytałem kiedyś autora dumnego z wydania tomiku, czy zawartą w nim twórczość ocenił jakiś krytyk, to usłyszałem: „A po co mi krytyk, ja decyduję, bo to moje wiersze”.
Nic dodać nic ująć.