Oto jest studium szczegółu rzeczy, którego istotę dostrzegłem po raz pierwszy, uczęszczając do grupy tak zwanych Starszaków w jednym z warszawskich przedszkoli.
I ja również jak inne dzieci używałem tej rzeczy, nie rozumiejąc początkowo jej, co do istoty. Lecz nie o tym tu chciałem mówić, gdyż nie jest to studium dotyczące wyłącznie istoty, ale właśnie rzeczy i to rzeczy nad wyraz prostej. Rzecz w tym, by biorąc się do rzeczy tak prostej i to w dodatku delikatnej natury, już od samego początku, wątku nie zepsuć.
Widywalem ją już wcześniej i to niejednokrotnie, ale jakoś nie zwracałem na nią szczególniejszej uwagi. Może dlatego, że była to rzecz pospolita i powszechnego użytku, rzec można, najzwyklejsza w świecie rzeczy. Przedmiot materialny nad wyraz banalny i tani, trudno by go bylo zaliczyć do cennego dobytku, czy mienia a jeśli do bagażu, to samą w sobie wagi nadzwyczaj lekkiej.
Zwykła znajomość rzeczy, jako takiej, była prawdę mówiąc powszednia i być może dlatego pobieżna. Rzecz ludzka i publiczna, dobro ogółu i choć niejadalna to mogąca budzić apetyt. Jako rzecz używana na ogół nie do przyjęcia, bo zbyt osobista i nazbyt własna.
Nikt znający się na rzeczy, nie mógłby powiedzieć:”- Nie twoja rzecz” - gdyż właśnie w tamtych czasach przedszkolnych była to rzecz codzienna. Zwyczajna a niezwyczajna, zwykła a niezwykła, od pewnego czasu bardzo mnie zajmująca – ciekawa rzecz.
Gdy wzięło się ją do ręki, łatwo było rozpoznać jak się rzecz ma, lub mówiąc w liczbie mnogiej, jak się rzeczy mają, ale już powiedzenie – jak one stoją, zaprowadzało w nader podejrzane i wątpliwe obszary rzeczy.Tak jak i to, (co jako spostrzegawczemu Starszakowi nie mogło ujść dłużej mojej uwagi i była to rzecz naturalna), że rzecz była z natury rzeczy – parzysta. I choć, par excellence, nie biorąca udziału w różnych formach parzenia się, to jednak do nich dwuznacznie wiodąca.
Dlatego, że nic z tych rzeczy, nie mogło – ujść długo chłopięcej uwagi, któregoś dnia zauważyłem w tej rzeczy pewną różnicę, porównując ją z moimi podobnymi rzeczami.
Była to zdawałoby się niewielka różnica i jako rzecz dodana, w istocie rzeczy bardzo trafna, prosta i ujmująca, ale gdy spojrzeć wnikliwiej, istotnie zmieniająca jej postać – było to, jakby to powiedzieć, jej sedno – sedno rzeczy.
Zapytałem mamusi, co to jest? Odpowiedziała, że to jest szew, że to pończochy ze szwem.
Było to bardzo trudne słowo, dlatego pomyliłem się, próbując doprecyzować: “Pończochy ze wszem?” - wtedy wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Ja jednak bylem już wówczas w innym niebie – nagle olśniony, jakby podszeptem sukkuba, prawdziwą istotnością tego szczegółu rzeczy – celowością tego szwu, która nagle mi się objawiła.
Była to rzecz, zmieniająca postać rzeczy, prawdziwy jej środek wiodący i siła, i siłą rzeczy był to jej argument nie do odrzucenia i dowód rzeczowy – ten szew pośrodku. I była to rzecz wielka.
Rzecz w tym, że nie zawsze była po środku, a wtedy czyniła nogi pań, krzywymi. Nie dało się na to patrzeć.
Ale gdy na zgrabnej nóżce napotykało się tę rzecz dobrze ułożoną, wiodącą prosto jak strzelił, wtedy widziało się w rzeczy samej, celowość rzeczy, porażającą na odejściu, bardziej niż strzała partyjska.
A już obroty rzeczy potrafiły przyprawić o zawrót głowy.
Byłem mały i posuwając się koleją rzeczy, nazywając ją po imieniu, nie miałem już wątpliwości, że trzeba spojrzeć wyżej. - Nie znałem jeszcze wieszcza i sam musiałem dojrzeć gdzie wzrok nie sięga, przychyliwszy się do poglądu i wnikając dalej. Czułem jak ta linia postępowania zbliżała do rzeczy i posuwając się biegiem rzeczy nabierała blasku, a idąc po linii zainteresowania wiodła ku rzeczom wyższym.
Dotykając sedna argumentu utwierdzałem się w niedającym się ukryć i nagle głęboko ujęty poczułem do czego jest zdolna rzecz, w samej rzeczy tak prosta.
Wiem, wiem, rozmarzyłem się, niebezpiecznie wspinając się od rzeczy, jak na Starszaka.
Wszystkiemu winien ten wesz w samej rzeczy rzecz prosta.