Wiatr przywitał
a słońce odsłoniło to,
co skryło się w mroku
gdy noc odeszła
szukając wczorajszego dnia.
Nad doliną Wisły,
Czantoria ze Stożkiem
na straży wieczności
znieruchomiały w zapatrzeniu
swej formy, nie dociekając
istoty stworzenia,
ciesząc się sobą w radości dnia.
Dopytywały się ciszy,
co przyniesie jutro,
gdy jako panny na wydaniu
szykują się na spotkanie
z oblubieńcem, co ciemnością
i zapomnieniem otuli,
odsłoni wdzięki u poranku,
gdy ptak odśpiewa nastania czas.
Z oddali podpatrzone,
gdzie Gronik
jaskółczym gniazdem Kamiennego,
a czas przemijania w cichości
stąpa po bezkresnym niebie,
bądź płynie łódką z obłokiem
w narkotycznym śnie.
Niewidoczny a odczuwany,
zawieszony między życiem
a śmiercią, uciekając przed tym
co nieuchronne,
nie wiedząc po co i dlaczego,
bieży do celu,
który przeznaczeniem naznaczony,
tajemnicą się zowie.