Adam Michnik, którego poważam, szanuję, darzę estymą, którego z lubością słucham i z którym nie we wszystkim się zgadzam. Adam Michnik – dysydent, którego czas przesunął w stronę pieca i kapci. Adam Michnik głoszący optymizm, od którego tylko krok do filisterstwa. Adam Michnik broniący polskiej demokracji – z inteligenckimi zastrzeżeniami typu: dużo jest jeszcze błędów i usterek – jak starzec broniący ciepłego kąta i miski strawy.
Adam Michnik stojący murem za, jak go komplementuje, wybitnym ministrem spraw zagranicznych, z szyderczym lekceważeniem traktujący zarzuty wobec tego ministra: zarzut konfabulacji i malwersacji, by nie użyć mocniejszego określenia: złodziejstwa. Adam Michnik wynoszący pod niebiosa przezorny koniunkturalizm prezydenta-historyka składającego wieniec pod pomnikiem antysemity Dmowskiego. Adam Michnik – historyk odwołujący się ciągle do tej nauki z pogranicza baśni, nauki, która w istocie nie istnieje. Adam Michnik snujący historyczne porównania, które mają niezbicie dowodzić, że dawniej było źle, a dzisiaj jest dobrze i że wobec tego powinnyśmy być, na przekór biedzie i emigracji, szczęśliwi. Adam Michnik zamknięty w autokracji, tyranii, despotyzmie, proroczo straszący tymi formami zniewolenia. Adam Michnik prezentujący myślenie życzeniowe proroczo wieszczący upadek Putina i zwycięstwo demokracji w Rosji. Adam Michnik zamknięty w przeszłość, do której nie ma powrotu. Adam Michnik zamknięty w historii, która niczego nie uczy (Paul Zumthor; Historia, jak widmo, nie powtarza się). Adam Michnik złorzeczący lekarzom łamiącym przysięgę Hipokratesa w pogoni za mamoną. Adam Michnik nawołujący do mądrego umiaru, do wyrzeczenia się skrajności, do tolerancji. Adam Michnik, którego poważam, szanuję, darzę estymą, którego z lubością słucham (przypomina mi trochę narratora – gawędziarza z „Pamiątek Soplicy”) i z którym nie we wszystkim się zgadzam.