Przed krawędzią kanionu Columbii
na tle błękitu
w ostatnim ruchu mustangi
Z całym zboczem zbliżają się zastygłe
i widzę lepiej –
wstrzymany oddech;
w zmiennych odstępach
wstrzymany pęd
Wszystkie stalowej maści
z nalotem rdzy
jak szpady przybyszów którym uciekły
Wolne
wzbudzają niepokój; są tutaj obcy
a nie ma obecnych –
zbudowanych z gór rzek swojej ziemi
Kim więc był rzeźbiarz –
wciąż wykuwa ich w Crazy Horse
chociaż spoczywa już u podnóża góry.