Mówię – bom smutny –
i sam pełen winy
Juliusz Słowacki
Pada śnieg na twarze
na wiersze nasze dzieci na tomiki
Na mowę – trawę
i wyraz co w literę się waży
Zołzy zawiści zawistki i zajady
polemiki i panegiryki
Na kupione recenzje ukłony
wychodzone wymodlone krytyki
Peleryny pierścienie w turniejach
puchary berła i patyki
Śnieg – i papier trzeszczy
jakby rechotał ktoś pukał się w głowę
albo klepał po plecach
golono – strzyżono sonetów trawniki
i przekłady jeszcze na obce języki
A debiutantka zalotna sprzed lat
- kula papieru rzucona do kosza
wciąż rośnie jak lawina puchnie
zagarnia słowa godziny i dni
W noc z czarnym kłamcy językiem
ogon podwójny zawinięty w literę
jak upiór się śni
Padaj śnieg – jakby ktoś
rękopis daremny biały darł
Na żywo wyrywał lotki
wydzierał i sypał litery
- z kalendarza kartki
Kocha lubi szanuje
pisze milczy żałuje
nie chce nie pamięta żartuje
Śnieg
Ale są może jeszcze puste kartki
gdzieś nowe zęby mądre książki
szkła co widzą ostro i daleko
i słowa – wargi które mówią
Może są jeszcze gdzieś drzwi
które uderzone boleśnie
nie bolą nie pamiętają nie cierpią
Malinowa, IV 2015