(ciąg dalszy z nr 7/2015)
XXVIII
Rano się zbiera rada wojenna
Ważka narada choć nieprzyjemna
Nasz Pan wyłoży plany ataku
Nic nie dyskutuj, tylko przytakuj
Działaj na rozkaz, dodaj otuchy -
Rzeczą do siebie podwodne duchy
Musimy walczyć do upadłego
Ich wymordować co do jednego
Nas kiedyś bili, lżyli, wieszali
Teraz dopiero będą się bali
Padną na widok ludzi bez twarzy
Taka okazja się nam nadarzy.
XXIX
Nasz Pan poucza duchów swą zgraję
Każdemu laskę trotylu daje
Potem dodaje puszkę z kablami
Dołącza książkę wraz z instrukcjami
Jak wszystko złączyć i gdzie przełączyć
By efekt przyszedł – miasto wykończyć
Każdy otrzymał lokalizację
Gdzie ma on przybyć na wielką akcję
Jeden otrzymał fiolkę z trucizną
By zatruć wodę, skończyć z zgnilizną
Niech zginą w gruzach jadem rażeni
My zwyciężymy, nieustraszeni.
XXX
W nocy wyjdziemy z wody, bez twarzy
Chyłkiem pójdziemy wzdłuż naszej plaży
Za Grandem w lewo, prosto na skarpę
Nikt nie pilnuje, miasto otwarte
Stamtąd wzdłuż torów do dworca blisko
Tam dobiegniemy, przygięci nisko
Kryjówki będą na nas czekały
Przyjdzie nam siedzieć poranek cały
A gdy rozpocznie się piekło wojny
Każdy z nas w sposób cichy, spokojny
Dojdzie do miejsca wyznaczonego,
By zburzyć Sopot ze swoim ego.
XXXI
Dziarscy żołnierze się rozgrzewają
Dowódcy czołgów kawę spijają
Salwy rechotów po obu stronach
Ot, atmosfera jak na salonach
Tłumy sopocian w szpalerze stoją
Zaciekawieni, nic się nie boją.
Nagle zagrzmiało, czołgi ruszyły
Aż krzaki, drzewa się obruszyły
Niby Sowieci niby strzelają
A niby Niemcy trupem padają
Dworzec zdobyty! – krzyknął starszyna
Taniec wolności się rozpoczyna.
XXXII
Nasi zuchowie nie wierzą oczom
Toż to zabawa, co oni poczną
Wyjdą z kryjówek – są otoczeni
Na swego Pana wręcz rozwścieczeni
Ten zaś z wigorem krzyczy do braci:
- Zwijamy żagle moi kamraci
Ktoś mnie tu zdradził, pora uciekać
Będziemy później prawdy dociekać.
XXXIII
Ludzie bez twarzy są okrążeni
Cali stępiali i przerażeni
Wyjdą, to wpadną w sopocian ręce
Żywota koniec poniosą w męce.
Nasz Pan zwołuje szybką naradę.
Dowódcą jestem daję wam radę:
Musimy czmychnąć razem w komplecie
Wtedy lud łatwo nas nie wymiecie
Biegniemy naprzód z miną bojową
Przez Plac Przyjaciół w prawo Parkową
A potem w lewo w Poniatowskiego
By być u wyjścia dwa – dziewiątego.
XXXIV
Na gwizdek Pana duchy wskoczyły
Na plac czołgowy, coś zatańczyły
By lud sopocki hipnotyzować
Miłość, oddanie wręcz pozorować…
I rzeczywiście Sopot oniemiał
Ludzie bez twarzy? Kto by tak mniemał
Boży porządek jest wszystkim znany
Nie przewiduje lic nam nieznanych
Istot tajemnych, zupełnie innych
O co tu chodzi? Kto tu jest winny?
Wytępić! Gonić! Tłum wykrzykuje
Im na pohybel! To jakieś szuje!
XXXV
Duchy stanęły w zwartym szeregu
Przygotowane są już do biegu
Wskoczyć do głębin to ich marzenie
Pokonać słabość i rąk swych drżenie.
Tłumów pogróżki ich zniewalają
Jedni, co słabsi, już rozpaczają
Drudzy – silniejsi – sił dodawają
Gestykulują, coś rozmawiają
Trzymać się razem, w bok nie uciekać
Zaraz zaczniemy, trzeba poczekać
A lud tymczasem zbroi się wielce
W maczety, pałki, kije, widelce.
XXXVI
Na hasło Pana: – Dalej na morze
Ruszyli pędem każdy jak może
Tłum przerażony najpierw ustąpił
Potem zrozumiał, że źle postąpił
Zaczęto pogoń na Monte Cassino
Tam niegdyś żołnierz odwagą słynął
Upór, brawura spowodowała,
Że wolność Włochy wnet przywitała.
Mamy być gorsi od ojców dzielnych?
Wyzwólmy miasto od duchów miernych!
Obrońmy Sopot! Precz z najeźdźcami!
Prawda zwycięży! Do boju z nami!
c.d.n.