Publikacje

Michał Krzemkowski - Na parafii w Drui - odc. 8

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Sama świątynia jest jednowieżową, trójnawową bazyliką, po przebudowie w 1897 r. z wyraźnym piętnem stylu neogotyckiego. Stoi u podnóża góry Zamkowej i nawiązuje do stojących tu wcześniej: wybudowanego przez wspomnianego wojewodę Monwida kościoła z 1423 r., który także strawił ogień oraz kościoła ufundowanego w 1504 r. przez króla Aleksandra Jagiellończyka.


Kościół współczesny został wzniesiony z kamienia polnego, a po przebudowie jego nowe elementy wykonano z czerwonej cegły. Ściany wybudowano techniką rodzynkową, co nadaje świątyni szczególny urok. Z małych kamyków ułożone są ozdobne kompozycje geometryczne, głównie motywy słońca i kwiatów o promieniście ułożonych płatkach. Tę technikę spotyka się dość często na Brasławszczyźnie w dekoracjach nie tylko kościołów, ale także młynów wodnych i folwarków.

Wnętrze kościoła jest dobrze oświetlone przez duże witrażowe okna. Nawy boczne od głównej oddzielają kwadratowe filary. Najważniejszymi elementami dekoracyjnymi są ołtarze boczne, ambona przytwierdzona do jednego z filarów i umieszczona w świetle okrągłego górnego okna prezbiterium gloria promienista oraz wykonane z artystycznym rozmachem drewniane, trójsegmentowe konfesjonały.

Zanoszę przed oblicze Matki Bożej Brasławskiej szczególną prośbę, byśmy mogli poznać jak najwięcej brasławskich jezior.

Wracamy do Drui wspaniałą trasą, zaczynając od jeziora Nowjaty, później przecinając jezioro Drujkę w jego zwężonej części. Przejeżdżamy przez wieś Monastyr, noszącą nazwę od monastyru, położonego na wyspie jeziora Nieśpisz, które mamy teraz przez dobre dwa kilometry po swojej lewej stronie. Stefan jedzie bardzo powoli. W oddali widzimy ową wyspę, nazywającą się obecnie „Klasztor”, bez śladu dawnych zabudowań sakralnych, której regularną, owalną sylwetkę dekorują dziś jedynie kępki sosen i przybrzeżny pierścień trzcin.

Na dziwaczną, ażurową strukturę jeziora Nieśpisz składa się niezliczona ilość zatoczek, półwyspów, cypli oraz wysp, których jest na pewno kilkanaście.

Kolejne wielkie jezioro - Niedrawa - towarzyszy nam przez następne minuty tej wspaniałej wycieczki po jeziornej krainie. Ukazuje nam się na otwartej przestrzeni łąk i bagien, znika w gęstwinach lasu. Niewielki odcinek lądowy i tafla kolejnego jeziora – Pociech, które poznaliśmy przedwczoraj od północnej strony, w Słobódce. Teraz mamy pojawiający się i niknący za drzewami jego widok od strony wschodniej.

Dojeżdżamy do Słobódki, dalej już znaną nam drogą przez Drujsk, do Drui.

Wsiadaliśmy do samochodu przy kościele, wysiadamy przy kościele. W naszym dziś…sprzątanie. Wchodzimy do środka, a tam baby kościelne myją właśnie posadzkę. Są dwie, wychudzone od starości, głowy owinięte mają w chusty. Wyglądają jak wyschnięte jabłka, skóra obleka czaszki, jakby nie było już żadnych mięśni twarzy. Staruchy, jak z jakiejś baśni, nie zwracają na nas najmniejszej uwagi. Obce dla świata, niezdolne już niczym go zachwycić, każdym swym ruchem oddane pracy ku chwale Boga, już jakby w przedsionku Jego królestwa.

W klasztornych „pieleszach” wita nas znacznie od nich młodsza, promieniejąca jeszcze słońcem, niziutka i ruchliwa, nieco korpulentna pani Longina. Stefan swoim zwyczajem zagaduje nonszalancko:

- Co pani taka mała? Nie urosła pani?

Na co ona dowcipnie odpowiada:

- No, nie padało, to i nie urosła…

- Haha…- śmieje się Stefan

Ona kontynuuje, jakby chwyciła temat:

- U nas był taki ksiądz Tadeusz. Wysokij. Wsie jego pytali, paczemu on taki wysokij, a on odpowiadał: „Co Bóg dawał, ja wszystko brał”.

Pani Longina jest naszą opiekunką. Cokolwiek dostajemy do jedzenia, cokolwiek do wypicia, jakikolwiek by nie był w naszych izbach ład – to jej zasługa; czegokolwiek nie dowiemy się o życiu codziennym braci zakonnej, mieszkańcach wsi, historii najnowszej Drui - to od niej. Często towarzyszy nam przy posiłkach, umilając chwile swym kresowym zaśpiewem polszczyzny z dużym udziałem rosyjskich naleciałości. Ale mówi po polsku i związana jest duchowo z Polską, co na Białorusi jest wśród Polonii rzadkością. Większość naszych rodaków, pozostawionych po wojnie samym sobie, mówi już wyłącznie po rosyjsku. Białoruskiego tym bardziej nie znają. Ona jednak zna i o to często
„ na spytki” w czasie posiłków bierze ją Stefan.

Tego wieczora pani Longina wraca do domu, ale już o poranku wyprawia nas w kolejną wyprawę, racząc przy śniadaniu, niczym że innym, jak…kurką.

 

        

 

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.