W zbiorze tym najbardziej ujmuje pasja i narracja pierwszoosobowa, dzięki czemu czytelnik odnosi wrażenie jakby z autorami przemierzał leśno-bagniste tereny Łotwy i zaglądał do wschodniej Estonii, a konkretnie do Dorpatu. Przyjazny jest też język, jakby przewodnika turystycznego, opowiadającego w prostych codziennych słowach o zawiłościach historyczno-politycznych, nie wystrzegając się soczystych epitetów oraz ryzykownych, acz efektownych porównań i skojarzeń. Narracja cicerone nastawiona jest bowiem na wywoływanie zaciekawienia, a nawet zaszokowania, bowiem turysta koniecznie chce coś przeżyć, choćby w wyobraźni.
Zbiór zapisków podróżniczych Kresy Północy. Wyprawa do Polskich Inflant Sławomira Kopera i Tomasza Stańczyka na swój sposób nawiązuje do opowieści podróżniczych Arkadego Fiedlera, choć nie ma w nim – jak u autora Ryby śpiewają w Ukajali – zacięcia literackiego (głównie w opisach), a raczej bliższy jest on dziennikarstwu, łącząc w sobie poetykę reportażu i eseju, choć nie erudycyjnego. Cechą tego pisarstwa jest powtarzanie i rozbudowywanie ciekawostek wyczytanych w bedekerach, a nie w opracowaniach naukowych. Stąd pewna liczba niedokładności, powierzchownych wniosków, a nawet błędów. Już sam tytuł jest nieadekwatny do treści, bowiem treść poszczególnych utworów nie ogranicza się do Łatgalii, czyli Inflant Polskich, lecz obejmuje także Kurlandię, która była na tyle polska (jedno z haseł reklamowych na okładce książki brzmi Requiem dla polskiej Kurlandii), na ile lenno może posiadać cechy państwa zwierzchnika-opiekuna. A mimo wszystko Kurlandia powoli zbliżała się do Rzeczypospolitej, choćby w sferze prawa i administracji. Gdyby nie III rozbiór Rzeczypospolitej w 1795 roku, choć Kurlandia praktycznie już wcześniej została uzależniona od Rosji, to kto wie, czy jej polskie cechy nie rozwinęłyby się bardziej. I to nie tylko poprzez powoływanie się wielu Polaków, w tym Zofii Komedowej, na kurlandzkie parantele. Był to kraj egzotyczny, ale bliski zarazem.
„Polskość” omawianego zbioru jest bardzo wyrazista, a nawet nieco szowinistyczna, co może trochę dziwić zważywszy na przedmiot opisu, czyli tygiel narodowościowo-kulturowo-wyznaniowy jakim są szeroko pojęte Inflanty. A w takim tyglu trzeba raczej być wielkodusznie wyrozumiałym i starać się rozważyć racje różnych stron, a nie autorytarnego przywódcę międzywojennej Litwy – prezydenta Antanasa Smetonę – przezywać „polakożercą” (s. 317). Owo „polskie nachylenie” zakrawa czasem o przesadę, choćby wspomnieć przydługawą opowieść o carycy Katarzynie I, żonie cara Piotra I, która jako Marta Skowrońska „była córką polskiego chłopa lub bardzo zubożałego szlachcica, który przeniósł się lub uciekł z Litwy do Kurlandii” (s. 311). Ta „polskość” owej markietanki, praczki czy nawet prostytutki nie miała wielkiego wpływu na jej losy, nie mówiąc już o losach Rosji. Bardziej trzeźwo opisuje jej dzieje Aleksy Tołstoj w powieści Piotr Pierwszy.
Reportaże podróżnicze są pełne emocji, a wśród nich zachwytów. Zachwycam się więc i ja nazwaniem figuralnej fontanny na rynku w Dorpacie „najpiękniejszym pomnikiem świata”. Wprawdzie to nie pomnik – bo niczego nie upamiętnia – tylko rzeźba plenerowa, ale rzeczywiście jest niezwykłej urody. I to realistycznej. Sylwetka całującej się pary wywołuje dreszcz bez mała erotyczny. Ta jej pupa, to jej uniesienie nogi, ten jego żelazny uścisk…
Wyraźną cechą utworów S. Kopera i T. Stańczyka jest styl gawędy z długimi dygresjami, najczęściej dotyczącymi perypetii różnych znanych osób. Nijak do Inflant, z wyjątkiem pięcioletniego przymusowego pobytu w Mitawie Romana Dmowskiego, ma się anegdota o rywalizacji tegoż z Józefem Piłsudskim o rękę Marii z Koplewskich Juszkiewiczowej (s. 319-320). Anegdota kończy się ryzykownym i historycznie nieudowodnionym stwierdzeniem: „Pan Roman nigdy nie zapomniał swojemu rywalowi, że kilka lat po ślubie porzucił małżonkę dla dużo młodszej Aleksandry Szczerbińskiej – sam do końca życia pozostał kawalerem” (s. 320).
Chociaż w omawianym zbiorze więcej jest takich ryzykownych szarż, to jednak nie umniejszają one popularyzatorskich walorów, a wręcz przeciwnie – są nimi. Nie będę więc, ze względu na równą autorom moją przychylność Inflantom, punktować niedoskonałości, przekłamań i błędów, a jest ich nieco. Gdy coś jest ważne, to wszystko inne staje się mało ważne.
Sławomir Koper, Tomasz Stańczyk, Kresy Północy. Wyprawa do Polskich Inflant, Warszawa 2022, Wydawnictwo Fronda, ss. 430.