Fenomen Inflant Polskich (województwo inflanckie, Księstwo Inflanckie) to nie tylko mityczne ich postrzeganie jako symbolu potęgi Rzeczypospolitej oraz centralne elity tejże, ale polskość już nie kresowa tylko z rubieży. Kresy (Litwa, Białoruś, Ukraina) jakoś tam współbrzmiały z centrum, choć wyraźnie się różniły, i różnice te obie strony chciały zacierać, ale rubież była już inna, egzotyczna.
Różnice inflanckie, to przede wszystkim wielonarodowość, wielokulturowość i wieloreligijność. To wpływ na sytuację wewnętrzną silnych sąsiadów. W wydanej przez sejmik inflancki instrukcji na sejm delegacyjny lat 1767-1768 polecono posłom inflanckim, aby zabiegali o „utrzymanie wiary świętej katolickiej rzymskiej”, ale równocześnie zalecano im, aby uszanowali dysydentów wspieranych przez „potencje sąsiedzkie”, czyli Rosję, Szwecję, ale też bardziej odlegle, choć politycznie i kulturowo cały czas wiążące się z Inflantami, księstwa niemieckie, głównie Prusy. Dysydenci to oczywiście prawosławni i protestanci. Religia w owym czasie, także poprzez instytucje kościelne, była istotnym czynnikiem realizacji interesów politycznych owych potencji czyli państw sąsiednich. Religia sprzyjała zachowaniu tożsamości narodowo-kulturowej, a tym samym pobudzała do wierności władcy, którzy tę tożsamość chronił i podsycał. Choć w krajach Zachodu jest to dziś zależność szczątkowa, gdyż religię zepchnięto w obszar prywatności i indywidualizmów, to jednak w Rosji, co udowodniła aktualna wojna z Ukrainą, Cerkiew jest de facto jednym z urzędów państwowych. Inna rzecz, że rosyjskie prawosławie, realizuje się dziś w religijności kulturowej (rytuały i tradycje) a nie duchowo-eklezjalnej (fenomen niewierzącego prawosławnego.)
Efektem owych skrzyżowań na inflanckiej rubieży była specyficzna polszczyzna jako język urzędowy, pełna wyraźnych naleciałości nie tylko z łaciny, co występowało też w języku urzędowym centrum, ale z niemieckiego, rosyjskiego i nie skodyfikowanego jeszcze łotewskiego jako mówionego języka ludu. Wskazali na to Bogusław Dybaś i Paweł Jezierski, opracowując akta dyneburskie z lat 1764-1775 (Toruń 2018). Podkreślili też funkcjonującą w historiografii opinię, że po 1772 roku, czyli pierwszym rozbiorze, spora część prowincjonalnej szlachty z Inflant Polskich nie zauważyła zmiany suwerena, a zwróciły jej na to uwagę jedynie zwiększone podatki. Magnateria, wywodząca się ze spolszczonych rodów o pochodzeniu niemieckim (Borchowie, Hylzenowie, Platerowie) doświadczyła konfiskaty części dóbr przez władze rosyjskie oraz utratę królewszczyzn, przejętych przez skarb carski. Rodziny średnioszlacheckie, także wywodzące się z centrum Rzeczypospolitej, przejawiały pełną lojalność wobec nowych władz. Probierzem tej lojalności było złożenie przysięgi na wierność Katarzynie II.
Jak widać, historia nie jest czarnobiała a przynależność narodowa stała i jasna.
Widoczne jest to szczególnie na rubieżach wielkich bloków kulturowo-politycznych, choć ostatnio za sprawą globalizacji tych różnych skrzyżowań jest już pełno wszędzie.