„Sferą działania poezji jest, jak wiemy, język, jej energia jest energią słowa, jej konstrukcje intelektualne nie mają nic wspólnego z systemami filozoficznymi.
Stąd prosta droga do definicji poezji wyłącznie jako sfery wyobraźni. Nie przyjmuję jednak tej definicji, gdyż nie wyraża prawdziwej sytuacji i deformuje obraz. Wyobraźnia współuczestniczy w każdym stadium pracy poety, lecz nie jest jego jedyną władzą poznawczą. Więcej: wyobraźnia nie jest twórczynią niezawodną, musi być kontrolowana intelektem, z drugiej jednak strony należałoby zwrócić się do krytyki, która przecież odgrywa poważną rolę w kształtowaniu się drugorzędnej literatury, aby nie podawała nam za płody wyobraźni pomysłów konceptystycznych, to jest opartych całkowicie na koncepcie. Nie można – powtarzam – w y m y ś l a ć ź r ó d e ł. Poezja rodzi się z niepokoju, z nienasycenia, z braku odpowiedzi, z chęci porozumienia się z innymi istotami. Nie ma nic bardziej szkodliwego dla sprawy szerokiego pojmowania poezji niż zamykanie jej w programach, w okresach i odczytywanie zbyt uległe duchowi czasu i kaprysom mody.
Nie ulega kwestii, że w każdej poezji wieków czy nawet dziesięcioleci minionych są rzeczy, które nas dzisiaj nie wzruszają, są miejsca głuche, dźwięki dla nas martwe. Musimy się nauczyć przyjmować, pomimo tych utrudnień w odbiorze, poezję dawną, nie dać się złudzić temu, co podoba się nam w bieżącej chwili, która przecież wkrótce stanie się dawną. Poeci, którzy negują wszystko, co było przed nimi, zdają się zapominać, że tym samym dochodzą do zanegowania samych siebie już w chwili, gdy odcinają nagłymi nożycami całą przeszłość poezji. Poezja bowiem jest w istocie, wbrew czasowi i przestrzeni, jedna – w tym przynajmniej znaczeniu, że źródła jej są te same”.
Bogactwo języka, a więc korzystanie również ze słownictwa archaicznego – rozszerza niejako pojmowanie i docieranie do pełnej struktury znaczeń, a jednocześnie w sposób bardziej precyzyjny określa to, co zaistniało w formie obrazu-znaczenia w myśli, a ta bez wątpienia stanowi początek, jak i koniec wszystkiego, co istnieje w człowieku, jak również i tego, co z człowieka pochodzi, co w człowieku i z człowieka się dzieje. Z tego niezbicie wynika to, iż w ujęciu poetyckim obraz-znaczenie musi podlegać metaforyzacji. Staje się wówczas wewnętrzną istotnością autora, jego wizją rzeczywistości, jego niepowtarzalną chwilą myśli. Podlega więc „jego” systemom filozoficznym, staje się wyrazem determinującym przeżycie-pamięć, co wiąże się z teraźniejszością narzucającą tok narracji podmiotu lirycznego. I to właśnie dopełnia wymagania, jakie stawia sobie autor wobec całej konstrukcji wypowiedzi, dla wyrażenia pełnego zamysłu wiersza.
Nadmierna skrótowość tejże wypowiedzi prowadzi wprost do niedokładności przekazu, wywołuje rozmycie tematu, co w konsekwencji obniża wartość wyrażanego znaczenia nie akcentując go wyraźnie, co prowadzi w konsekwencji do pytania niemal retorycznego: „co autor chciał powiedzieć”. W „Liście do Pizonów” Horacy (Quintus Horatius Flaccus 65 – 8 r. p.n.e.) tak oto twierdził:
„…my poeci dajemy się uwodzić chwalebnym pozorom. Mozolę się nad zwięzłością, a przez to staję się ciemny; w pogoni za gładkością tracę siłę i zapał; kto zapowiedział wzniosłość, popada w nadętość; pełza prozaicznie po ziemi zbyt ostrożny i bojący się burzy. Tak samo ten, który pragnie cudownie urozmaicić jednolity przedmiot, maluje delfiny w lesie, a dzika na falach. Do błędów prowadzi ucieczka przed wadami, jeżeli nią nie kieruje sztuka”.
„Także w łączeniu słów niechaj autor zamierzonego utworu delikatnie i ostrożnie jedno wybiera, drugie odrzuca. Wyborne będzie twe powiedzenie, jeśli znany wyraz przez dowcipne zestawienie z drugim otrzyma nowy blask. Jeżeli zaś przypadkiem musisz koniecznie za pomocą nowych nazw rozjaśnić ukryte własności rzeczy, wolno ci tworzyć wyrazy nie znane fartusznym Cetegom (chodzi o wyrazy nowe – przyp. autora), i ta swoboda, o ile z niej skromnie skorzystasz, będzie ci przyznana.” – tyle Horacy, którego trudno byłoby posądzić o nieznajomość znaczenia terminu „poezja”. Dlatego właśnie trzeba takie wypowiedzi – nawet, jeżeli pochodzą z dalekiej przeszłości – uznawać jako constans. Ich ponadczasowość wynika również z takiej wypowiedzi Petroniusza (Caius lub Titus Petroniusz Arbiter, zmarł w 66 r. n.e.), w której nawiązuje – również – do słów Horacego: „…Bo gdy tylko ktoś napisał wiersz w stopach i w period słów wplótł jakąś subtelniejszą myśl, był przekonany, że tym samym dostał się już na sam Helikon, W ten sposób ludzie, umęczeni szamotaniem się w sądach, często uciekają się do uspokajającej poezji jakby do przystępniejszej przystani, w przekonaniu, że łatwiej da się zbudować poemat niż kontrowersję, upstrzoną błyskotliwymi sentencyjkami. Jednakże co szlachetniejszy duch nie lubuje się w takiej próżności. I umysł też nie może począć i wydać właściwego płodu, jeśli się go nie zasili bogatą strugą wykształcenia literackiego. Uciekać trzeba od wszelkiej, że tak powiem, taniości słów i dobierać wyrazy dalekie od pospolitości: po prostu realizować owo „odi profanum vulgus et arceo” (cytat z Od. III Horacego): „nienawidzę niewtajemniczonego tłumu i trzymam go z dala.”). Poza tym trzeba się starać, żeby sentencje nie wybijały się wyskakując poza całość dzieła, lecz dodawały mu piękna tylko jako kolor wpleciony ściśle w jego szatę. Dowodem tego Homer i lirycy, a z rzymskich Wergiliusz i udane a troskliwie wypracowane osiągnięcie Horacego. Inni bowiem, albo nie poznali drogi, którą się idzie do prawdziwej poezji, albo znali ją, ale bali się na nią wkroczyć. Oto na przykład: ktokolwiek podejmie się olbrzymiego zadania opisu wojny domowej bez pełni przygotowania literackiego, ugnie się pod jego ciężarem. Bo tu nie chodzi o to, żeby wypadki dziejowe ująć w wiersze – robią to o wiele lepiej historycy – lecz nie krępowane natchnienie musi z wielkim rozmachem nieść się poprzez różne perypetie, ingerencje bogów i baśniowy niepokój treści, tak żeby w dziele uwidaczniało się raczej jakieś objawienie oszołomionego natchnieniem ducha, a nie tylko wierne odbicie w słowach faktów, opartych na świadectwie rzeczywistości.”(obie wypowiedzi zawarte w „Rzymska krytyka i teoria literatury” Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wrocław 1983 – przekład: Mieczysław Brożek).
Wobec tego – co wynika z powyższych wypowiedzi, zarówno Horacego, jak i Petroniusza – trzeba stwierdzić. iż tworzywem poetyckiej wypowiedzi jest odpowiednio użyta leksyka funkcjonująca w danym obszarze kulturowym, a więc w formie języka literackiego (patrz wypowiedź St. Barańczaka), lub bardziej dokładnie – języka poetyckiego. Jest on (użyty język) elementem nieodzownym w ocenie, czy dany utwór można zaliczyć w poczet wierszy, które są poezją. Oczywiście – na przykład – w ocenach języka prozy bywa i tak, że mówimy o poetyckim opisie danej sytuacji stworzonej przez autora, względnie o poetyckiej wypowiedzi bohatera utworu. Wydaje się, że najważniejsza w takich ocenach jest przestrzeń utworu i postrzeganie jako dzieła sztuki. W procesie twórczym niebywale ważnym jest to, by autor zjednoczył się z przestrzenią powstającego dzieła, by wręcz tą przestrzenią się stał. Tak! – być w każdej przestrzeni użytych słów, znać, ale również na nowo poznawać szczegół znaczenia, a więc przebywać w określanej przestrzeni, lub – jak to określił profesor Janusz Sławiński – funkcjonować w semantycznej materii utworu. Ale, żeby spełnić te wszystkie uwarunkowania trzeba jeszcze czuć potrzebę stworzenia wiersza. W tej materii bardzo ciekawą wypowiedź zawarł w „Refleksje i maksymy” (1024) Johann Wolfgang Goethe. A oto i ona: „Być może postawią mi taki oto zarzut: Poezję uważa się za sztukę, a przecież nie ma charakteru mechanicznego. Przeczę jednak twierdzeniu, że poezja jest sztuką; nie jest ona również nauką. Przez myślenie, osiąga się sztuki i nauki, ale nie poezję. Jest ona bowiem natchnieniem: poczęła się w duszy, kiedy ta ledwie powstała. Nie należy nazywać ją sztuką, ani nauką, lecz geniuszem (przynoszącym natchnienie).”
Sądzić jednak należy, że „wypchnięcie” poezji poza znaczenie takich wyrazów, jak sztuka i nauka może być zarówno kontrowersyjne, jak i dyskusyjne. Natomiast uzależnienie jej powstania od działania weny (natchnienia) jest nad wyraz uzasadnione. Oczywiście, rozumienie w tekście Johanna Wolfganga Goethego słów nauka i sztuka zależy od interpretacji, od systemu myślenia lub współmyślenia z autorem rzeczonych słów.
W historii poezji istnieją niezaprzeczalne dowody na to. iż różni autorzy rozpisywali w formie poetyckiej wykładnie filozoficzne; i tak ujęte w schematy metryczne i stroficzne są staroindyjskie podręczniki uczące myślenia „Sutras” i „Satras”, a także podobnie dzieje się w antycznej Helladzie, gdzie Empedokles (495 – 435 r. p.n.e.) – lekarz, przyrodnik, poeta, filozof – przedstawił w formie poetyckiej poemat filozoficzny „O przyrodzie” oraz poemat mistyczno-religijny „Pieśni oczyszczenia”, natomiast Lukrecjusz (95 – 54 r. p.n.e.) w swoim eposie filozoficznym noszącym tytuł „O rzeczywistości” (6 ksiąg) przedstawił w formie poetyckiej teorię rozumowego poznawania przyrody i natury Wszechświata.
Oczywiście – przykładów istnieje o wiele więcej, co sprawia, iż powinno się z dużą ostrożnością eliminować poezję z dziedziny nauki.
Sądzić również należy, że wszystko to, co powstało z myśli, myślą i dla myśli, a wyrażone w formie poetyckiej można nazwać sztuką myśli. To w niej powstaje wszystko, co z człowieka, człowiekiem i dla człowieka się staje. Oto sztuka – słowo wielkie, mające tyle znaczeń, ale wszystkie są zebrane w jeden mianownik, to jest w kunszt artystycznego przekazu, wykonaniu czegoś w sposób mistrzowski, a więc zbliżony do Goethowskiego geniuszu. Żadna ze sztuk (malarstwo, grafika, rzeźba, kompozycja, poezja) nie powstaje z marszu, musi zaistnieć tajemniczy bodziec, który uruchamia w człowieku strunę kreacji – stworzenia dzieła, jego wypowiedzenia w ramach istniejących form artystycznego wyrazu, ale również twórczo te formy uzupełniającego w nowatorskie „widzenia” rzeczywistości, w takie wartości, które są przynależne danej, indywidualnej – na przykład – poetyce.
Wielokrotnie autorzy zadają sobie wręcz retoryczne pytanie – po co tworzę ten utwór lub cały cykl wierszy – a więc zadają sobie pytanie – również – o funkcję poezji. Historycznie trudno jest odpowiedzieć na ten ważny dylemat, a to z powodu braku pisemnych artefaktów z czasów powstawania języków. Aliści można przeprowadzić pewien dowód w sferze intelektualnej. Cofnąć się myślą do okresu języka monosylabicznego i tym sposobem dowieźć – metodą dedukcji – to, że używając określeń (wyrazów) w swoim znaczeniu abstrakcyjnych – na przykład wyrażających uczucia – mogli mianowicie ówcześni ludzie w formie metafory przekazywać sobie całą wewnętrzną (duchową) strukturę zmysłów i wyrażać ją w pewnym określonym rytmie, a więc porozumiewać się w formule zgodnej z zasadami poetyckiego przekazu. Oczywiście, te formy w miarę upływu czasu ulegały przemianom, rozwijały się uzyskując postać bardziej wyrafinowaną, ubogaconą coraz bardziej intensywnym, kreatywnym intelektem.
Johan Huizinga – jeden z najwybitniejszych historyków kultury – wyprowadzał funkcję poezji z zabawy. Zawarł niniejszą tezę w książce „Homo ludens” opierając swój wywód na pracach całej rzeszy badaczy kultur. Korzystał więc z badań Ericha Auerbacha („Giambattista Vico und die Idee der Philoogie”), czy też prac W.B. Kristensena i K. Kerenyi’ego z tomu „Studien uber antike Religion und Humanitat”. Wniosek jaki wyprowadza Huizinga z powyższych badań jest poparty myślą, iż zachodzi „konieczność pozbycia się poglądu, iż poezja ma jedynie funkcję estetyczną, względnie iż jedynie na podstawie założeń estetycznych można ją wyjaśnić i zrozumieć, We wszelkiej kwitnącej, żywej kulturze, a przede wszystkim w kulturach archaicznych, poezja jest funkcją życiową, społeczną i liturgiczną.”. Jednakże należałoby – również – do tych cech występujących już w kulturach o znacznym postępie cywilizacyjnym dodać cechę – wydaje się – najistotniejszą, tą mianowicie, która w znaczący sposób wyróżnia rodzaj ludzki wśród biologicznego życia na Ziemi, a więc funkcję postępu i rozwoju intelektualnego. Poezja lub też w ogóle sztuka jakby została zadana człowiekowi z zewnątrz, a więc z obszaru, który często identyfikowany jest jako transcendencja. Ten istotny impuls z zewnątrz tworzy zazwyczaj cały ciąg myśli układających się w wiersz, w obraz, w kompozycję muzyczną itd. Ten cały proces pochodzi przecież z obszaru, który nie sposób empirycznie i doświadczalnie udowodnić – natchnienie przychodzi niespodziewanie i wówczas autor m u s i stać się i Homo Sapiens i Homo Faber równocześnie. Jest to proces nieunikniony i zawsze przebiegający w sposób wyjątkowy, ale przede wszystkim korzystający z intelektu jako zwornika szeregu myśli, przeżyć, wizji, komentarzy itp. Poezja, jako sztuka myśli – funkcjonuje wówczas w samoświadomości (duchu) potęgując kreację nowych zapisów leksyki popartych semantyką przekazu, odszukaniem i udowodnieniem sensu użytego znaczenia. Badania socjologiczne – co prawda nieoficjalne – potwierdziły, że osoby korzystające z poezji (również uczestniczące w odbiorze sztuki) poszerzały obszar intelektualnego postrzegania i wykonywania swoich, przynależnych do posiadanego zawodu – zadań, a więc wzbogacały niejako przestrzeń intelektualną odnajdując nowe rozwiązania zaistniałych problemów.
Zadziwiające w tym wszystkim jest to, że mimo tylu elementów opisujących, ale również analizujących to, co nazywamy poezją – nie można skonstruować i ustalić konkretnej definicji Poeisis – więc, co to jest Poezja?! Sądzić jednak należy, że część przytoczonych w tym materiale tez, jak i wypowiedzi autorytetów zbliża nas do własnego określenia Poezji. Jej geniusz polega na przedstawianiu tej samej sytuacji lub tego samego obrazu w sposób różny, wręcz niepowtarzalny, ale zawsze z udziałem intelektu, czyli – jak wymieniono już wyżej – Logosu. Ta wymienność Logosu z Poeisis jest zadziwiająca i trwa od zarania ludzkich dziejów.