Był taki czas, kiedy uczniowie jesziwy zadawali panu młodemu, po nocy poślubnej, pytanie: „Znajdujesz” czy „Znalazłeś”? Jeżeli ów odpowiedział „Znajduję”, to pytający bardzo mu współczuli, jeśli zaś odpowiedź brzmiała „Znalazłem” cieszyli się wraz z owym mężczyzną.
Cóż oznaczały te dwa słowa? Otóż pierwsze z nich odnosi się do wersetu z Księgi Koheleta „I znajduję, iż niewiasta gorsza jest niźli śmierć.”. Zatem owo „znajduję” nie wróży nic dobrego. Przeciwnie oznacza, że wybranka jest kobietą kłótliwą, zaborczą i upartą. Drugie wyrażenie to odwołanie do Księgi Przysłów „Kto znalazł żonę- dobro znalazł i zyskał łaskę u Pana.” To „znalazłem” jest potwierdzeniem, że kobieta promieniuje złotym blaskiem słońca, w igraszkach miłosnych jest swawolna jak ogień, kiedy trzeba okazuje się być twarda niczym lód, a w chwilach smutku potrafi słodyczą miodu przyćmić gorzki posmak.
Z tego wynika, że kobieta może być dla mężczyzny zarówno przekleństwem jak i błogosławieństwem. Dualizm, tak znamienny dla świata, w którym żyjemy, jest także widoczny w relacjach damsko- męskich. Mało kto uświadamia sobie, że przekleństwo i błogosławieństwo nie są przeciwieństwami, lecz dwoma aspektami tego samego. Jedno pojawia się, gdy zabraknie drugiego, gdy zrobimy zbyt dużo miejsca, damy zbyt wiele wolnej przestrzeni, zaburzymy harmonię. Wtedy bardzo często pojawia się osąd. Osądzamy się nawzajem, najczęściej niesprawiedliwie, czym wyrządzamy wiele cierpienia. Jak twierdzi Amos Oz „Osąd moralny u mężczyzny, jeśli istnieje, jest możliwy tylko wtedy, gdy jego popędy są chwilowo zaspokojone.” Cóż, zgadzam się z tym poglądem. Niezaspokojone popędy mężczyzny zwykle są źródłem problemów, które czasem rozrastają się do skali globalnej. Główna bohaterka wyżej cytowanej książki tak wypowiada się o mężczyznach: „Kochać mężczyzn się nie da. Od tysięcy lat macie cały świat w swoich rękach i zamieniliście go w koszmar. W rzeźnię. Można chyba tylko się wami posługiwać. Czasami nawet okazać wam litość i spróbować trochę pocieszyć. W czym? Nie wiem. Może w waszym kalectwie”.
Gdzie bije to źródło niezgody? Skąd się bierze ta nieustająca potrzeba walki? Na czym polega owa różnica płci? Być może kluczem do rozwiązania tej zagadki jest postrzeganie. Mężczyzna patrzy na otaczający go świat i widzi odrębne jego części. Mężczyzna postrzega rzeczy. Kobieta dostrzega relacje zachodzące między nimi. To dotyczy całego stworzenia, tego, które zwykliśmy nazywać światem ożywionym i tego, któremu nadaliśmy miano świata nieożywionego. Dość błędnie, bo dziś już wiemy z całą pewnością, że wszystko, co istnieje jest energią, a energia to życie, więc nie może istnieć coś, co nazwaliśmy materią nieożywioną. Kobiety czują, czy rzeczy pasują do siebie, czy się nawzajem potrzebują, czy się kochają. Dlatego dla każdej kobiety konflikt, wojna jest absurdem. „Mężczyźni uwielbiają wojnę, ponieważ podczas wojny mogą udawać ludzi serio. Nie muzą się bać, że zostaną wyśmiani przez kobiety. I mogą sprowadzić kobiety do roli przedmiotu”.
Dlaczego więc mężczyźni tak bardzo pragną kobiet? Z lęku przed samotnością? A może ich niedoskonałość jest przyczyną tego pragnienia? Przecież to Adam poprosił Boga, by stworzył dla niego towarzyszkę życia, gdy spostrzegł, że wszelkie stworzenia Bóg stworzył w parach. Stwórca wysłuchał jego prośby i dokonał dzieła, które było doskonalsze od mężczyzny z kilku przyczyn: materialnie, bo Adama Bóg ulepił z gliny, a Ewę z żebra, które wyjął Adamowi; przez miejsce stworzenia, gdyż Ewę powołał do życia w Raju, zaś Adama poza nim; z powodu poczęcia, ponieważ Ewa mogła dać nowe życie, czego Adam nie mógł dokonać; przez objawienie, gdyż Chrystus po zmartwychwstaniu ukazał się kobiecie; i wreszcie przez uwielbienie, bo to kobieta została wywyższona ponad chóry anielskie, a była nią Maryja. Czy w obliczu takich okoliczności możliwa jest w ogóle równość między kobietą a mężczyzną? Amos Oz twierdzi, że nie „(…) równość jest sprzeczna z naturą człowieka z tego prostego powodu, że ludzie nie urodzili się równi, lecz różni od siebie, a może nawet sobie obcy.”.
Mężczyzna nosi w sobie ranę, tą po utracie dziewiątego żebra, ale ta rana z upływem czasu się zabliźnia. Kobieta, jak twierdził Nikos Kazantzakis „nosi w sobie ranę, która się nigdy nie zabliźnia. Wszystkie rany się goją, ale ta (…) nigdy się nie goi. Nawet jeśli kobieta ma osiemdziesiąt lat”. Ta rana powstaje w wyniku pożądania, które najpierw mężczyźni okazują kobietom zbyt dosłownie, a potem gaśnie i to je zabija. I jeśli można mówić tu o jakiejkolwiek równości, to tylko na jednym polu, na którym wszyscy, bez względu na płeć, ponosimy porażkę „(…)relacjach mężczyzna – kobieta. W tej sferze widziałem więcej złej woli, ułomności i niekonsekwencji niż w jakiejkolwiek innej. Ludzie są po prostu zbyt mali, by szczerze się o siebie troszczyć.”
Myślę, że Bukowski doszedł do słusznego wniosku. Nie rywalizacja, ale wzajemna troska jest jedynym sposobem do osiągnięcia stanu równości między kobietą a mężczyzną, bo przecież zarówno kobieta jak i mężczyzna, to najpierw zawsze człowiek.