Literatura piękna rozpina się na kilku bądź maksymalnie kilkunastu węzłowych fenomenach z obszaru życia ludzkiego, jako że jest ona ustawiczną próbą uchwycenia, zrozumienia i opisania ludzkiej egzystencji. Najpopularniejsza jest triada: życie - miłość - śmierć, bardzo często - i słusznie - zredukowaną do diody miłość - śmierć. To w liryce, która jest kondensatem, syntezą refleksji nad człowiekiem i jego życiem, natomiast w epice, która jest bardziej analizą diaporem węzłów jest znacznie większy.
Konstruując dzieło epickie (opowiadanie, nowela, powieść) twórca niczym tkacz rozpina wątki na ramie tematu i dla klarowności oraz spójności konstrukcji splata węzły uniesienia, napięcia, tajemniczości itd. itp.
Nie tak znów uboga polska literatura piękna o wątkach staroobrzędowych cechuje się – oprócz słabej wyświechtanymi stereotypami- armia tajemniczości nierzadko pochodzącej w magiczność. Widać to zarówno w liryce (Kazimiera Iłłakowiczówna, Wojciech Kamiński, Irena Batura) jak i w epice (Wacław Sieroszewski, Olga Tokarczuk, Andrzej Filipiuk, Edmund Niziurski, Katarzyna Enerlich).
Znamienne jest też, że w najnowszej prozie opisuje się głównie staroobrzędowców mazurskich, a Wojnowo urasta do rangi skrywającej przed niewiernymi świetliste i mroczne tajemnice. Poświęcił jemu nawet jeden rozdział w zbiorze Pruska narzeczona (1998) rosyjski pisarz Jurij Wasiljewicz Bujuta.
Wiedząc, że w literaturze podobnie jak w plastyce tematy i watki są przechodnie, bowiem twórcy inspirują się nie tylko życiem ale i sztuką, można postawić tezę, że tajemniczość / magia i Wojnowo we współczesnej polskiej prozie mają swoje źródło w dość marginalnym, ale skądinąd wyraźnym ich zarysowaniu przez Edmunda Niziurskiego w inicjującej jego cykl powieści dla młodzieży Pan Samochodzik i Tempraliusze (1925-2013). Technika sugestii, dygresji i nieodpowiedzialności pisarz buduje aurę tajemniczości wokół starowierskich wiosek na Mazurach, a czyni to tak sugestywnie, że owe wioski obok jezior i lasów stają się wręcz symbolem Mazur.
Nic też dziwnego, że Sławomir Kowalewski w powieści Nie ma ceny na miód akacjowy (1993) narodziny miłości dojrzewających nastolatków ulokował w Wojnowie.
Burzę emocji połączył, jak to w klaryskach przygodowych bywa z kryminałem a ten wywiódł z realnego faktu, jakim była kradzież ikon w Wojnowskiej molennie pw. Zaśnięcia Bogarodzicy. Dokonali jej złodzieje dzieł sztuki z Warszawy, którzy zwiedzając molennę otworzyli z powodu rzekomej duchoty okno, a potem je zamknęli nie zabezpieczając od wewnątrz. Podjechali w nocy swoim złotym „Fordem-Taunusem” 17 i weszli przez niezabezpieczone okno. Zabrali najcenniejsze ikony, które wskazał im przypadkowo napotkany historyk sztuki. Rzecz wykryła się, gdyż zakochany bohater pamięci Przemek nie mógł spać i zauważył nocną eskapadę złotego samochodu. Wcześniej zapamiętał numer rejestracyjny.
S. Kowalewski w miarę swoich możliwości przygotował się do opisu przewodników turystycznych, a te bazują zazwyczaj na publicystycznych stereotypach. Nic tez dziwnego, że powtórzył powielane od lat błędy. Starowierski chram nazwał cerkiewka a nie molenną, lokując w niej ikonostas nie na wschodniej ścianie, tylko – jak w nowoobrzędowej cerkwi- w formie parawanu oddzielającego ołtarz od nawy (s. 35). Mazurskich starowierców przywiódł z Rosji (s.37), a nie z Suwalszczyzny.
Za założyciela wspólnoty mazurskiej zwanej filiponami, wziął – jak to dotąd błędnie czyniono- nijakiego Filipa) założyciela sogłasija filippowskiego.
Choć można zrozumieć powielane tego błędu, gdyż S. Kowalewski pisząc powieść nie miał dostępu do opracowań dementującą takie rozstrzygnięcie, ale informację, że Filipp „na znak protestu przeciw carowi i patriarchom kazał się spalić na stosie” (s.40) należy potraktować jako już własną fantazję pisarską. Twórca nie wniknął w mistyczno-psychologiczne o religijnym podłożu motywy samospaleń, które oczywiście nie miały charakteru demonstracyjnych stosów, a lecz dokonał ich uwspółcześnienia, gdyż w XX wieku samospalenia rzeczywiście miały charakter protestów.
Uproszczeniem, które powtórzył tez S. Kowalewski jest sprowadzenie przejścia części starowierców na prawosławie do akcji o podłożu politycznym. Autor pisze, że „wysłannicy cara, zaczęli im obiecywać, że jeśli przystąpią z powrotem do cerkwi prawosławnej, car pozwoli im wrócić do Rosji i obdarzy nadaniami. No i trochę tych starowierów się załamało” (s. 40).
W istocie z motywem politycznym wiązał się motyw religijny. Niemal od samego początku zaistnienia bezpopowstwa, część jego udziałowców dręczy pragnienie pełni życia sakramentalnego i eklezjalnego. Pragną przyjmować nie dwa ale siedem sakramentów, w tym przede wszystkim Eucharystię oraz chcą być prowadzeni przez kompetentnych kapłanów, a nie wybieranych ze swego grona nauczycieli (nastawników).
Powieść dla młodzieży Nie ma ceny na miód akacjowy rozwija wokół mazurskich starowierców aurę tajemniczości. „Oni są w ogóle bardzo dziwni, ci starowiercy” – mówi Przemek (s. 84). Gdy doszło do kradzieży ikon z molenny, to wszyscy Wer wsi spali jak „zaklęci” (s. 60). „Czort w tym palce maczał” – tłumaczy cały dramat jedna ze starowi erek (s. 75).
Dla socjologa, który przyjechał do Wojnowa, aby materiał do doktoratu świetnym polem badań naukowych. „Starowierzy, odstępcy od nich, którzy wrócili do prawosławia (…) Rdzenni Mazurzy, których się nazywa ludnością autochtoniczną, a oprócz nich przesiedleńcy z wileńskiego, z Polesia i parę rodzin kurpiowskich. Prawdziwa wieża Babel, a dla socjologa delicje” (s.97).
Powieść S. Kowalewskiego na pewno popularyzuje wciąż mało jeszcze znany fenomen staroprawosławia, ale podobnie jak inne utwory literackie bardzo powierzchownie traktuje źródła swojej inspiracji i utrwala w potocznej świadomości błędne informacje.