W restauracji "Dworcowa" było tłoczno, gorąco i brudno. Każdy czekał tu na swój pociąg. Przy jednym ze stolików siedziała szesnastoletnia dziewczyna z ojcem po czterdziestce. Miała zgrabną figurę, miłą buzię i niebieskie oczy. Czytała "Magazyn". Jej ojciec rozglądał się za kelnerem. Gdy go tylko zobaczył, zawołał:
- Panie szefie!
Kelner zbliżył się do stolika.
- Słucham papa - powiedział.
Wyglądał bardzo młodo, miał najwyżej dwadzieścia lat i nigdy nie był szefem.
- Co można dostać na obiad? - zapytał ojciec.
- Pieczarki, proszę pana - odpowiedział kelner.
- I co jeszcze?
- Nic więcej.
- Jak to, macie tylko pieczarki?
- Dziś mamy duży ruch. Wszyscy głodni. Zostały już tylko pieczarki z ziemniakami. Czy mam podać?
- Zjesz pieczarki? - zwrócił się ojciec do swej córki.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała dziewczyna nie odrywając wzroku od "Magazynu".
nie miała ochoty na jedzenie. Ten tłok i brudne obrusy. Wszystkie restauracje dworcowe w małych miastach są do siebie podobne.
- A może jednak? - nalegał ojciec.
- Nie. Powiedziałam już ci. Nie mam apetytu.
- Dobrze. W takim razie zamawiam jedną porcję - powiedział do kelnera.
- Proszę bardzo - przyjął zamówienie młody kelner i oddalił się. Spodobała mu się ta pięknooka smarkula obok tego starego i gdyby nadarzyła się okazja, mógłby ją poderwać. Ale przecież nie tutaj.
- Czemu nie chcesz nic jeść? - zapytał ojciec córkę.
- Czy muszę drugi raz powtarzać, że nie mam apetytu?
- Będziemy jechać do Gdyni sześć godzin. Co będzie jak zemdlejesz?
Dziewczyna przestała czytać.
- No to najwyżej zemdleję - powiedziała wzruszając ramionami.
- I tatuś będzie miał z tobą kłopot.
- Dobrze. Postaram się, żebyś nie miał ze mną kłopotu i nie zemdleję.
- Wiesz co, ja tymczasem skoczę po piwo. Napijesz się oranżady?
- Owszem, napiję się.
Ojciec wstał od stolika i poszedł do bufetu.
Dziewczyna udawała, że czyta, a ona po prostu myślała:
- "Myślałam, że mnie kocha. Taki przystojny. Ale ze mnie głupia gęś. Nie kocha. Pożądał tylko. Uwiódł mnie. Mój Boże, będę miała dziecko. W tym wieku. Co powie mama? A koleżanki? Jasne, że mnie wywalą ze szkoły. W szkole trzeba się uczyć, a nie rodzić dzieci. Ojciec poszedł teraz po piwo. Gdyby wiedział, jakiego piwa ja sobie nawarzyłam. Wyklęta - w domu, w rodzinie, w szkole, w mieście. Dlaczego nie urodziłam się w Szwecji? Tam opiekują się młodocianymi matkami i nikt z tego nie robi tragedii. Będę miała dziecko. Albo raczej operację. Muszę się go pozbyć. nie mam innego wyjścia. Tego żąda mama, ojciec, szkoła. Tego żąda głupia moralność. Szesnastolatka z dzieckiem. Skandal. Gdybym była kilka lat starsza i mieszkała sama - to co innego. Albo gdybym żyła w Hiszpanii, bo tam dziewczęta wcześniej dojrzewają. Trzeba to zatuszować. Zrobić po kryjomu. Wyjechać. Potem cicho-sza, jak kamień w wodę, jak gdyby nigdy nic.
Ojciec wrócił z piwem i oranżadą.
- Wreszcie dopchałem się do tego bufetu. Napij się oranżady.
Po chwili kelner przyniósł pieczarki i ojciec zabrał się do jedzenia. Bardzo mu smakowało, bo dawno nie jadł grzybów.
- Pieczareczka jak córeczka - zanucił. - Paluszki lizać. Może chcesz jednego grzybka?
- Nie chcę - odburknęła dziewczyna. Udawała, że czyta.
- Ale zobacz tylko jak apetycznie wygląda. Aż ślinka leci.
Dziewczyna udawała dalej.
- No spójrz tylko. Sam miód.
Dziewczyna oderwała wzrok od "Magazynu", spojrzała na talerz z pieczarkami, potem na ojca i powiedziała:
- Tato, czy ty musisz stale gadać?!
- Nie podoba ci się? Wolisz zabawę w mumię? Jak sobie życzysz.
Przybrał poważną minę i zaczął gestykulować jak niemowa. Pociesznie wykrzywiał twarz na wszystkie strony. Dziewczyna nie mogła tego już dłużej znieść i przerwała tę zabawę.
- Oj, tato, przestań się wygłupiać, ludzie patrzą.
- To niech patrzą. Rozmawiamy na migi.
- To już lepiej mów normalnie, byle nie o pieczarkach.
- Wydaliśmy dziś masę pieniędzy. Najdroższe były te sukienki.
- Mogłeś ich nie kupować.
- Mogłem, ale podobały ci się.
Dziewczyna zajęta była swoimi myślami:
- "Mówi o sukienkach, a nie wie, że gdybym nie zdecydowała się na zabieg, za kilka miesięcy musiałabym iść do krawcowej, bo w sklepach nie ma sukni dla dziewczyn w ciąży. W domu idealna rodzina. Ojciec i matka kochają mnie do szaleństwa. Jedyna córka. Cała nasza nadzieja - tak mówią. Nie powiem im za nic w świecie. Załatwię to z lekarzem. Gdyby się o tym dowiedzieli, miałabym za swoje".
Na samą myśl o tym poczuła mocniejsze bicie serca. Twarz jej oblał rumieniec.
- Dlaczego jesteś taka czerwona? - spytał ojciec. - Może jesteś chora?
- Nie, tylko mi gorąco.
- To zdejmij płaszcz. no pewnie, płaszcz, sweter, sukieneczka, haleczka, a pod haleczką...
- Nie - przerwała mu dziewczyna.
- Co, nie masz haleczki, albo...
- Mam. A jak zajadę poskarżę mamie, że mówisz nieprzyzwoite rzeczy.
- Dobra, dobra. Jak zajedziemy to zmienisz zdanie. Przecież jesteś już prawie dorosłą kobietą.