Coraz dalej od ziemi, coraz bliżej
Emil Biela, czołowy publicysta, krytyk literacki, i-jak wynika z notki-poeta(?).
Duchowa egzemplifikacja radiomaryjnego szczepu na szlachetnej tkance „Akantu".
Dzięki Bogu (a wymawiam Imię Jego w ten świąteczny czas) mój ulubiony miesięcznik literacki pozostawił na swoich łamach wystarczająco szeroki margines, dla wyartykułowania poglądów nie to, że odmiennych, lecz przekonań diametralnie różnych od tych głoszonych przez zacnego doktora nauk humanistycznych i jego duchowych pobratymców. Takich jak osobliwość człowiecza o nazwisku Robert Tekieli.
Tak, pan Tekieli nie jest krową nie zmieniającą poglądów. Otóż literatura, język ludzki nie wymyślił określenia dla quasi-intelektualnych wolt owego osobnika. Porównywanie do kameleona obraża świat zwierząt, które z niekoniunkturalnych względów posiadły dar przeobrażeń, jako warunek przetrwania (tu, o zgrozo, straszy duch Darwina).
Emil Biela jest człowiekiem doświadczonym w piśmie, mowie i uczynkach.
Wie, że jasno wyrażone stanowisko popierające egzorcystyczne dokonania sprawcy „dzieła",
ośmieszy autora recenzji pt.„ Ogrom zagrożeń duchowych" („Akant" 13/56/2009) Robi więc Stary Lis oko do czytelnika pisząc cyt. Niekiedy autentyczne zdumienie ogarnia studiującego leksykom, gdy czyta np. opis akido (…) Przedstawione jako system ćwiczeń fizycznych, w rzeczywistości jest światopoglądem i ścieżką demonicznej inicjacji.
Lecz jak długo można żyć z przymkniętym okiem? Ano, do chwili spuentowania; zapięcia efektownej jak tytuł klamry. Cyt: „Leksykon zagrożeń duchowych" Roberta Tekielego to prawdziwy dzwon alarmowy bijący na trwogę (podkr.T.S.), gdyż nasze życie duchowe jest zagrożone, a jego spokój i harmonia systematycznie burzone. Nasz metabolizm intelektualny po zapoznaniu się ze słownikowymi hasłami-minami z opóźnionym działaniem, osiągnie stan krytyczny, budzący wewnętrzne i osobiste kontrowersje.(koniec cyt.)
Więc pytam Panie Biela – cóż w nich złego; w tych jawiących się jako plwocina samego antychrysta, „wewnętrznych i osobistych kontrowersjach". Jak by wyglądał świat bez owych „kontrowersji", stanowiących paliwo i tchnienie dla człowieczej odwagi budowania przyszłości i tworzenia Nowego (również w sztuce) - panie doktorze humanisto!.
Odwracamy kartkę „Akantu" na 52 stronę i znów nie Filip, a Emil Biela wyskakuje z okrzykiem: Wiem „Jak zostać rycerzem". Żeby nie zajmować czasu i miejsca na łamach, rzecz (za autorem) jest banalnie prosta: zabić Murzyna (bo to poganin z natury i ma diabła w skórze), albo wysiec Saracenów (toż innowiercy). Pretekst do najazdu znajdzie się sam (vide Afganistan, Irak i biedni pomniejsi dzisiaj.)
Bo czymże były krucjaty, jak nie wyprawami łupieżczymi ówcześnie cywilizowanej Europy na kraje, których nauka, kultura, wreszcie obyczaje i godność o dziesiątki pokoleń wyprzedzały białych barbarzyńców. Czym było rycerstwo, jak nie zaciężną formacją , głodną krwi i zysków,
protoplastów dzisiejszych najemników - być może nie tak „szlachetnej" proweniencji…
Emil Biela za autorem książki stawia istotne Jego zdaniem pytanie: kto był najlepszym rycerzem wszech czasów?. I zaraz konstatuje Oj, nie mamy szans…
Dlaczego – pytam nieśmiało. A gorliwa, bezinteresowna pobożność Roberta Tekielego z dalekiej, jakże odległej Polski. Wszak jeszcze za życia wychwala Pan cnoty tego…,tego mieszkańca kraju na peryferiach. O całe życie i jedną stronę za wcześnie.