– Nigdy nie robił tego z kobietą starszą od siebie. Chociaż nie – byłby zapomniał; raz mu to się zdarzyło. Ale było to w czasach zdobywania pierwszych seksualnych doświadczeń.
Pracował wtedy w małym miasteczku na Śląsku. Zajmował się buchalterią w urzędzie miejskim. Przydzielono mu pokój w internacie nauczycielskim. Był to poniemiecki budynek, służący zapewne jakiejś instytucji, co zdradzały szerokie schody i bardzo duże korytarze.
Adam zamieszkał na pierwszym piętrze. A nad nim… nauczyciel filozofii, zatrudniony w specjalnej jednostce wojskowej szkolącej alumnów.
Byli to niedoszli księża, których państwo socjalistyczne usiłowało „przywrócić społeczeństwu", zawracając z obranej drogi służby Bogu. Jednostka wojskowa wchodziła w skład stacjonującej tam dywizji pancernej, która zawłaszczała olbrzymi poligon, co przy okazji ułatwiało dowódcom „dawanie w kość klerykalnej młodzieży". Czyniono to przy pomocy specjalistycznego sprzętu typu: ciężki plecak, hełm, karabin i oczywiście pełna (gumowa) maska przeciwgazowa. Szkolenie przebiegało dwutorowo. Wzmożony wysiłek fizyczny wzmacniano intensywną indoktrynacją ideologiczną, w tym, ma się rozumieć, z filozofii marksistowskiej.
Filozof nazywał się Figas, co dla Adama Borończuka brzmiało prawie równoznacznie z określeniem fagas. Tak go kojarzył, bo gość był typem charakterystycznym pod wieloma względami. Przede wszystkim był dziwkarzem! Noszącym się wyniośle i sztywno. Ubierał się tylko w jasne garnitury. Mało tego, nie rozstawał się nigdy, bez względu na pogodę, z białym parasolem. Charakterystyczne było również to, że był szczupłym brunetem po czterdziestce i nosił czarną, krótko przystrzyżoną bródkę.
Biało – czarny filozof i ona, biała siostrzyczka, Halinka. – Przepiękna pielęgniarka z miejskiego szpitala, której Adam nie mógł mu darować.
Halinka miała zaledwie dwadzieścia lat. Była dziewczyną dziecinnie pogodną, a jednocześnie zepsutą. Zepsutą przez tego starego fagasa, bo ten Belzebub wykorzystywał ją seksualnie i deprawował. O czym Adam mógł się przekonać osobiście.
Tak się fatalnie złożyło, że pokój, w którym Adam Borończuk sypiał, znajdował się bezpośrednio pod pokojem tego „nauczyciela". We wszystkich pokojach stały metalowe, pochodzenia wojskowego, łóżka ze sprężynami. I zawsze, gdy wieczorem do Figasa przychodziła Halinka, filozof włączał adapter. Słuchali razem muzyki, w tle której słychać było dziewczęce salwy śmiechu. Belzebub opowiadał dziewczynie sprośne dowcipy, którymi ją tak rozśmieszał.
Najpierw muzyka, śmiechy, a potem... skrzypiało metalowe łóżko. Czasami już po południu. W nocy skrzypiało po kilka razy. Wyobraźnia Adama chorowała. Wieczorami, gdy przychodziła Halinka – a widział to niemal zawsze, gdyż wejście w wąską bramę znajdowało się tuż pod jego oknem, gdzie przy stole przesiadywał nad dokumentami – nie mógł zasnąć.
Halince kłaniał się często w bramie lub na schodach. Z czasem stali się dobrymi znajomymi, mimo iż nie potrafił jej kokietować.
Któregoś lipcowego dnia zastał ją oczekującą na swojego amanta przy wejściu do budynku. Przyszła przed czasem. Ukłonił się jej i wyjątkowo zagadnął: – Piękny mamy dzisiaj dzień, prawda, pani Halinko?
– Och, tak! – potwierdziła. – Opaliłam się nad jeziorkiem na rumiano, jak bułeczka. Chce pan zobaczyć?
I niespodziewanie podniosła letnią, luźną i kwiecistą sukienkę wysoko, ponad głowę.
Adam z zawstydzeniem spojrzał na przyróżowione ciało i spuścił oczy. A ona trwała tak nadal. Czekała, aż potwierdzi.
– Widział pan? – dopytując się, odsłoniła głowę, obrzucając go pytającym spojrzeniem. Adam nie mógł wydusić z siebie słowa. Dopiero gdy potaknął, opuściła sukienkę.
Ledwie widoczny czerwony trójkącik majteczek, zgrabny, krągło rysujący się brzuszek z uroczym zagłębieniem pępuszka i... cudowne piersi, przelewające się z biustonosza, równie skromnego jak majteczki.
Po takiej prezentacji, dzisiaj wiedziałby, co zrobić z Halinką. Wtedy, niestety, nie wiedział. A raczej nie umiał. Zamurowało go i zamiast powiedzieć dziewczynie coś miłego, wycofał się, jak porażony prądem.
A potem, gdy w nocy w pokoju Figasa znów budziło go skrzypienie łóżka nad głową, przed jego oczami pojawiała się ta podniesiona wysoko kwiecista sukienka Halinki. W jego wyobraźni te jej czerwone majteczki i skromniutki biustonosz znikały, a w ich miejscu pojawiał się czarny jak bródka Figasa trójkącik jej łona i różowe rozkołysane piersi. Piersi kołysały się w rytm skrzypiącego łóżka, a wraz z dochodzącymi do jego uszu odgłosami miłosnego uniesienia, wylewał się bezwiednie z niego strumień ciepłej spermy.
Dwa miesiące później – zapamiętał, że w kraju rozpoczął się rok akademicki – znów Halinka stała w bramie, oczekując na przyjście swojego Romea. Po wielu nocnych doznaniach, o których zresztą nawet nie mogła się domyślać, stać go już było na więcej odwagi. Pozwolił sobie nie tylko na spostrzeżenie, że dzień znowu mamy piękny, ale także na to, żeby wyrazić swoje oburzenie, że taka piękna dziewczyna powinna mieć dostęp do kwatery kochanka, pod jego nieobecność.
– No widzi pan? Figasiu taki jest. Trzyma w szafie jakieś erotyczne instrumenty i nikomu klucza do drzwi swojej chałupy nie odda, nawet mnie.
– Taka młoda i piękna dziewczyna z takim starym fagasem..? Przepraszam, że tak mówię, panno Halinko, ale to nie ma perspektywy.
– O jakiej perspektywie pan myśli? Ja dobrze wiem, że dla niego liczy się tylko seks.
– No właśnie. I ja to wiem, bo... mógłby ten pani amant chociaż zmienić sobie łóżko. W nocy tak skrzypi, że ja się po prostu nie wysypiam – zdobył się na szczere wyznanie.
– Poważnie? A mówił mu pan o tym? – zapytała z lekkim zażenowaniem.
– Miałem mu powiedzieć, że słyszę jego skrzypiące, pardon... pod wami, łóżko? On na to tylko czeka, żeby to ktoś zauważył. Zapewne chełpiłby się tym – wyjaśnił.
Wydawało mu się, że mimo bezpośredniości, jaka zawsze cechowała Halinkę, tym razem dziewczyna nawet zaczerwieniła się. Ale jej speszenie było krótkie. – Jak pan chce, to ja mu o tym powiem?
– Jeśli pani nie zamierza czekać tu w bramie jeszcze z godzinę, to ja zapraszam panią na lampkę wina – zdobył się na odwagę.
– Ale Figasiu nie dowie się o tym?
– O czym niby?
– O winie. To wredniuch, zazdrosny jak zaraza. Zabiłby mnie chyba.
Zdziwiło go to wyznanie. Bo, że staruch jest zazdrosny o młodą dziewczynę to zrozumiałe, ale żeby ona bała się do tego stopnia?
– Będziemy siedzieć cicho, jak myszy pod miotłą – obiecał.
I wtedy, gdy pili wino, Halinka zaproponowała wspólny wypad na dancing. Miała jednak dla niego koleżankę. Sama zamierzała wystąpić jedynie – jak to powiedziała – jako przyzwoitka, bo póki co, nie chce jeszcze rozstawać się z Figasiem.
Helena znacznie ustępowała jej urodą. Była pełniejsza i bardziej kobieca. Mimo, iż wolał szczupłe dziewczyny, podobała mu się. Zanim dołączyła do nich, wypili z Halinką już butelką wina, a on rozkręcony był na dobre.
Na dancingu migały kolorowe światła, orkiestra robiła więcej hałasu, niż słychać było dobrej muzyki, a młoda piosenkarka skrzypiała lekko męskim barytonem.
Mając do wyboru dwie partnerki, szybko poddał się nastrojowi zabawy, a kiedy wieczorek taneczny się skończył, nie widział innego rozwiązania, jak zabranie ich do siebie, do swojego maleńkiego pokoiku. Halinka zastrzegała się, że tylko podejdzie pod budynek, żeby sprawdzić, czy czasami jej Figasio nie cudzołoży z inną kobietą, a potem ich zostawi.
Ponieważ u Belzebuba było ciemno, dała się jednak namówić na kieliszek śliwowicy. Gdy ich opuściła, Helena poszła szybciutko do łazienki, a on rozłożył pościel.
Po wyjściu z wanny Helenka podeszła do Adama owinięta w jego niebieski kąpielowy ręcznik. Był pewny, że wystarczy go z niej odwinąć. Zażądała jednak zgaszenia światła i wpakowała się mu do łóżka w ręczniku.
Pomyślał: dobrze, chce, żeby ją zdobywać, niech i tak będzie. – Ku jego zaskoczeniu pod ręcznikiem pozostawiła dwie podstawowe części garderoby; biustonosz i obcisłe majtki, których potem nie pozwalała nawet dotknąć.
– Nie. Ty mnie nie znasz. Tak mało o sobie wiemy. Przytulę cię tylko – marudziła, jakby nie była dziewczyną z zakrapianej alkoholem potańcówki.
– To po co do niego przyszła, wykąpała się i weszła do jego łóżka? – nie mógł zrozumieć, a ponieważ... nadal bardziej podniecała go Halinka, stracił w końcu ochotę i przestał się upierać.
Nagle Helena przytuliła go mocno do swych obfitych piersi i... wprawnym ruchem ręki zdjęła biustonosz.
– Nie gniewaj się na mnie. Chcesz pobawić się?. – – poddała mu pierś i przycisnęła do niej mocno jego głowę.
Nie chciał tak. Uwolnił się i raz jeszcze sięgnął do jej majtek, a ona kolejny raz postawiła zdecydowany opór. Wtedy obraził się naprawdę, a że miał trochę w czubie, nie dbał o konwenanse, odwrócił się na bok i zasnął.
Nad ranem przyśniła mu się Halinka. Robiła z nim coś dziwnego; bawiła się jego członkiem. Gdy w momencie przebudzenia, poruszył dłońmi, wraz z pierwszymi oznakami świadomości, że rzecz dzieje się naprawdę, jego palce spoczywały we włosach Helenki, a jej głowa leżała na jego brzuchu. Podniecenie było tak silne, że nie potrafił już go powstrzymać. Chwilę potem Helena poderwała się z łóżka i twierdząc, że musi opuścić jego mieszkanie przed świtem, żeby jej nikt z nim nie skojarzył, ubrała się szybciutko i wyszła.
Po pracy, gdy Adam Borończuk przemyślał sytuację, postanowił porozmawiać z Heleną. Nie był pewny, czy jego zachowanie do końca było właściwe, czy nie powinni sobie czegoś wyjaśnić.
– ...Przecież Helena jest całkiem ładna, towarzyska i miła. Dobrze tańczy. I w ogóle dlaczego miałby tę znajomość tak byle jak zakończyć – analizował.
Wiedział, że jest ekspedientką w drogerii, nadarza się zatem okazja, żeby ją tam odwiedzić i umówić na następne spotkanie. A może tylko porozmawiać i zachować się według znanych mu konwenansów.
Niestety nie było jej za sklepową ladą. Pani, z którą rozmawiał, wyjaśniła, że jej koleżanka wzięła sobie wolne. I podała jej adres.
Helena mieszkała nieopodal sklepu, w budynku naprzeciwko miejskiego parku. – Skoro wzięła sobie wolne, to może zachorowała? A skoro jest chora, a wiedział, że mężatką nie jest, to może potrzebuje męskiej pomocy?
Otworzyła mu w szlafroku. Oczy miała lekko podkrążone, a jej twarz pokrywała gruba warstwa kremu. Miał wątpliwości, czy to ta sama dziewczyna, z którą bawił się na dancingu, ale... te obfite piersi... – gwałtowny powrót myśli o nocnej przygodzie sprawił, że znów poczuł podniecenie.
– O! A skąd ty tu się wziąłeś? Wejdź, proszę – Helena też była zaskoczona.
Wprowadziła go do dużego, jasnego pokoju, którego ściany obstawione były stylowymi starymi meblami i przeprosiła na chwilę, wyjaśniając, że idzie zaparzyć kawę i dokończyć makijaż. Wtedy z sąsiedniego pokoju wyszedł na korytarz młodzieniec. Adam ocenił jego wiek na dwudziestkę. Chłopak wyniósł torbę podróżną i otworzył szafę. Pakował się.
Adam nie miał żadnej innej myśli, jak tylko jedną: jej brat. A jeśli nie brat, to zapewne ktoś z rodziny.
Chłopak kręcił się pomiędzy opuszczonym przez siebie pokojem i szafą, donosił coś, dorzucał, sprawdzał, w końcu z niecierpliwością w głosie zawołał.
– Mamo! Miałaś mi przed wyjazdem do akademika uprasować koszulę!
Mówiąc szczerze, Adam zdębiał. – Helena ma takiego syna?... To ile ta kobieta ma lat? – Policzył szybko, że około czterdziestu i poczuł się nieswojo.
– Ja cię przepraszam, ale mój Wojtuś za chwilę wyjeżdża do Opola i muszę poświęcić mu jeszcze trochę czasu.
– To usprawiedliwienie Heleny wyjaśniło mu wszystko. Przecież odwiedził ją głównie ze względów kurtuazyjnych – szukał w myślach usprawiedliwienia. Z kurtuazją należy więc zachować się do końca.
Helena przyniosła kawę. I ciasteczka. Wypił, zjadł jedno i tłumacząc się, że wpadł zobaczyć, czy wszystko w porządku, pożegnał się.
Och, gdyby wtedy spotkał Halinkę?! Już by wiedział, co powiedzieć, co o niej myśli.
Zamiast kontynuacji uniesień, jakie go nachodziły na myśl, że pieści się z Figasem, gdy usłyszał tej nocy skrzypienie łóżka, ogarnęła go wściekłość.
– Już ja cię przypilnuję! – obiecał sobie.
Następnego dnia przyszedł z pracy wcześniej i w napięciu obserwował okno. Gdy pojawiła się na chodniku przed domem, wyszedł na klatkę schodową.
– Twojego amanta nie ma w mieszkaniu. Wejdziesz na chwilę do mnie? – zaproponował.
Była nawet na to przygotowana. Bawiła się nim...
– I co? Dobrze ci było z Helenką?
– Świetnie.
– A wiesz, ile ona ma lat?
– Wiem. Ma dorosłego syna.
Tym wyjaśnieniem zaskoczył ją. Podstępem bowiem zabrała jej dowód osobisty, żeby pokazać datę urodzin koleżanki. Była przekonana, że to ona go zaskoczy.
Helena trzymała się tak dobrze, iż nie dawano jej więcej lat jak trzydzieści. No, a wtedy: wieczór, makijaż, światła dyskoteki, alkohol...
– Ty wredny małpiszonie! – chciał ją obrazić, ale Halinka tylko śmiała się z niego.
– A wiesz, dlaczego cię umówiłam z Heleną? Bo mnie potępiałeś, że uprawiam seks z dużo starszym od siebie facetem. Chciałam ci pokazać, że to tylko kwestia podejścia. Do sprawy. A może tylko nastawienie psychiczne, że nie wypada. Sam teraz się przekonałeś.
– O czym? – był trochę zaskoczony. Mówiąc szczerze, wiedział dobrze, że starsi panowie uwielbiają młode panienki. Tak było od wieków. To raczej w drugą stronę nie funkcjonuje tak ostro.
– O czym? O czym? – przedrzeźniała go Halinka. –Powiedziałeś przecież, że Helena była świetna. Będziesz dalej się z nią… tego? – zapytała bez ogródek.
– Jeśli sprawdzę, że z taką młodą jak ty, jest tak samo.
Właściwie to sobie zażartował, ale… Halinka potraktowała to na serio.
– Poważnie? – wzruszyła ramionami. – A nie próbowałeś jeszcze?
– A znasz dowcip o termometrze? – przypomniał sobie, że Figas opowiada jej dowcipy.
– Powiedz – wzruszyła ramionami.
– Siostrzyczko. Czy siostrzyczka zechciałaby sprawdzić, czy mój termometr dobrze działa?
Mówiąc szczerze, zbity z tropu wyznaniem, jakie nieopatrznie mu się wyrwało, ratował się niezdarnie. A Halinka… zareagowała prawidłowo. – Jakby tym dowcipem Adam chciał wyrazić zaistniałą sytuację.
– A nikomu nie powiesz o tym, bo wiesz... jakby mój Figasiu się dowiedział...
I podeszła do łóżka, stanęła przy jego tylnej poręczy, zrzuciła z siebie sukienkę i była gotowa tak szybko, że Adam zdrętwiał.
– No, na co czekasz? Ściągaj spodnie...
– Szkoda – pomyślał potem – że Figas nie mieszka pod nim. Dowiedziałby się, jak czuje się mężczyzna, gdy nad nim skrzypi czyjeś łóżko.
Próba wypadła pomyślnie dla obojgu. On nie miał już wątpliwości, czy lepsze są kobiety młode, czy starsze, a ona... No właśnie. Co to znaczy siła przyzwyczajenia. Wprawdzie twierdziła uparcie, że młodszy facet jest lepszy od starszego kochanka, ale jednak nie potrafiła całkowicie z niego zrezygnować. Umawiała się z nim coraz częściej, ale nadal oszukiwała ich obu. Adam bał się, że sprawa w końcu się wyda, dojdzie do sąsiedzkiej awantury. No i nadal cholernie denerwował się, gdy nad nim w nocy zaskrzypiało łóżko.
Budził się nawet wtedy, gdy Halinka była przy nim, a łóżko na górze zaskrzypiało tylko dlatego, że zapewne z jej powodu Figasio miał coraz bardziej nerwowe sny.
I tak jak przed Helenką, uciekł przed Halinką. Gdy nadarzyła się okazja zmiany pracy na Wrocław, przygotował wszystko i któregoś dnia wyjechał, zostawiając dla niej w pokoju pielęgniarek szpitala miejskiego pakuneczek z czerwoną kokardą. Była tam duża bombonierka, zabezpieczona przed zwiędnięciem róża i wiersz. Brzmiał chyba tak:
Gdybym ja mógł miłość dawać,
nie żądając niczego w zamian,
byłbym studnią, albo rzeką,
w żyłach miałbym miód i mleko.
W sercu miałbym tylko kwiaty,
ale serce nie jest z waty.
W żyłach moich krew, nie woda.
Szkoda tej miłości, szkoda.